Na początku 32. kolejki angielskiej Premiership zawodnicy zafundowali nam kawał wielkiej piłki. W Wielki Piątek drużyna Swansea rozegrała świetne spotkanie, ale do bramki trafiał tylko Papiss Cisse – dwukrotnie.
Na Liberty Stadium ostatnio działo się źle. Zespół Swansea przegrał dwa mecze z rzędu, a dzisiejszego popołudnia miał urwać punkty Newcastle United. „Sroki” ciągle walczą o czwarte miejsce w ligowej hierarchii dające awans do ekskluzywnej Ligi Mistrzów. Do Walii piłkarze Alana Pardew przyjechali z trzema zwycięstwami z kolei. Gdyby i dzisiaj mieli ograć gospodarzy, „Łabędzie” przegrałyby trzecie starcie z rzędu pierwszy raz od… 2003 roku.
Piłkarze Brendana Rogersa od razu ruszyli do ataku, niesieni znakomitym dopingiem własnego obiektu. Już po 180 sekundach Gylfi Sigurdsson stanął przed szansą trafienia do siatki. Jego strzał z narożnika pola karnego minął słupek.
Minutę później diabelską skutecznością wykazał się Papiss Cisse. Dwa podania pomocników Newcastle i dziura w obronie gospodarzy pozwoliła Senegalczykowi urwać się i będąc na linii pola karnego, oddać strzał po długim rogu bramki Vorma. Piłka prześlizgnęła się jeszcze po rękawicy bramkarza i wpadła do bramki. Było to ósme trafienie w ósmym meczu zimowego nabytku zespołu z północy Anglii.
Szybko strzelona bramka wcale nie ustawiła meczu. Zespół gości totalnie zgasł i tylko się bronił. Za to gospodarze ruszyli z wielką mocą. Momentami myśleliśmy, że tylko zawodnicy w białych koszulkach grają w piłkę, a ich rywale ubrani na pomarańczowo stoją w miejscu i chwieją się na wietrze. Podopieczni trenera Rogersa próbowali wszystkiego – ataków prawym, lewym skrzydłem, strzałów z dystansu albo wielominutowego ataku pozycyjnego.
Połowa upłynęła pod dyktando Swansea. Przez całe 40 minut piłkarze nie mieli klarownych sytuacji, ale przeważali, niemal nie schodzili z połowy przeciwnika. Najbardziej starał się Gylfi Sigurdsson, młody Islandczyk dwukrotnie próbował z rzutu wolnego, lecz bez skutku. Końcowa plansza ze statystykami zaszokowała telewidzów. Posiadanie piłki wyniosło 80% do 20% na korzyść gospodarzy. Liczby dotyczyły nie Barcelony, ale meczu… beniaminka Premiership.
Początek drugiej części nie zmienił oblicza gry. Do natarcia ruszyły „Łabędzie”. Dwie minuty po przerwie wypożyczony z Hoffenheim Islandczyk znów miał dobrą okazję do wyrównania. Po rajdzie Nathana Dyera, który zdecydowanie wolał grać sam tego popołudnia, wystawił piłkę koledze, a ten kropnął nieznacznie obok słupka.
Dwie minuty później na uderzenie z dystansu zdecydował się Joe Allen – piłka musnęła jeszcze czubek buta towarzyszącego mu obrońcy i zmierzała do siatki. Dziwnym trafem, w sposób zupełnie niemożliwy, Tim Krul odbił futbolówkę i uchronił „Sroki” przed stratą bramki.
Po kwadransie gry z boiska zszedł Demba Ba, a jego kolega z reprezentacji znów chciał użądlić groźne tego dnia „Łabędzie”. Jego uderzenie minęło bramkę gospodarzy. To, co nie udało się wcześniej, powiodło się później. W 70. minucie mieliśmy kopię sytuacji z pierwszej połowy. Identycznie podanie otrzymał Papiss Cisse i zmierzając do linii końcowej, podciął futbolówkę, a ta idealnym lobem wpadła przy długim słupku do siatki bezradnego Michela Vorma. Ekipa Swansea grała w piłkę, a Newcastle strzelało bramki.
Czas uciekał, ale gospodarze dalej szukali swoich szans – po raz kolejny z dystansu chciał trafić Sigurdsson, ale tego dnia jego celownik był niedobrze nastawiony. Mecz trochę się zaostrzył, jednak dalej to gospodarze nadawali tempo spotkaniu. Bohater meczu był przed szansą skompletowania hattricka – za krótkie było podanie do własnego bramkarza obrońcy Swansea, przez co Michel Vorm musiał interweniować wślizgiem poza polem karnym. Futbolówka odbiła się od podchodzącego pressingiem Cisse i nieznacznie minęła słupek.
Howard Webb doliczył trzy minuty do regulaminowych 90. W ostatniej minucie do kolejnego rzutu wolnego sprzed bramki podszedł Sigurdsson. W tym sezonie Islandczyk już takiego gola strzelił przeciwko Wigan, ale tym razem piłka do siatki nie wpadła.
Piłkarze Swansea wpisali się w klimat świąteczny. Mimo świetnej postawy na tablicy wyników po ich stronie widniało wielkie jajo. Z trzema punktami pod pachą z Liberty Stadium do północnej Anglii wrócili piłkarze Newcastle United. Dzięki temu liga angielska, która wkracza w decydującą fazę, będzie jeszcze ciekawsza. Dzisiejsze zwycięstwo posadziło piłkarzy Alana Pardew na piątym miejscu w tabeli.
Newcastle do ligi mistrzów lub europy !!!
Chcem widzieć sroki w lidze mistrzów
Chcem? Ty Tępaku !!! A sroki to sobie mogą
pomarzyć. Jak nie spadną w następnym sezonie to
być może nabiorą doświadczenia i coś z tego
będzie. W tym sezonie jak na razie jest ok ale daje
im 3-4 kolejki i będą daleko od 5 miejsca ...
a reszta jak sobie chce... niech się tłuką o 4
miejsce:P... byleby Arsenal ugrał tą trzecią
lokatę. Ale ciężko będzie. Tym bardziej, że
Chelsea się przebudziła i gra o niebo lepiej jak z
byłym trenerem. A i Tottenham to nie przelewki.
Boli co nie? Ze kolejna ekipa sie pojawila ktora
zagraza Arsenalowi? Boj sie o swoj klub. Bo City i
United to Arsenal moze sie klaniac. Za rok koguciki
beda przed wami. Jak i Liverpool, ktory wroci na
wlasciwe tory. A jest Newcastle ktore juz ma niewiele
slabszy sklad od arsenalu. A jest jeszcze QPR ktore
ma bogatego wlasciciela i czekac tylko az odpali. Tak
wiec jak ktos ma sie bac to tylko arsenal.
Cissè jest niesamowity.