Zwycięstwami z Legią Warszawa i Koroną Kielce zaczęli piłkarze GKS Bełchatów sezon 2014/2015 w T-Mobile Ekstraklasie. Zwłaszcza pierwszy sukces przy Łazienkowskiej był wielką sensacją, bo jak by nie patrzeć, legioniści są mistrzami Polski, a bełchatowianie tylko beniaminkiem. Zatem jaką receptę na wygrywanie mają piłkarze Kamila Kieresia? Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Krok w tył, aby później zrobić dwa do przodu
Ostatni rok piłkarze GKS Bełchatów spędzili w I lidze, po tym, jak sezon 2012/2013 zakończyli na ostatnim miejscu w Ekstraklasie. Drużyna Kamila Kieresia musiała jeździć na mecze do takich miejscowości jak Stróże, Nieciecza czy Brzesko i walczyć często na boiskach, którym bliżej było do polany niż piłkarskiej murawy. Jednak działacze i zawodnicy z Bełchatowa jasno określili sobie cel i już w czerwcu 2014 roku pragnęli przygotowywać się do sezonu w elicie. Udało się zatrzymać (nie bez trudu, jak w przypadku braci Mak) piłkarzy, którzy stanowili trzon zespołu i dołączyć do nich kilku utalentowanych młodzieżowców. GKS Bełchatów miał grać w I lidze, tak jak w końcówce rozgrywek Ekstraklasy, i bez problemu awansować do niej ponownie. Sztuka ta udała się, mimo że Wilusz i spółka zanotowali kilka wpadek, które nie wpłynęły w ostateczności na końcowy sukces i powrót do T-ME.
Po wywalczeniu awansu obawiano się, że najlepsi zawodnicy zdecydują się odejść do innych klubów, a Kiereś będzie musiał budować całkowicie nową drużynę. Ostatecznie z GKS odszedł tylko, na rzecz Lecha Poznań, Maciej Wilusz, kapitan zespołu i reprezentant Polski. Miało to spowodować dziurę w solidnej bełchatowskiej defensywie, która na zapleczu Ekstraklasy straciła tylko 27 bramek. Inni podstawowi zawodnicy zdecydowali się pozostać w Bełchatowie. Trzeba przyznać, że dla wielu sezon w I lidze był czymś w rodzaju zrobienia kroku w tył, aby później zrobić dwa do przodu. Bracia Mak we dwóch ciągnęli grę swojego zespołu i można śmiało powiedzieć, że byli gwiazdami całej ligi. Podobnie jak Adrian Basta, który również wyróżniał się w barwach GKS przez cały sezon i bardzo uwierzył w swoje umiejętności. Mimo to pewnym było, że działacze muszą pomyśleć o wzmocnieniach, zwłaszcza na pozycję napastnika. To było ich główne zadanie przed rozpoczęciem nowego sezonu, już na stadionach w Warszawie, Poznaniu czy Szczecinie.
Brak rewolucji, a stabilność i zgranie zespołu
Sukcesem trenera Kamila Kieresia jest to, że namówił działaczy do tego, aby zatrzymać większą część podstawowych zawodników i uzupełnić ją tylko solidnymi jednostkami. Nie doszło do rewolucji w drużynie, a dokonano tylko kosmetycznych, ale koniecznych zmian. W miejsce wspomnianego Wilusza klub z Bełchatowa pozyskał doświadczonego Błażeja Telichowskiego z Podbeskidzia Bielsko-Biała. Do ataku zakontraktowano Bartosza Ślusarskiego, który grał przez ostatnie pół roku w I-ligowej Arce Gdynia, ale na boiskach Ekstraklasy nie jest postacią anonimową. Telichowski i Ślusarski są jedynymi piłkarzami, którzy znajdują się w podstawowej jedenastce GKS-u w porównaniu do poprzedniego sezonu.
Wyżej wymienieni piłkarze szybko dopasowali się do taktyki i sposobu gry drużyny Kieresia. Po pierwszych dwóch meczach mamy wrażenie, że Mateusz i Michał Mak rozumieją się ze Ślusarskim, tak jakby grali ze sobą od kilku dobrych lat. Z kolei para stoperów Baranowski – Telichowski wspólnie się uzupełnia i mimo że gra ze sobą tylko od paru spotkań, to radzi sobie bardzo przyzwoicie. Trener GKS-u nie chciał testować wagonów zawodników chętnych do gry w swojej drużynie, szukając jakiejś piłkarskiej perełki, a postawił na stabilność i zgranie zespołu. I jak się okazuje, ta decyzja przynosi mu dzisiaj dużo korzyści.
„Maczki” robią robotę, a „Ślusarz” dostawia nogę
Gra GKS Bełchatów opiera się w chwili obecnej przed wszystkim na Michale i Mateuszu Mak. Bracia bliźniacy, których bardzo ciężko rozróżnić, powrócili do Ekstraklasy w jeszcze lepszym stylu, niż ją opuszczali. Wtedy mówiono, że I liga będzie dla nich cofaniem się w rozwoju i tylko na tym stracą, dlatego ich menadżer nalegał na transfer do innego klubu. Piast Gliwice i Lech Poznań przedstawili działaczom z Bełchatowa swoje propozycje, który zostały odrzucone. Jak się później okazało była to doskonała decyzja zarówno dla klubu, jak i samych zawodników. 23-letni bracia rozwinęli się jeszcze bardziej na zapleczu Ekstraklasy i dzisiaj z łatwością poczynają sobie już w elicie. W meczu z Legią Michał i Mateusz raz po raz nękali dryblingami obrońców mistrzów Polski. Ten pierwszy zanotował decydującą asystę do Ślusarskiego, który musiał dołożyć tylko nogę i został wybrany zawodnikiem meczu.
W spotkaniu z Koroną Kielce bracia Mak odegrali ponownie główne role. Michał po indywidualnej akcji wywalczył karnego, którego na bramkę zamienił „Ślusarz”, a Mateusz tym razem dostawił nogę po podaniu swojego brata i zanotował pierwszą w tym sezonie bramkę w T-ME. O postawie bliźniaków z Bełchatowa rozpisują się wszystkie gazety sportowe w Polsce. Ich technika, swoboda, lekkość i polot w grze są cechami piłkarskimi, których próżno szukać u innych zawodników. Łatwość, z jaką wdają się w dryblingi i je wygrywają, jest zdumiewająca. A z tego wszystkiego korzysta Bartek Ślusarski, który tylko czeka na doskonałe dośrodkowania od swoich młodszych kolegów. „Ślusarz” przede wszystkim im (zwłaszcza Michałowi) zawdzięcza, że ma już dwie bramki na swoim koncie po dwóch kolejkach. Jeśli „Maczki” nadal tak będą sobie poczynali, to rosły napastnik może włączyć się nawet w walkę o króla strzelców.
Nie można również zapominać o reszcie zespołu, która pracuje na to, aby Makom i Ślusarskiemu było łatwiej. Baran, Poźniak i Rachwał zabezpieczają środek pola i starają się szybko kasować każdy groźny atak rywali. W bramce stoi solidny i doświadczony Malarz, który z niejednego pieca jadł już chleb. Z kolei defensywa złożona z ogranych Norambueny i Telichowskiego oraz młodych Baranowskiego i Basty jest mieszanką, która dobrze broni, ale wnosi również wiele w akcje ofensywne. Dodatkowym czynnikiem, który wpływa na dobrą dyspozycję GKS Bełchatów, jest atmosfera w drużynie. Szatnia jest ze sobą bardzo zżyta i widać po zawodnikach, że każdy poszedłby za drugiego w ogień. Dlatego uważam, że zespół Kamila Kieresia może być czarnym koniem rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy.
A oto dowód dobrej atmosfery w Bełchatowie: