Drużyna prowadzona przez trenera Kamila Kieresia zdecydowanie nie punktuje tak, jakby tego oczekiwali. Zarówno trener, piłkarze, jak i kibice mogą być zawiedzeni początkiem tego sezonu. A gdy dodamy do tego średnią grę i jak to określają sami zawodnicy "frajerskie" błędy w obronie, wychodzi nam powód, przez który Górnik jest tak nisko. Ale o tym, dlaczego tak jest i co dokładnie zawodzi w ich grze, postaramy się odpowiedzieć w tym artykule.
Na początek warto zdefiniować styl gry „Zielono-czarnych”. I choć nie jest to łatwe, to po 11 meczach w ekstraklasie można pokusić się o wnioski. Przede wszystkim „Górnicy” grają futbol oparty na prostocie. Duża liczba dośrodkowań w pole karne, mało akcji kombinacyjnych i szybkie przejście z obrony do ataku. To elementy gry, które są w wykonaniu Górnika Łęczna widoczne na pierwszy rzut oka.
Teoria wielkiego chaosu… – Górnik Łęczna
Jeśli mówimy o największym minusie Górnika Łęczna, to zdecydowanie jest to linia obronna. Formacja, w której skład wchodzą Tomasz Midzierski, Paweł Baranowski czy Kamil Pajnowski, nie może być ostoją drużyny. Środkowi obrońcy Górnika popełniają mnóstwo prostych, niewymuszonych błędów. Są to błędy w kryciu, asekuracji czy złym czytaniu gry. Do tego jako zdecydowany minus trzeba wskazać ich szybkość i zwrotność – szczególnie dwóch pierwszych. Niemniej jednak za dużą liczbę straconych bramek i błędów w defensywie odpowiadają nie tylko obrońcy. Winą trzeba obarczyć również defensywnych pomocników, którzy zostawiają w środku pola dużo miejsca do rozegrania piłki rywalowi.
Jakość, a właściwie jej brak w obronie „Zielono-czarnych” najlepiej przedstawić za pomocą obrazków. Wybraliśmy kilka akcji, które zakończyły się golem dla rywali drużyny Kamila Kieresia. Pokażemy błędy w defensywie, jakie popełniał zespół z województwa lubelskiego, i je omówimy.
Na wyżej załączonym obrazku widzimy sytuację z ostatniego meczu z Piastem Gliwice. Przedstawia ona bramkę na 0:1. Rzut wolny z bocznego sektora boiska i krycie strefą w wykonaniu piłkarzy w zielonych koszulkach. Należy zwrócić uwagę na zawodnika podświetlonego na pomarańczowo, który pozostawiony jest kompletnie bez nadzoru. Żaden z piłkarzy broniących nie jest na tyle blisko Sokołowskiego, aby móc go powstrzymać. W konsekwencji skutkuje to stratą bramki. Dopiero gdy piłka jest na ziemi, na piątym metrze, a gracz Piasta ma ją na nodze, gospodarze rozpaczliwie próbują ratować sytuację – nieskutecznie.
Kolejna sytuacja, na którą należy zwrócić uwagę, to sama końcówka meczu. Górnik Łęczna, który ma cenny jak dla siebie punkt, jest bardzo bliski straty bramki. A to wszystko przez powolny powrót środkowych pomocników. W tej pokazanej wyżej sytuacji zdecydowanie nie popisał się Szymon Drewniak, który truchtem wracał pod własną szesnastkę, przez co cały 16-20. metr był wolny. A co gorsza, wszystko to działo się w świetle bramki, a już juniorów uczy się, aby ją blokować. Sytuacji strzeleckiej można było jeszcze zapobiec, a to za sprawą Bartosza Rymaniaka. Ten jednak za łatwo dał się ograć rywalowi, choć nie pomógł mu również Midzierski, który był daleko od gry i asekuracji kolegi.
W ataku proste środki
Górnik Łęczna w grze ofensywnej stawia na proste, klasyczne środki, co oczywiście nie oznacza, że są one złe. Najważniejsze dla łęcznian jest to, aby były skuteczne. A tak w wielu przypadkach jest. W ataku należy przede wszystkim wskazać Bartosza Śpiączkę, który ma w tym sezonie już sześć bramek, co czyni go najskuteczniejszym Polakiem w ekstraklasie. A fakt, że dokonuje tego w najsłabszym zespole ligi, zasługuje na dodatkowe wyróżnienie. Poza tym napastnikiem należy zwrócić uwagę na Serhija Krykuna, który dysponuje niesamowitą szybkością i dość dobrym dryblingiem, co w grze Górnika jest często wykorzystywane. Mianowicie „Zielono-czarni” często jednym podaniem przenoszą grę spod własnej bramki na połowę rywali, uruchamiając tym samym szybkiego Ukraińca.
Na kilku konkretnych sytuacjach można zaobserwować, jak gra w ataku Górnik Łęczna. A łęcznianie grają tak, jak pozwoli im przeciwnik. Rzadko kiedy prowadzą grę, praktycznie w ogóle nie stosują ataku pozycyjnego. Raczej starają się grać szybko i dalekimi podaniami do bocznych sektorów boiska. Jedną z takich sytuacji widać na obrazku powyżej, gdzie Leandro dośrodkowuje piłkę w pole karne. Tam z kolei nabiega Bartosz Śpiączka, który jest niezwykle groźny w powietrzu, dysponując potężnym wyskokiem, wspinając się jednocześnie po rywalu „jak po drabinie”. Ciekawą opcją byłoby również uruchomienie zawodnika z numerem 22 na koszulce, bo ten miałby przed sobą dużo wolnego miejsca i dogodną sytuację strzelecką.
I choć pisaliśmy, że Górnik w swojej grze stosuje raczej proste środki, to zdarzają się również akcje przynajmniej w minimalnym stopniu kombinacyjne. Przykładem może być gol zdobyty z Pogonią Szczecin. W bocznej strefie boiska Szymon Drewniak wraz z Marcelem Wędrychowskim dość szybko rozegrali piłkę. Następnie ten drugi przytomnie zagrał na wolne pole do napastnika, który sfinalizował akcję. Niemniej takie akcje w wykonaniu podopiecznych Kamila Kieresia to jednak zdecydowana rzadkość. Choć gdy się już przytrafiają, to są groźne.
***
Podsumowując, Górnik Łęczna gra w defensywie bardzo chaotycznie, obrońcy gubią się jak dzieci we mgle. Popełniają dużo błędów, co skutkowało stratą aż 27 bramek w ostatnich 11 spotkaniach. W ataku jest trochę lepiej, ale rewelacji nie ma. Mocnym punktem są dośrodkowania, ale to trochę mało. Pokazuje to statystyka strzelonych bramek – tylko dziewięć. Łęcznianie w rozegraniu grają długą piłką. Dużo w ich akcjach jest przypadku i poniekąd szczęścia. Ale czy może być inaczej, mówiąc o beniaminku ligi, który już pod koniec 1. ligi miał problemy?