Southampton i jego droga z nieba do piekła


Można było odnieść wrażenie, że „Święci” będą walczyli o europejskie puchary, jednak rzeczywistość dość szybko i brutalnie ich zweryfikowała

6 marca 2021 Southampton i jego droga z nieba do piekła
Stuart Martin/Digital South/MB Media/PressFocus

Southampton i kibice tej drużyny przeżywają w tym sezonie niesamowity rollercoaster. Dotarcie z dna tabeli do nieba, czyli pozycji lidera, zajęło im chwilę. Ralph Hasenhüttl stworzył, wydawało się wtedy, naprawdę mocną drużynę z aspiracjami do gry w europejskich pucharach. I na nic te prognozy się zdały. „Święci” dość szybko opuścili niebo na rzecz piekła i zdaje się, że powoli się w tym miejscu już zadomowili.


Udostępnij na Udostępnij na

Trudno racjonalnie wytłumaczyć, co dzieje się w ekipie z St Mary’s Stadium. Zespół Jana Bednarka nie gra źle, a o dłuższego czasu nie potrafi punktować tak, jak robił to na początku sezonu. Projekt Ralpha Hasenhüttla z pewnością ma szansę powodzenia, jednak na ten moment ta maszyna nie działa tak, jak chciałby Austriak.

Wymarzony początek sezonu

W pierwszych dwóch kolejkach sezonu Southampton nie zdobył ani jednego punktu. Porażka z Tottenhamem 2:5 pokazała jednak, że był to tylko falstart ekipy z St Mary’s Stadium. „Święci” grali potem naprawdę atrakcyjny i przede wszystkim skuteczny futbol. Potrafili zremisować z Chelsea i pewnie pokonać Everton, Aston Villę i Newcastle United.

Kibice Southampton byli wtedy w raju. Ich klub w pewnym momencie zajmował nawet fotel lidera. 16 punktów po ośmiu kolejkach może napawać optymizmem. Danny Ings strzelał bramki, Jan Bednarek dyrygował obroną, a James Ward-Prowse dzielił i rządził w środku pomocy. Po cichu liczono, że „Święci” faktycznie mogą namieszać w ligowej czołówce.

Niestety, raj zarówno dla kibiców, jak i całej drużyny nie trwał zbyt długo. Następne dziewięć kolejek to tylko trzy zwycięstwa. Spadek w tabeli nie okazał się duży, ponieważ Southampton plasował się na 6. miejscu. Był to jednak ostatni dzwonek, aby wyciągnąć wnioski i wrócić na zwycięską ścieżkę.

Z nieba nie zostało już nic

Nikt wniosków jednak nie wyciągnął. O raju kibice też już nie wspominali i zapomnieli o nim tak szybko, jak było to tylko możliwe. Śmiem twierdzić, że trzy zwycięstwa w ostatnich dziewięciu meczach fani tego klubu wzięliby teraz z pocałowaniem ręki, a nie z grymasem na twarzy. Mówię o tym dlatego, że w następnych dziewięciu kolejkach „Święci” przegrali osiem (!) meczów i jeden zremisowali.

Na 27 punktów możliwych do zdobycia zdobyto zaledwie jeden. Nikt przez ten okres nie punktował gorzej od drużyny Ralpha Hasenhüttla. Southampton spadł na 14. miejsce w tabeli, a do pierwszego miejsca, którego niedawno przecież był tak blisko, traci teraz aż 35 punktów. Fatalną formę „Świętych” przypieczętował Manchester United, który zmiażdżył Jana Bednarka i spółkę aż 9:0.

Sam Janek Bednarek zaliczył chyba najgorszy występ w karierze. Gol samobójczy, sprokurowany karny i czerwona kartka. Nie o takim hattricku marzą piłkarze. Gwóźdź do trumny został przybity i do tej pory „Święci” nie mogą się podnieść. Remis z mocną obecnie Chelsea to marne pocieszenie. Jest jednak nadzieja na lepsze jutro dla Southampton, trzeba jednak skorygować parę błędów.

Kilka grzechów Southampton

O potencjalnym zwolnieniu Ralpha Hasenhüttla nie ma co mówić, bo to się po prostu nie wydarzy. Austriak ma tak mocne stanowisko, że musiałby sam się zwolnić, aby ktoś inny przejął stery na St Mary’s Stadium. I dobrze. Każdy wierzy w tego trenera. On sam ma plan, którego się kurczowo trzyma i tak pewnie pozostanie. Nie od razu Rzym zbudowano, dlatego na dobre, ale przede wszystkim regularne wyniki Jana Bednarka i spółki trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

Pierwszy z grzechów to wąska ławka. Southampton w tym sezonie zagrał we wszystkich rozgrywkach 30 meczów, co przekłada się na 2700 minut. Tylko 14 piłkarzy przekroczyło barierę 1000 rozegranych minut w tym sezonie. Jasne, „Święci” nie grają w europejskich pucharach, a jedynie w Premier League i FA Cup, jednak to nie jest dobra wymówka, aby nie dawać szansy innym zawodnikom. Tak mała kadra jest przyczyną nieregularności drużyny z St Mary’s Stadium. Szczególnie jeśli dodamy do tego specyficzny styl gry.

Ralph Hasenhüttl to niemiecka szkoła trenerska, zatem jego drugie imię to gegenpressing. I choć taki styl gry jest niezwykle skuteczny, to też bardzo męczący. Przy takim sposobie grania w piłkę nożną potrzeba szerokiego składu i wielu zdrowych piłkarzy do gry. Austriak dużych zasobów nie posiada. Może to okazja i znak, aby lekko podrasować obecną taktykę lub całkowicie ją zmienić?

Trzeci grzech, równie duży co pozostałe, to gra na wyjazdach. Wystarczy spojrzeć tylko na tę tabelę, aby zobaczyć, że coś jest po prostu nie tak.

 

Trzy gole strzelone mniej na wyjazdach i aż o 14 więcej straconych niż w meczach domowych budzi niepokój. Oczywiście pod uwagę trzeba wziąć dziewięć straconych bramek na Old Trafford, jednak po odjęciu tego meczu to nadal 19 straconych goli. Southampton na wyjazdach ma nieszczelną defensywę, a skutkiem tego jest więcej remisów i mniej zwycięstw. Dobrą drużynę cechuje dobra gra zarówno w meczach domowych, jak i wyjazdowych. Ekipie Jana Bednarka do miana takiej drużyny jeszcze zatem sporo brakuje.

***

Southampton przebył drogę z nieba do piekła, choć niewykluczone jest, że do tego nieba może w przyszłości wrócić. Na St Mary’s Stadium panuje przekonanie, że dobra gra nadejdzie z czasem, trzeba być jednak cierpliwym. Ralph Hasenhüttl to dobry szkoleniowiec, który ma możliwości, aby stworzyć naprawdę solidny zespół. „Święci” muszą jednak wyzbyć się grzechów, które niewątpliwie posiadają.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze