Sobotnie spotkania trzeciej kolejki Premier League obfitowały w czerwone kartki oraz kontrowersje. Od dna odbił się Arsenal, pogrążając jeszcze bardziej lokalnego rywala – West Ham United. Pierwsze punkty w obecnym sezonie niespodziewanie i w kontrowersyjnych okolicznościach stracił Manchester City. Na fotelu lidera zasiadł Liverpool.
Sobotnie mecze trzeciej kolejki obecnego sezonu zakończyły kilka zwycięskich pass, obfitowały w czerwone kartki oraz kontrowersje, które stały się już niestety nieodłączną częścią angielskiej ekstraklasy.
Ręka, która zaBOLYała City
Perfekcyjny wręcz początek obecnego sezonu w wykonaniu Manchesteru City raczej dla nikogo nie był wielką niespodzianką. Zespół Pepa Guardioli odniósł do tej pory dwa spokojne zwycięstwa, pokonując Arsenal na Emirates Stadium oraz gromiąc Huddersfield Town na własnym terenie. Komplet punktów i pozycja lidera potwierdziły przedsezonowe aspiracje „The Citizens” co do chęci obrony tytułu mistrzowskiego. Jednak w trzeciej serii spotkań Manchester City czekało spore wyzwanie. Wyjazd na Molineux Stadium i starcie z beniaminkiem, lecz tylko z nazwy – Wolverhampton Wanderers, zapowiadało trudną przeprawę.
Już pierwsze minuty potwierdziły przypuszczenia. Gracze Nuno Espírito Santo nie zamierzali oddać inicjatywy wyżej notowanemu rywalowi. Gospodarze często stosowali wysoki pressing, który nierzadko sprawiał spore problemy „The Citizens”. Wolverhampton Wanderers grał ambitnie i nadzwyczaj odważnie, atakując niekiedy nawet siedmioma zawodnikami. To przynosiło niespodziewane efekty.
Dwadzieścia minut po rozpoczęciu spotkania na Molineux Stadium zapanowała euforia. Po szybkiej akcji strzałem z bliskiej odległości pokonał Edersona Raul Jimenez. Bramka słusznie jednak nie została uznana przez arbitra głównego Martina Atkinsona, gdyż Meksykanin znajdował się w momencie oddawania strzału na pozycji spalonej. Kilkanaście sekund później po natychmiastowym wznowieniu gry blisko objęcia prowadzenia był Manchester City. Strzał Sergio Aguero trafił jednak jedynie w zewnętrzną część słupka bramki strzeżonej przez Rui Patricio.
Świetne okazje strzeleckie sprawiły, że spotkanie nabrało rumieńców. Minutę po uderzeniu Sergio Aguero fantastycznym strzałem z dystansu popisał się Raheem Sterling, lecz piłkę lecącą w okienko bramki z najwyższym trudem na poprzeczkę sparował Rui Patricio. Zespół Pepa Guardioli podkręcił tempo i zepchnął rywali do defensywy, jednak nie na długo. Kilka minut przed gwizdkiem oznaczającym przerwę wyborną sytuację zmarnował Raul Jimenez, uderzając niecelnie z siedmiu metrów przed bramką rywali.
Druga odsłona spotkania nie zmieniła obrazu gry. Manchester City bezskutecznie próbował sforsować świetnie prezentującą się dzisiejszego popołudnia defensywę „Wolves”. Gospodarze nie popełnili powszechnego w Premier League błędu i w starciu z mistrzem Anglii nie zamierzali wyłącznie bronić remisu.
Świetnej okazji nie wykorzystał Helder Costa, którego strzał na rzut rożny zdołał wybić Ederson. Po szybkim rozegraniu piłkę w pole karne dośrodkował Joao Moutinho, a do bramki rywali futbolówkę skierował Willy Boly. Jak pokazały powtórki, gol nie powinien być uznany, gdyż Francuz oddał strzał ręką.
Man City drop precious points v Wolves as Willy Boly scores controversial goal with his hand! #ManchesterCity #Wolverhampton #wolvesvcity pic.twitter.com/5W79CyNTXd
— 365Scores (@365Scores) August 25, 2018
Gracze Manchesteru City rzucili się do odrabiania strat, co pozwoliło gospodarzom na częstsze kontrataki. Blisko podwyższenia rezultatu był Ruben Neves, lecz strzał Portugalczyka z dystansu okazał się niecelny.
Niewykorzystana sytuacja zemściła się na „Wolves” chwilę później. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Ilkaya Gundogana strzałem głową wynik spotkania wyrównał Aymeric Laporte. Po bramce francuskiego defensora mecz znacznie się wyrównał, choć piłka meczowa należała do Manchesteru City. Sergio Aguero został sfaulowany na około 25. metrze od bramki Rui Patricio. Następnie sam poszkodowany oddał mocny strzał, lecz trafił jedynie w poprzeczkę bramki gospodarzy.
Na Molineux Stadium wydarzyła się spora sensacja. Zespół Nuno Espirito Santo pokazał, że można skutecznie przeciwstawić się obecnemu mistrzowi Anglii. Pytanie, czy inne zespoły pójdą śladem Wolverhampton Wanderers i w starciach z Manchesterem City również zastosują intensywny pressing, dzięki któremu „Wolves” zdobyli jeden punkt.
Sukces zrodzony w bólach
Potknięcie zespołu Pepa Guardioli było bardzo na rękę pozostałym drużynom walczącym o mistrzostwo Anglii, a w szczególności Liverpoolowi. „The Reds” obok Manchesteru City wymieniani są jako główny faworyt do zdobycia tytułu. Pomiędzy obiema ekipami ma według licznych opinii stoczyć się w tym sezonie batalia o końcowy sukces.
Już od początku spotkania „The Reds” zdominowali Brighton & Hove Albion, by wykorzystać szansę i zasiąść na fotelu lidera. Zespół Jurgena Kloppa zepchnął rywali do głębokiej defensywy, dzięki czemu Liverpool raz za razem kreował okazje bramkowe. Najpierw blisko otwarcia wyniku spotkania był Sadio Mane, jednak strzał Senegalczyka z dwunastu metrów minął bramkę Mathew Ryana.
Następnie fantastycznie interweniował australijski golkiper, broniąc strzał głową Roberto Firmino z bliskiej odległości. Napór Liverpoolu trwał w najlepsze. Mathew Ryanowi sprzyjało również szczęście. Uderzenie Trenta Alexandra-Arnolda z rzutu wolnego wylądowało bowiem na poprzeczce bramki Brighton & Hove Albion.
Fortuna odwróciła się jednak kilka chwil później. James Milner odebrał piłkę trzydzieści metrów przed bramką Mathew Ryana. Następnie dwa szybkie podania w wykonaniu zespołu z Anfield Road doprowadziły do świetnej okazji Mohameda Salaha. Egipcjanin wykorzystał dogodną sytuację, wyprowadzając Liverpool na prowadzenie. Piłka po strzale króla strzelców minionego sezonu zanim wpadła do siatki, odbiła się jeszcze od słupka bramki Brighton & Hove Albion.
Od początku drugiej połowy zespół Chrisa Hughtona odważniej ruszył do ataku. Świetnej sytuacji nie wykorzystał jednak Anthony Knockaert, strzelając obok bramki Alissona Beckera. Brighton & Hove Albion zwietrzyło swoją szansę, nierzadko dochodząc do kolejnych dogodnych okazji. Jednak zawodnicy gości albo uderzali niecelnie, albo Liverpool ratował Alisson Becker. Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie. „The Reds” powrócili na fotel lidera, choć gra podopiecznych Jurgena Kloppa była daleka od oczekiwań.
Derby dla Arsenalu
W derbach Londynu zmierzyły się dwa zespoły, które dotąd pozostawały bez jakiejkolwiek zdobyczy punktowej. Zarówno Arsenal, jak i West Ham United to drużyny w przebudowie, jednak mimo tego faktu seria porażek chluby nie przynosiła.
Zawodnicy Unaia Emery’ego długimi momentami rozgrywali spokojnie piłkę, powoli konstruując akcje. To nie przyniosło rezultatów. Bierność gospodarzy wykorzystał West Ham United. Po szybkiej dwójkowej akcji Felipe Andersona z Marko Arnautoviciem „The Hammers” na prowadzenie wyprowadził Austriak.
Arsenal odpowiedział już po paru minutach. Płaskie dośrodkowanie Hectora Bellerina wykorzystał Nacho Monreal, trafiając do bramki z zaledwie kilku metrów. Gracze Unaia Emery’ego próbowali pójść za ciosem, jednak bezskutecznie. West Ham United odpowiadał groźnymi kontratakami, niekiedy dochodząc do świetnych sytuacji podbramkowych. W decydujących momentach zawodnikom Manuela Pellegriniego brakowało jednak zimnej krwi.
Druga odsłona spotkania to prawdziwa sinusoida emocji. Najpierw dwie świetne okazje do zdobycia bramki zmarnował Marko Arnautović. Następnie do głosu doszedł Arsenal. Po jednym z ataków Alexandre Lacazette nastrzelił przypadkowo Issę Diopa, a piłka odbita od francuskiego defensora wturlała się do bramki Łukasza Fabiańskiego. To nie był jednak koniec kanonady „The Gunners”. Złudzeń o korzystnym rezultacie w doliczonym czasie gry „The Hammers” pozbawił Danny Welbeck.
Welbeck makes it 3-1 #afc pic.twitter.com/mITwynWyvM
— ArsenalGIF (@ArsenalGIF) August 25, 2018
Zwycięstwem w derbowym starciu Arsenal odbija się od dna i notuje pierwszą wygraną w obecnym sezonie. Natomiast sytuacja West Hamu United staje się coraz trudniejsza. Podopieczni Manuela Pellegriniego kontynuują niechlubną serię porażek i pozostają na dnie tabeli.
Na innych stadionach
W pozostałych trzech sobotnich spotkaniach sędziowie pokazali aż cztery czerwone kartki. Nie wszystkie wydają się jednak stuprocentowo prawidłowe. Przynajmniej jak na standardy Premier League.
The Richarlison red card… pic.twitter.com/Eq5Nejiy3t
— Ed (@Dixies60) August 25, 2018
Oprócz wszechobecnie królującej czerwieni nie zabrakło również emocji, z których słynie angielska ekstraklasa. W ostatnich sekundach Harry Maguire zapewnił trzy punkty Leicester City. Natomiast AFC Bournemouth dokonało nie lada sztuki, doprowadzając do remisu w domowym spotkaniu z Evertonem, choć przegrywało już dwoma golami. W starciu byłego beniaminka z obecnym Huddersfield Town podzieliło się punktami z Cardiff City, a kibice nie ujrzeli żadnej bramki.
Komplet sobotnich rezultatów:
Wolverhampton Wanderers – Manchester City 1:1
Arsenal – West Ham United 3:1
Bournemouth – Everton 2:2
Huddersfield Town – Cardiff City 0:0
Southampton – Leicester City 1:2
Liverpool – Brighton & Hove Albion 1:0