Śląsk Wrocław wychodzi z marazmu!


Arka Gdynia zakotwiczyła statek pod czerwoną latarnią, a Śląsk Wrocław nareszcie wygrał spotkanie

27 października 2019 Śląsk Wrocław wychodzi z marazmu!
Piotr Matusewicz / PressFocus

Od trzynastu spotkań między "Arkowcami" a "Wojskowymi" istniał status quo: brak wyników remisowych. Biorąc ten fakt pod uwagę, można było jedynie zakasać rękawy i czekać. Czekać na niedzielne popołudnie, które dla piłkarskiego kibica w "Wenecji Północy" zapowiadało się co najmniej interesująco. Śląsk Wrocław pragnął przełamać niemoc w postaci niewygrywania meczów, a Arka Gdynia zamierzała pokazać, że pod wodzą nowego trenera potrafi godnie punktować.


Udostępnij na Udostępnij na

W ostatnim czasie oba kluby borykały się z większymi lub mniejszymi problemami. Zespół gospodarzy nie dość [tekst o tym], że nie potrafił zdobyć trzech punktów od ponad dwóch miesięcy, to jak na złość w drodze do przełamania zaczęły pojawiać się schody za sprawą kontuzji i wykluczeń zawodników. Po stronie przyjezdnych natomiast wydarzyło się coś zdecydowanie poważniejszego w skutkach, a mówiąc wprost: zmiana trenera. Przy fakcie, że we Wrocławiu nigdy nie padł bezbramkowy remis w rywalizacji obu tych ekip, należało spodziewać się niespodziewanego.

Jeśli z Arką wykonamy pracę, jaką sobie zaplanowaliśmy, nie mam obaw. Musimy jednak udowodnić to na boisku.Krzysztof Mączyński (kapitan Śląska Wrocław)

Śląsk Wrocław energiczny i błyskawiczny

Kibice wrocławian nie musieli długo czekać na fajerwerki. Tempo spotkania niemal od pierwszej sekundy stało na świetnym poziomie, ale nawet mimo tego chyba nikt się nie spodziewał, że gospodarze strzelą bramkę już w 2. minucie meczu. Tak szybko ekipa trenera Vitezslava Lavicki jeszcze w obecnej kampanii nie strzelała (do tej pory najwcześniej w 4. minucie).

Strzelcem bramki okazał się Michał Chrapek, który wykorzystał nieporozumienie w szeregach defensywnych Arki, oddając celny strzał (po rykoszecie) w polu karnym. Środkowy pomocnik WKS-u zanotował pierwsze trafienie w sezonie 2019/2020, tym samym trafiając do siatki po raz pierwszy od 8 marca tego roku (gol przeciwko Jagielloni).

Co ważne, na jednej bramce ekipa gospodarzy nie spoczęła. Ostatnimi czasy największym problemem Śląska był okres po wyjściu na prowadzenie. Wówczas brakowało determinacji, żeby podtrzymać ofensywne nastawienie w celu zwiększenia przewagi, a to… Cóż, mściło się nie raz i choćby przykład niedawnego spotkania z Jagiellonią Białystok jest tego potwierdzeniem. Jak natomiast wyglądało to w meczu z „Arkowcami”? Dwa słowa: nieustanny atak. Podopieczni Vitezslava Lavicki (tekst o nim tutaj) odebrali przeciwnikom argumenty do tego stopnia, że Pavel Steinbors częściej podawał piłkę do kibiców na trybunach niż do swoich kolegów.

Różnica jakości i klucz w postaci środka pola

To raczej nie będzie przesadne stwierdzenie, ale kwartet Łabojko – Mączyński – Chrapek – Pich nie dość, że funkcjonował dzisiaj niemal bez zarzutu, to jeszcze pozbawił Arkę nadziei na sensowne konstruowanie akcji. Mówiąc dosadnie, coś takiego jak „środek pola” w słowniku podopiecznych Aleksandara Rogicia na czas meczu wypadło z obiegu. Marko Vejinovic z pomocą Michała Nalepy i Azera Busuladzicia nie potrafił ani na minutę stworzyć choćby namiastki kontroli.

Arka Gdynia w pierwszej połowie spotkania nie potrafiła stworzyć poważnego zagrożenia i co więcej, pozwalała swoim rywalom na zbyt wiele w kluczowych strefach przed własnym polem karnym. Przez pewien okres dzisiejszego starcia można było pomyśleć, że zespół przyjezdnych pod wodzą nowego szkoleniowca nie wykonał żadnego progresu, będąc tą samą „formą” zwolnionego Jacka Zielińskiego. A Śląsk Wrocław? W końcu przypomniał sobie o swojej najlepszej wersji z początku sezonu ekstraklasy. Kluczowym aspektem było zestawienie linii pomocy, które w wyżej wymienionej postaci jawi się jako najlepsze z możliwych.

Arka Gdynia nie złożyła broni! Ale Śląsk miał EXPOSITO

Początek drugiej połowy spotkania zapowiadał, że wynik wciąż jest sprawą otwartą. Piłkarze Arki wyszli na murawę ze zdecydowanie większym impetem, stwarzali zagrożenie w polu karnym przeciwnika, ale… wszelkie chęci i zamiary spaliły na panewce w 59. minucie. Wówczas Erik Exposito wykorzystał kolejny katastrofalny błąd „Żółto-niebieskich” w linii defensywnej, strzelając piątą bramkę w tym sezonie PKO BP Ekstraklasy. Hiszpański napastnik czekał na trafienie od pięciu spotkań, a ogółem wpisał się na listę strzelców w trzech meczach na przestrzeni trzynastu kolejek.

I żeby nie było zbyt kolorowo, to oczywiście nie był idealny mecz zarówno samego Exposito, jak i ofensywnych piłkarzy Śląska. W wielu fragmentach meczu razili oni bowiem niedokładnością. Konkretnie przy próbach realizacji ostatniego, decydującego podania, czego w spotkaniu było naprawdę sporo na skutek niemrawej postawy środkowych pomocników gdynian…

… którzy ostatecznie dowiedli swego w 79. minucie spotkania! Rzut karny, gol Vejinovicia i „kontakt”. Ostatnie dziesięć minut tego – co by nie mówić – niezłego widowiska nabrało lepszego smaku, ale koniec końców nie wniosło niczego więcej.

Sumując, wygrał zespół lepszy nie tylko pod kątem optycznym, ale również jakościowym. Dlatego śmiało można powiedzieć, że obecne lokaty obu ekip w tabeli ligowej mają słuszne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Arka Gdynia – 15. miejsce i czerwona latarnia ekstraklasy. Śląsk Wrocław – 7. lokata i fotel wśród ekip z najlepszej ósemki.

Na koniec warto dodać, że dzisiejsze zwycięstwo drużyna gospodarzy okupiła urazami kluczowych piłkarzy, czyli Krzysztofa Mączyńskiego i Israela Puerto.

Śląsk Wrocław

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze