Fakty są następujące: Śląsk Wrocław na przestrzeni kilku miesięcy zanotował dziewięć meczów z rzędu bez porażki. I co bardziej imponujące, aż siedem z nich zakończyło się zwycięstwem. „Efekt Lavicki”? Wyciąganie wniosków po kilku meczach może być oczywiście bardzo zgubne, jednak gdyby spojrzeć na poczynania wrocławian od początku pracy czeskiego szkoleniowca, nie ma mowy o przypadku. Ich ekstraklasa posiada aż nadto, ale akurat pozycja lidera należąca do WKS-u daje się w pełni uzasadnić.
Śląsk miał celować w górną ósemkę, ale… skoro apetyty rosną w miarę jedzenia, nikt nie zabroni nam powiedzieć (nawet pół żartem, pół serio), że wrocławianie idą po mistrzowską paterę! I to może jest zdecydowana przesada, bo za nami dopiero cztery serie spotkań, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że świetnie naoliwiona maszyna Vitezslava Lavicki wykolei się dopiero wtedy, gdy na Wrocław spadnie mordercza plaga kontuzji. W innym razie nie ma powodu do zmartwień (jeśli jest się kibicem Śląska rzecz jasna), a gdyby trzeba było już jakiś wskazać, nim byłaby pozycja napastnika (o niej szerzej tutaj). Koniec końców nawet ta wątpliwość zostaje poddana… w wątpliwość, bo WKS nie potrzebuje golleadorów. WKS ma Brozia!
Łukasz Broź w #Super5: Przyznam się, zgrywałem piłkę na drugi słupek. Wyszło jak wyszło.
Centrostrzał głową. https://t.co/htRk0LNC1b— Krzysztof Marciniak (@Marciniak_k) August 9, 2019
Trent Alexander-Broź i ofensywna defensywa
Cztery, w świeżo rozpoczętym sezonie – w tylu akcjach zakończonych wpakowaniem futbolówki do siatki brali obrońcy Śląska Wrocław. Najpierw niezwykłą passę rozpoczął Dino Stiglec równie niezwykłym golem w meczu z Wisłą Kraków, a później zawtórował mu Łukasz Broź w spotkaniu z Piastem Gliwice. Potem nastąpił chwilowy „przestój”, bo żaden z defensorów nie wpisał się na listę strzelców w Warszawie, jednak wszystko wróciło do normy w Poznaniu. Łukasz Broź przyjeżdżając tam, stwierdził, że nie przystoi mieć przy swoim nazwisku tylko jednego trafienia (w założeniu na cały sezon), po czym zadecydował, że powalczy o koronę króla strzelców. Raz i dwa!
W meczu na szczycie lider stracił miano niepokonanego, Śląsk nadal w świetnej formie. Statystyki #LPOŚLĄ pic.twitter.com/medJIgd7Kf
— EkstraStats (@EkstraStats) August 9, 2019
Lecha Poznań sprowadził na kolana 33-letni prawy obrońca z Giżycka. Brzmi to… ciut groteskowo, by nie powiedzieć, że absurdalnie. Przypomnijmy bowiem, że wczorajszy dublet w wykonaniu piłkarza Śląska uczynił go najlepszym fachowcem od strzelania bramek w ekstraklasie. Zapewne tylko na moment, ale na przestrzeni czterech kolejek!
Podstawą zwycięstwa była oczywiście dobra praca całego zespołu i organizacja gry, która funkcjonowała należycie. Lech był groźny przy piłce, ma dobrych zawodników, ale nasi piłkarze walczyli jeden za drugiego i to był klucz do zwycięstwa. Vitezslav Lavicka po wygranym meczu (3:1) z Lechem Poznań
Z każdym kolejnym sezonem wydaje się, że nasze krajowe podwórko już niczym nie zaskoczy. I zawsze dochodzimy do punktu, w którym patrzymy w lustro i mówimy sobie: myliłem się, ekstraklasa corocznie w lipcu pisze się na nowo, odkrywając wcześniej nieznane karty. Jej obecna historia, a konkretniej jej początek, sugeruje, że Śląsk Wrocław pod wodzą Vitezslava Lavicki stosuje bardzo ciekawą formułę. Formułę wygrywania, gdy boczny obrońca strzela bramkę dla swojego zespołu (Legia -> brak formuły -> remis -> przypadek?).
Nagle okazuje się, że ciężar zarówno bronienia, jak i atakowania spoczywa na formacji, która wyręcza (lub wręcz w zamyśle ma zastępować) napastnika. Sześć goli w czterech meczach – cztery z nich należą do obrońców. To już połowa tego, co osiągnęli defensorzy WKS-u w ciągu 37 kolejek poprzedniej kampanii!
Oto moment, w którym wieeelu prezesów zwolniłoby Vitezslava Lavickę.
Śląsk z początku tego sezonu (i finiszu poprzedniego) to świetny dowód na to, że cierpliwość popłaca. Świetna organizacja gry w defensywie. Widać rękę trenera. pic.twitter.com/eHLNSyHKpz
— Jakub Białek (@jakubbialek) August 9, 2019
Śląsk Wrocław znaczy: defensywa, bramkarz i ciężka praca
Świetna defensywa (tylko dwa stracone gole do tej pory) pochodzi nie tylko z postawy zawodników z pola. Otóż okazuje się, że człowiek, który przez wielu sympatyków Śląska raczej nie został przyjęty z dużą dozą optymizmu, stał się najjaśniejszym punktem drużyny. Matus Putnocky, o którym mowa, swoimi występami w barwach wrocławian sprawia, że jego niezbyt udany epizod w Lechu Poznań powoli odchodzi w zapomnienie. Każdy widzi jego formę tu i teraz, a ona jest krótko mówiąc – fenomenalna.
https://twitter.com/GNamorzyn/status/1159923587383537669?s=19
Co mecz to interwencje najwyższej klasy, a przecież pamiętajmy, że słowacki golkiper jest w kwiecie wieku (34 lata). Najwyraźniej im starszy, tym lepszy, czemu dowodzą kolejne spotkania. Czy to z aktualnym mistrzem Polski, czy z ofensywnie grająca Wisłą, czy z głównymi faworytami do zwycięstwa ligi – zawsze można liczyć na nowy nabytek wrocławian. Bo gdy linia defensywna zawodzi, Putnocky staje na wysokości zadania w każdy możliwy sposób.
Za kadencji trenera Lavička tworzymy monolit w defensywie i dzięki temu odnosimy zwycięstwa. Czasami nie są one poparte piękną grą, natomiast na pewno charakterem, wolą walki i tym, że nie odpuszczamy i gramy o każdą piłkę. Cieszymy się z tego i oby tak dalej. Jakub Łabojko po wygranym meczu (3:1) z Lechem Poznań
Ktoś może powiedzieć, że gdy bramkarz dosłownie co mecz jest jednym z bohaterów pojedynku, nie świadczy to dobrze o danym zespole. W wielu przypadkach trudno z tą kwestią polemizować, ale zauważmy, że właśnie w taki sposób buduje swój zespół trener Lavicka. Od tyłów. Jak brzmi znane piłkarskie porzekadło? Właśnie. Że wojny wygrywa się defensywą.
Przekonał się o tym taki tuz europejskiej piłki jak choćby Liverpool, więc dlaczego Śląsk Wrocław nie może iść tą drogą? W tej chwili większość PKO Ekstraklasy z zazdrością zagląda do Wrocławia, bo tam wszystko jest na swoim miejscu. Świetny bramkarz, szczelna i bramkostrzelna defensywa, kreatywna linia pomocy i ciężko pracujący napastnik. Sposób na sukces?
🗨 V. Lavička po #LPOŚLĄ: "Poznałem Matusa Putnockyego jako doświadczonego bramkarza, z dużą jakością. Wiem, że spędził w Poznaniu kilka ostatnich lat, ale podszedł do spotkania z dużym szacunkiem dla Lecha i dużą mobilizacją".
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) August 9, 2019
Tak, jeśli jest on poparty ogromem pracy zarówno na treningach, jak i na boisku. Prawda jest taka, że Śląsk Wrocław wręcz osacza swoich meczowych rywali, co doskonale widać w statystykach. W każdej kolejce podopieczni Vitezslava Lavicki biegają za dwóch (zawsze ponad 110km przez 90 minut) i co najważniejsze, zawsze więcej od przeciwnika. Przykład? Drużyna Lecha przebiegła niespełna 112 km, natomiast WKS zanotował aż 6 000 metrów więcej.
Praca, praca i jeszcze raz praca. To nie przypadek, że ekipa ze stolicy Dolnego Śląska rozgrywa w tej chwili najbardziej równe i powtarzalne zawody w lidze. Gdzie ją to zaprowadzi? Na pewno nie w okolice strefy spadkowej, a z kolei do osiągnięcia grupy mistrzowskiej zostało tylko ok. 30 punktów.
Sztylka: Widać rękę trenera Lavicki (//slasknet.com/?nr=25317)