Śląsk Wrocław w mijającym obecnie okienku transferowym poczynił dość głośne transfery, kontraktując piłkarzy o znanych w Polsce nazwiskach i renomie, nie wydając przy tym fury pieniędzy. Do tej pory transfery na Aleję Śląską odbywały się bez większego echa i zainteresowania dziennikarzy oraz fanów piłki spoza Wrocławia, ewentualnie można było znaleźć skromną wzmiankę w dzienniku sportowym lub „Skarbie Kibica”, jednak na niewielu te poczynania robiły większe wrażenia.
Teraz jest inaczej – „Wojskowi” jako jedni z pierwszych dali sygnał do ataku i rozpoczęli przygotowania do nowego sezonu, poszerzając swoje szeregi o kolejnych zawodników. Jednak przypatrując się bliżej niektórym ruchom transferowym klubu, można zauważyć, że są to piłkarze po pewnych przejściach – nękających kontuzjach, wahaniach formy czy nieudanych zagranicznych wojażach. Czyżby Śląsk obrał nową politykę transferową, opierając kadrę o zawodników niechcianych w innych drużynach?
Syn ojca
Jakub Kosecki ostatnie dwa sezony spędził w zespole SV Sandhausen, grającym na co dzień na zapleczu Bundesligi. W kampanii 2015/2016 jedynie wypożyczony, początkowo udanie wszedł w sezon, strzelił dwie bramki, później na drodze stanęła kontuzja, która w środku rozgrywek wykluczyła go z możliwości rywalizacji o miejsce w pierwszej jedenastce, a ostatecznie pozbawiła nawet miejsca w kadrze meczowej.
Kolejny sezon miał być inny – powrót do Legii Warszawa i brylowanie po boiskach ekstraklasy w koszulce mistrza Polski. Jednak obecny trener, Besnik Hasi, nie uwzględniał Jakuba w swoich zamierzeniach taktycznych, więc doszło do transferu definitywnego i za marne 100 tysięcy euro wrócił na szczebel 2. Bundesligi.
Sezon 2016/2017 Kosecki zakończył z bilansem dwóch goli i trzech asyst w 20 meczach ligowych. Pełne 90 minut rozegrał jedynie w dwóch spotkaniach – 26 sierpnia z VfB Stuttgart oraz 19 marca z Dynamem Drezno.
Z pewnością jest to zawodnik, który ma jeszcze coś do udowodnienia w polskiej piłce. Niespełna 27-letni skrzydłowy może z powodzeniem grać na solidnym poziomie co najmniej 5–6 lat. Posiada odpowiednią dynamikę, zwrotność, jednak jego karierę wyhamowały nękające kontuzję, a być może brzemię ojca, które z pewnością towarzyszy mu od początku kariery. Jeśli chodzi o rolę w ekipie Śląska, z pewnością „Kosa” stanowi solidne wzmocnienie kadrowe, jednak mając na uwadze jego ambicje oraz oczekiwania z nim związane, zapewne mało kto nie przypuszczał, że ścieżka kariery tego piłkarza przebiegać będzie przez Wrocław.
Włoska przygoda
Michał Chrapek ostatnie dwa lata spędził w Lechii Gdańsk. Łącznie rozegrał w barwach tego klubu 33 mecze razem z jednym występem w Pucharze Polski. Nie jest to zbytnio imponujący wynik. W większości spotkań piłkarza nie było w kadrze meczowej, pojawiał się na boisku dopiero w przypadku kontuzji kolegów ze środka pola. Trener Piotr Nowak oraz jego poprzednicy nie darzyli go więc zaufaniem.
W Catani Calcio Chrapek wystąpił łącznie w 23 meczach, jednak rzadko grał od początku. Kwota transferu do Włoch – 1,40 mln euro – niemała jak na polskie warunki, jednak od tamtego czasu Michał jakby drepcze w miejscu. Śląsk Wrocław wydaje się dla niego idealną przystanią, aby poprawić statystyki ligowych występów oraz wskoczyć na dłużej do pierwszego składu. Do tej pory gra w miarę regularnie, zaliczył też trzy asysty, więc klub powinien mieć z niego pożytek.
Brat bliźniak
Michał Mak, podobnie jak poprzedni bohater, dołączył do drużyny Śląska na zasadzie wypożyczenia z Lechii, wcześniej doświadczając jesiennej przygody z Arminią Bielefeld. Dla tego piłkarza ubiegłoroczny sezon był bardzo kiepski. W 2. Bundeslidze trener stracił do niego zaufanie po pierwszym rozegranym meczu, gdyż później nie pojawił się już w kadrze. Po powrocie do Polski wcale nie było lepiej, Mak wychodził na murawę jedynie w roli jokera, dlatego ponowna zmiana klubu była nieodzowna. Pora wrócić do dyspozycji, którą reprezentował chociażby w sezonie 2015/2016.
Ten z długimi włosami
Pora na kolejnego bohatera rodem z krajowych boisk. Igor Tarasovs przybył z Giresunsporu, jednak nie zagrzał w tym klubie miejsca zbyt długo. Mimo udanego początku sezonu i gry w podstawowym składzie w pełnym wymiarze czasu od stycznia wystąpił w zaledwie jednym spotkaniu. W Polsce znany był z występów w Jagielloni Białystok i konfliktu z Jakubem Koseckim, natomiast obecnie prawdopodobnie zapomnieli o dawnej urazie, a przynajmniej powinni to zrobić ze względu na dobro zespołu.
Król strzelców
Na tle swoich poprzedników Marcin Robak wyróżnia się na wielu polach. Po pierwsze grał regularnie w poprzednim sezonie w barwach Lecha Poznań. Po drugie zdobył wspólnie z Marco Paixao koronę króla strzelców. W przeciwieństwie więc do poprzednich bohaterów kampanię 2016/2017 może zaliczyć do udanych. Robak miał stabilną sytuację klubową, mimo że w drugiej połowie sezonu często pojawiał się na boisku, wchodząc z ławki rezerwowych. To było główną przyczyną konfliktu z trenerem Nenadem Bjelicą, którego apogeum przypadło na 4 czerwca 2017 roku, na mecz z Jagiellonią Białystok, co uwieczniły kamery. Na sezon 2017/2018 konieczne było rozpoczęcie poszukiwań nowego klubu. Dzięki temu siła ofensywna Śląska uległa pokaźnemu wzmocnieniu. Jedyny minus piłkarza stanowi wiek, jednak do tej pory Marcin Robak udowadnia, że jest jak wino – im starszy, tym lepszy.
W pozostałych rolach
Są również inni zawodnicy o zbliżonym profilu do pierwszej czwórki. Djordje Cotra, Kamil Vacek, Arkadiusz Piech, Boban Jović, Jakub Słowik – to piłkarze, którzy uzupełniają obraz Śląska Wrocław jako klubu przyjmującego zawodników odrzuconych, niechcianych w innych zespołach. Są to transfery warte odnotowania, jednak martwi fakt, że jedynie Marcin Robak odstaje od tego obrazu, chociaż gdyby nie pokłócił się z poprzednim szkoleniowcem, do zmiany klubów prawdopodobnie by nie doszło.
Konkluzja takiego stanu rzeczy może być jedna – dopóki w Śląsku nie pojawią się większe pieniądze, większe kontrakty sponsorskie, wyższa frekwencja na stadionie, szanse na transfery ukształtowanych lub perspektywicznych graczy są naprawdę niewielkie. W lipcu i sierpniu sporo mówiło się o przejęciu przez Grzegorza Ślaka, prawnika i finansisty, jednak pomimo uchwały Rady Miasta Wrocławia o sprzedaży 54,46% akcji klubu sprawa stanęła w miejscu.
Ekstraklasa to jedna wielka zbieranina odrzuconych na zachodzie (i wschodzie) piłkarzy, więc mnie osobiście "wzmocnienia" jakie poczynił Śląsk specjalnie nie szokują. Jak kraj takie PSG.