O dziwo, w Legnicy nastały takie czasy, że coroczne aspiracje związane z powrotem do ekstraklasy nieco przycichły. Zarówno właściciel, jak i nowy szkoleniowiec "Miedzianki" nie zapowiadają hucznego ataku na lokaty gwarantujące bezpośredni awans, o którym w przypadku legniczan mówi się przecież zawsze. Dzisiaj trudno jednak nie odnieść wrażenia, że tragedii nie będzie, jeśli nowy projekt sportowy nie zostanie dopięty tu i teraz. Miedź Legnica rozpoczęła nowy cykl, na którego efekty prawdopodobnie trzeba będzie poczekać.
Ogrom transferów i pożegnań to obraz sytuacji, jaka panuje w Legnicy, odkąd funkcję trenera przestał sprawować Ireneusz Kościelniak. Cel jego misji nie został zrealizowany, ale skrajną naiwnością byłaby wiara, że po takim sezonie awans Miedzi się należał. Nic z tych rzeczy. Zespół jeszcze pod wodzą trenera Nowaka zawodził w najważniejszych momentach (więcej o tym tutaj), przypominając związek, który po prostu się wypalił. Jak się okazało, nawet mityczny efekt nowej miotły nie uczynił cudów, stąd nadal mówimy o „Miedziance” w kontekście klubu pierwszoligowego. Patrząc jednak na całokształt zmian, jakie zostały popełnione tego lata, można zacierać ręce. Jeśli nie na ten rok, to z pewnością na kolejny.
Przygotowania do sezonu
Po powrocie z urlopów na piłkarzy „Miedzianki” czekał już nowy szkoleniowiec – Jarosław Skrobacz. Zdaje się, że to autorski pomysł Andrzeja Dadełły, który obdarzył byłego trenera GKS-u Jastrzębie naprawdę dużym zaufaniem. Zdradza to choćby fakt, że żaden zatrudniony zawodnik nie zjawił się w Legnicy bez zgody 53-latka. Trener Skrobacz otrzymał taki komfort budowania zespołu pod własną wizję, że aż strach pomyśleć, co by było, gdyby większość decyzji kadrowych okazała się trafna. Ale do tej kwestii jeszcze dojdziemy. Z pewnością to, co może budzić nadzieje kibiców Miedzi, kryje się w stylu gry, jaki preferuje Skrobacz. Intensywny, ofensywny i ładny dla oka.
– Trenowaliśmy już pod kątem taktycznym, zachowania w grze defensywnej, na połowie przeciwnika. To wymaga sporo pracy, zrozumienia i współpracy między zawodnikami. Czasu jest mało, ale trzeba to robić. Jesteśmy po wnikliwej analizie wideo zarówno naszej gry z końcówki sezonu, jak i dobrych drużyn grających w takich ustawieniach, systemach. Myślę, że drużyna to przyjmie i będzie zadowolona z oferowanego stylu gry. Zakładamy, że będzie tylko lepiej i bardziej widowiskowo. Będziemy chcieli po prostu każdy mecz wygrać – podkreślał szkoleniowiec „Miedzianki”.
Próbkę filozofii, jaką wyznaje Jarosław Skrobacz, mieliśmy okazję poznać w sparingu Miedzi z Górnikiem Polkowice (15 sierpnia). Oczywiście mowa tu o przeciwniku drugoligowym, i to w fazie gruntownych zmian, ale mimo wszystko legnicki pierwszoligowiec potraktował to spotkanie bardzo poważnie. Końcowy rezultat stanął na wyniku 5:1 dla „Miedzianki” i jak się później okazało, zdaniem sztabu szkoleniowego jeden test przed meczami o stawkę był wystarczającym materiałem do analiz. Co by nie mówić, niektórzy piłkarze pokazali się z bardzo dobrej strony, a z kolei u kilku innych zabrakło przekonujących argumentów na tle niedawnego beniaminka 2. ligi.
Na listę strzelców wpisali się Krzysztof Danielewicz (rzut karny wywalczony przez testowanego Pawła Tupaja), Szymon Matuszek (po zamieszaniu w polu karnym podczas stałego fragmentu gry), Krzysztof Drzazga (podobnie) i dwukrotnie Jakub Łukowski (najpierw rzut karny wywalczony przez Krzysztofa Drzazgę, a potem skuteczność w sytuacji sam na sam z bramkarzem po pięknej asyście Marcina Garucha). Przeciwnik nie był tego dnia zbyt wymagający, ale najważniejszy był fakt, że w koszulce Miedzi wybiegli wszyscy nowi zawodnicy oprócz Michała Bednarskiego, który leczył uraz powstały jeszcze w poprzednim sezonie. Najmniej przekonujący tamtego dnia zdawali się być Kamil Zapolnik i Marcin Warcholak. Na plus natomiast można było zaliczyć Tupaja, Drzazgę, Garucha i Matuszka.
W końcu przyszedł czas na mecz pucharowy z Radomiakiem (22 sierpnia), który w sposób brutalny sprowadził na ziemię tych optymistów, którzy liczyli na szybkie efekty pracy trenera Skrobacza. To było niemożliwe, zwłaszcza że wyjściowa jedenastka nigdy wcześniej (ani zapewne nigdy później) nie była tak zestawiona. M.in. w bramce postawiono na Mateusza Hewelta, który w poprzednim sezonie mógł jedynie patrzeć na grę Łukasza Załuski. Ogółem mówiąc, w każdej formacji zobaczyliśmy coś nowego, ale pozytywnych wspomnień po meczu nie będzie.
Radomiak wypunktował legniczan, wygrywając 4:0. To był sygnał, że do optymalnego zgrania drużyny i opanowania taktyki nałożonej przez trenera jeszcze daleka droga. Potwierdził to również jeden z zawodników, mówiąc, że zespół popełniał błędy w fazie zakładania wysokiego pressingu. Co więcej, piłkarze borykali się z syndromem tzw. ciężkich nóg, co w wywiadzie dla kanału „Niski Pressing” potwierdził Szymon Matuszek. – Sztab szkoleniowy mocno przygotowuje nasz zespół pod ligę. Współczułem chłopcom, kiedy oglądałem mecz w telewizji, bo wiedziałem, że nie mogli zagrać na 100% – powiedział nowy kapitan.
– Momentami raziła nasza nieporadność w wyprowadzaniu piłki. W bardzo prostych sytuacjach oddawaliśmy piłkę pod nogi przeciwnikowi. Nawet niekiedy bez większej presji i większego nacisku. To mających szybkich zawodników na skrzydłach gospodarzy tylko nakręcało. Stwarzali przewagę liczebną i stąd jeszcze kilka groźnych sytuacji. Myślę, że dzisiaj zdecydowanie mieliśmy za mało atutów, by przeciwstawić się Radomiakowi. Na pewno mieliśmy zagrać inaczej. Mamy sporo rzeczy do wyeliminowania i poprawy – podsumował trener Skrobacz.
Transfery – Miedź Legnica jako przykład rewolucji
Falstart w Pucharze Polski nie przykrywa faktu, że w Legnicy postarano się o bardzo obiecujące transfery. Do klubu ściągnięto aż 11 zawodników, z czego połowę śmiało możemy uznać jako kandydatów do wyjściowej jedenastki. W szatni pojawiły się zarówno nazwiska po doświadczeniach z ekstraklasy, jak i piłkarze na fali wznoszącej z niższych klas rozgrywkowych. Co jednak najważniejsze, kadra została poważnie odmłodzona. Widać to w poniższej tabelce, gdzie wymienionych jest ośmiu zawodników poniżej 25. roku życia. Młodość, rutyna i jakość – trener Skrobacz we współpracy z klubem zadbał o każdy z trzech elementów.
Zdecydowanie najwięcej można sobie obiecywać po piłkarzach, którzy w swoich poprzednich klubach pełnili niebagatelną rolę. Przez pryzmat tego czynnika warto więc wysunąć na pierwszy plan Marcina Biernata, Szymona Matuszka, Damiana Tronta czy Michała Bednarskiego (więcej o nim tutaj). A to przecież nie koniec. Kluczowy sezon (2019/2020) w kontekście dalszej kariery mają za sobą choćby wychowankowie Lecha Poznań, czyli Paweł Tupaj i Bartosz Bartkowiak.
Poza tym w Legnicy pojawił się Krzysztof Drzazga pragnący odbudować nazwisko, na które zapracował przed transferem do Wisły Kraków. Co więcej, drugą szansę w Miedzi na pokazanie swoich umiejętności otrzyma Krzysztof Danielewicz. Ten sam Danielewicz (podobny casus do Drzazgi w Puszczy Niepołomice), który dwie kampanie temu robił niemałą furorę jeszcze w barwach Chojniczanki.
W tej chwili Miedź Legnica nie dość, że posiada naprawdę dobrą jakość na większości pozycji (poza dwoma, gdzie pojawiają się wątpliwości: lewa strona obrony i bramkarz), to jeszcze świetny poziom prezentuje głębia składu. Wystarczy minuta analizy, by zorientować się, że dosłownie w każdej części boiska będzie rywalizować ze sobą jakaś para piłkarzy. Spójrzmy: Drzazga – Bednarski, Łukowski – Roman, Danielewicz – Bartkowiak, Śliwa – Zapolnik, Tront – Purzycki, Warcholak – Garuch, Musa – Biernat, Mijusković – Pietrowski, Zieliński – Tupaj, Hewelt – Grobelny.
Co prawda wciąż nie znamy formacji, jaką Miedź wyjdzie na inauguracyjny mecz z Sandecją, ale mniej więcej właśnie tak to wygląda. Jak widać, po transferach pojawia się multum opcji, a przecież swoje „pięć groszy” na pewno dołożą młodzi zawodnicy z akademii, tacy jak Adamski, Panka, Conde czy Niewiadomski. Niewykluczone zatem, że kibice nie będą musieli tęsknić za żadnym rozstaniem tego lata. Rywalizacja w kadrze osiągnęła wysoki pułap i nie martwilibyśmy się o faworyzowanie jednego czy drugiego piłkarza (tak, trenerze Nowaku, patrzymy na ciebie). Słowem: to ma potencjał.
Atut – Miedź Legnica ma ciekawego sternika
Postawimy na nieoczywistą kartę, a właściwie na gracza, którymi tymi kartami będzie dysponował. Za największy atut „Miedzianki” uznajemy więc Jarosława Skrobacza, który o ile w klubie aspirującym do gry w ekstraklasie jeszcze nie pracował, o tyle nic nie stoi na przeszkodzie, by wierzyć, że lepsze warunki do pracy będą równać się lepszym wynikom. Jak sam trener wspominał w wywiadach, w GKS-ie Jastrzębie nie mógł w pełni skupić się na obowiązkach trenerskich. Mimo to odnosił sukcesy, więc z perspektywy kibica Miedzi pozostaje wierzyć, że Andrzej Dadełło pozwoli 53-latkowi zbudować drużynę na modłę jego własnych oczekiwań. Z rezerwą, że najlepsza wersja zespołu może wyklarować się dopiero po wielu miesiącach czy nawet roku.
– Szukaliśmy trenera doświadczonego, który doskonale zna realia tego poziomu rozgrywek, a jednocześnie będzie miał długofalową wizję pracy. Zespoły prowadzone przez trenera Skrobacza grają ofensywnie, agresywnie, z charakterem i są bardzo dobrze zorganizowane. Jesienią dwukrotnie – w Pucharze Polski i w 1. lidze – mieliśmy bardzo trudną przeprawę z Jastrzębiem. Właściwie oba mecze mogliśmy przegrać. Cieszę się, że trener Skrobacz dołączył do Miedzi. Nie postawiłem mu konkretnego celu sportowego, ponieważ naszym nadrzędnym celem jest teraz gruntowna przebudowa i odmłodzenie zespołu. Zobaczymy, jak przebiega ten proces i nasze plany sprecyzujemy z czasem – mówił właściciel klubu na łamach mediów.
B. Hamanowicz/Miedzlegnica.eu (na zdjęciu Jarosław Skrobacz)
Niewiadoma – Miedź Legnica wchodzi w sezon na dużym ryzyku
Łatwiej z wyrokowaniem tego aspektu być nie mogło. Wybór pada oczywiście na pozycję bramkarza, gdzie w przypadku „Miedzianki” po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę trudno wskazać opcję nr 1. Niekoniecznie z powodu dobrego i równego poziomu, a prędzej z braku wyróżniającej się postaci. Mateusz Hewelt (24 lata), Jan Szpaderski (22 lata) i Jędrzej Grobelny (19 lat) – cała trójka (sam Hewelt) posiada łącznie 210 minut na poziomie 1. ligi. Liczby nie kłamią, to bardzo wymowne. Pomijając występy w 3. lidze (Grobelny – 27 spotkań, Szpaderski – 50, Hewelt – 5), Miedź Legnica otwiera sezon 2020/2021 z golkiperami bez żadnego doświadczenia na szczeblu centralnym. Można zacząć się niepokoić.
Trzy rzeczy, które wydarzą się w tym sezonie
1. Miedź Legnica dojdzie do finału baraży o ekstraklasę, ale przegra
2. Miedź Legnica strzeli przynajmniej 55 bramek
3. Michał Bednarski i Krzysztof Drzazga ustrzelą razem 15 goli
Ciekawostka
W ciągu trzech ostatnich sezonów trener Dominik Nowak skorzystał z usług aż 63 zawodników. To taka skala, jakby co każdą rundę była wymieniana połowa kadry. Tak się w praktyce przecież zdarzało i choćby z tego względu oprócz pozytywnych wizji na przyszłość należy włączyć również lampkę ostrzegawczą. Zdystansować się, zachować czujność i czekać, aż nowe trybiki zadziałają. W najgorszym wypadku wydarzy się to co zwykle, czyli na kilkanaście transferów wypalą co najwyżej dwa. Wtedy za rok (a może nawet zimą) znów otworzą się drzwi obrotowe, czego oczywiście Miedzi nie życzymy.
Podstawowa jedenastka
Twardy orzech do zgryzienia. Tak naprawdę jedynymi piłkarzami, których w wyjściowym składzie można uznać za pewniaków, są Drzazga, Łukowski, Matuszek, Zieliński i Musa. My wybraliśmy rozwiązanie z młodzieżowcem na pozycji bramkarza, co umożliwia trenerowi nieco większe pole manewru przy formacjach z pola.