Futbol nie od dziś pełen jest pułapek. Sława, możliwości i jeszcze raz pieniądze – to wszystko może przewrócić w głowie, jeśli nie potrafi się wykorzystywać tego tylko do jeszcze większej sławy, możliwości i pieniędzy. Pamiętacie Adriano? Miał wszystko, co było potrzebne przyszłemu gigantowi piłki nożnej. Brazylijczyk miał być nowym Ronaldo. Miał być. Opowieść o nie pierwszym i zapewne nie ostatnim, który karierę zmarnował w nocnym klubie z paniami do towarzystwa i drinkami wartymi nasze miesięczne pensje.
– Talent nie jest najważniejszy, to kwestia drugorzędna. Jeśli brak ci profesjonalizmu i nie poświęcasz się futbolowi wystarczająco, to nie masz szans na osiągnięcie sukcesu. Adriano nie przykładał się do treningów, brakowało mu dyscypliny. Jest klasycznym przykładem tego, jak można zniszczyć swój talent – tak zapamiętał swojego byłego klubowego kolegę Luis Figo.
To dość łagodne słowa, jednak trafiają w samo sedno problemu. Pochodzący z Kraju Kawy „Imperator”, jak zwykli nazywać go kibice za najlepszych lat, nie jest pierwszym graczem, którego olbrzymi talent nie poszedł w parze z zaangażowaniem. Brazylijczycy lubią się bawić, nie bez powodu przecież właśnie w Rio rokrocznie obchodzi się najsłynniejszy karnawał na świecie. Problem pojawia się wtedy, kiedy podczas zabawy strzela się do ludzi na ulicy.
Adriano – nowy Ronaldo
Adriano Leite Ribeiro dorastał i uczył się grać w piłkę w Vila Cruzeiro, jednej z najgorszych faweli Rio de Janeiro. Piłka nożna dla niego, podobnie jak dla setek, a nawet tysięcy mieszkających tam chłopaków, była jedyną drogą ucieczki. Do pierwszego składu Flamengo, swojego młodzieńczego klubu, przebił się już w wieku 17 lat. Skala jego talentu była wręcz zatrważająca. Nie zabawił w brazylijskiej Serie A długo – po jednym sezonie zamienił ją na jej włoski odpowiednik.
Był to czas, kiedy Inter pod rządami Massimo Morattiego mógł kupić każdego. Adriano był silny jak tur, szybki, świetny technicznie i przede wszystkim skuteczny – w 24 spotkaniach dla Flamengo strzelił dziesięć bramek – i to jego rodacy zaczęli porównywać go z sześć lat starszym Ronaldo. W styczniu 2002 roku został wypożyczony do Fiorentiny, w której barwach strzelił pięć bramek w ośmiu pierwszych spotkaniach.
Karta piłkarza należała nie tylko do Interu, ale również do Parmy (na zasadzie współwłasności), co poskutkowało półtoraroczną grą w tym drugim klubie, wówczas bogatym i wiele znaczącym na krajowej i międzynarodowej arenie. W ciągu trzech rund młokos strzelił aż 25 bramek, a po powrocie na San Siro na jesień sezonu 2003/2004 trafił jeszcze 12-krotnie. 37 goli w dwa lata i 22 wiosny na koncie. Wynik nie tak pokaźny jak u Ronaldo, ale robi wrażenie nawet dzisiaj.
https://twitter.com/SoccerSt_/status/711621493524930560
Dwa ciosy: śmierć ojca i przegrany mundial
Pierwszy poważny cios, który jeszcze młody piłkarz musiał przyjąć, to śmierć ojca w sierpniu 2004. Brazylijczyk stracił mentora, który wyprowadził go z faweli Rio i pomógł odizolować się od szemranego towarzystwa. Śmierć Almira nie mogła nie wpłynąć na napastnika, chociaż na boisku mogło to zostać niezauważone – właśnie wtedy zaczął się najlepszy okres w jego karierze.
W dwa lata w Interze strzelił 47 bramek, w reprezentacji dołożył jeszcze 22 (!). 69 trafień w dwa lata – takie średnie wyrabiają dzisiaj napastnicy uważani za jednych z najlepszych na świecie, a Adriano miał dopiero 24 lata, czyli tyle, ile dziś ma Neymar. Świat stał przed nim otworem, w tamtym momencie mógł odejść do każdego europejskiego klubu. Coś jednak pękło po mistrzostwach świata 2006.
https://www.youtube.com/watch?v=2Z0RDjLHJ_s
Reprezentacja Canarinhos była wielkim faworytem mundialu, jednak odpadła po bezbarwnej grze już w ćwierćfinale w Francją. W wielu kadrowiczach po tym turnieju coś pękło (najlepszym przykładem jest oczywiście Ronaldinho), nie inaczej było z Adriano. Kolejny sezon w Interze to zdecydowanie więcej problemów niż chwil, w których zasługiwał na przydomek „Imperator”.
Klub nocny ponad piłką
O ile po pierwszym ciosie Adriano jeszcze się podniósł, o tyle drugi go znokautował. Mediolan to miasto wielkich możliwości – tam właśnie Brazylijczyk zaczął robić to, co zniszczyło już wielu przed nim i po nim, a więc korzystać z życia w klubach nocnych. Nie stawiał się na treningach, tajemnicą poliszynela było, że jego nieodłącznym kompanem staje się alkohol.
Kolejne półtora roku w Interze to zaledwie siedem bramek. Adriano w grudniu 2007 roku dostał „nagrodę” dla najgorszego piłkarza Serie A, przyznawaną przez rozgłośnię Catersport za lata kalendarzowe. Ciekawe wyróżnienie dla kogoś, kto w lecie 2005 roku został wybrany na najlepszego piłkarza Pucharu Konfederacji, po wcześniejszym wywalczeniu tytułu króla strzelców.
Dorwałem właśnie finał Pucharu Konfederacji 2005, Brazylia Argentyna. Adriano (napastnik). Boże, jaki on zaliczył zjazd przez te kilka lat.
— Dawid Kuling (@aichel15) February 10, 2013
Zimą 2007 roku odszedł na wypożyczenie do Sao Paulo. Od października leczył kontuzję, a do Brazylii pojechał na swoją wyraźną prośbę. W pół roku w czerwono-czarno-białych barwach strzelił aż 17 bramek. Ponownie uwierzyli kibice, ponownie uwierzył chyba sam piłkarz. – Byłoby błędem z naszej strony oddawać go (Adriano) do innej drużyny, gdzie mógłby wrócić do najwyższej formy – wierzył też Moratti. Sentymentalny człowiek.
W Interze był cieniem. Zespołem dowodził wówczas Mourinho, który nie tolerował niesubordynacji, a napastnik nie dość, że nie przychodził na treningi, to jeszcze nie ukrywał się podczas nocnych eskapad w stanie nieważkości. W kwietniu, po długiej nieobecności (podejrzewano nawet, że mógł zostać porwany), za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt z klubem, nie mógł jednak przejść do żadnego europejskiego klubu. Miał 27 lat – był w najlepszym wieku dla piłkarza.
Strzały w Rio i osiemnaście prostytutek
Od odejścia z Interu zaczęła się ostra jazda w dół – do góry skakała tylko strzałka na wadze. W szczytowym momencie ważył 106 kilogramów. Najpierw było Flamenco, gdzie nie poszło mu źle, w roku strzelił 23 gole, przez co na ideę jego powrotu do wielkiej formy nabrała się Roma. W stolicy Włoch rozegrał aż osiem spotkań, po czym w październiku 2011 roku oddano go do Corinthans. W zespole rozegrał cztery mecze i… na dwa lata rozstał się z futbolem. Ostatnim zrywem był rok 2014 i Atletico Paranaense, w którym to klubie udało mu się wytrzymać również cztery spotkania.
Jak wyglądało jego życie, odkąd odszedł z Interu? – On potrzebuje psychologa, a nie klubu – mówił jego były menedżer. Pod koniec grudnia 2011 roku, bawiąc się pistoletem jednego z ochroniarzy klubu, z którego wyszedł, postrzelił 20-letnią kobietę. Nie próbował walczyć ani z alkoholem, ani z nadwagą, która doprowadziła go do wyglądu zupełnie nieprzypominającego sylwetki sportowca. 106 kilogramów przy 190 cm wzrostu? Tyle ważą bokserzy wagi ciężkiej.
– Mamy bardzo wyraźne dowody na to, że Adriano pozostaje w stałym kontakcie z dilerem Fabiano Atanasio da Silvą. W ostatnim czasie wręczył mu dużą kwotę pieniędzy – brazylijski wymiar sprawiedliwości podał w wątpliwość fakt, czy pieniądze Adriano pochodzą wyłącznie z klubowych kas. Można się tylko zastanawiać, skąd napastnik, który od pięciu lat nie grał poważnie w piłkę, ma tyle pieniędzy, aby bawić się z osiemnastoma prostytutkami naraz. Tak właśnie wyglądała jedna z imprez Brazylijczyka w 2015 roku. Rachunek: 30 tysięcy euro.
Ten zawodnik to jeden z najbardziej zmarnowanych talentów XXI wieku. Jego atomowa lewa noga, której bali się wszyscy bramkarze we Włoszech, mogła zaprowadzić go na wyżyny futbolu. Doszedł jednak na skraj przepaści. Adriano oraz ludzie z jego najbliższego otoczenia nieraz przyznawali, że piłkarz myślał o samobójstwie. W styczniu tego roku dołączył do Miami United. Miejmy nadzieję, że psycholodzy na Florydzie wyciągną do niego pomocną dłoń. Zmarnować karierę to jeszcze nie to samo, co zmarnować życie.
W ostatnim odcinku Throwback Thursday wspominałem dwa lata zabawy szejka w petrofutbol w Maladze.