Spotkanie na Stadio Luigi Ferraris stało nie tylko w cieniu tragicznych wydarzeń w Abruzji lecz kuriozalnych decyzji trójki sędziowskiej. Ostatecznie Genoa zwyciężyła 3:2, pozbawiając Starą Damę resztek nadziei na Scudetto.
Już w pierwszych minutach spotkania przyjezdni przekonali się, jak szalenie ofensywną piłkę grają zawodnicy w czerwono-niebieskich strojach. Wtedy to Molinaro ratował swoich kolegów, wybijając piłkę z pustej bramki. Odpowiedź Juventusu była natychmiastowa. Doskonałym prostopadłym podaniem Poulsen uruchomił Iaquinte, zaś ten pognał ile sił w nogach i umieścił futbolówkę w siatce. O celebracji gola nie było nawet mowy, gdyż liniowy dopatrzył się spalonego, którego oczywiście nie było. Na kolejną kontrowersyjną sytuację przyszło nam czekać do 28. minuty. Wówczas przed polem karnym padł na murawę faulowany Mesto, a dosłownie sekundę po gwizdku arbitra do piłki dopadł Motta i mocnym strzałem pokonał Buffona. Mimo wcześniejszego przerwania akcji, sędzia Rocchi uznał bramkę, tym samym popełniając dwa błędy w jednym.
Gospodarze byli świetnie zorganizowani, zarówno w przednich, jak i tylnich formacjach. Juventus siłą rzeczy ograniczał się do kontrataków, a kluczowi zawodnicy Bianconerich, jak Nedved czy Del Piero, byli widoczni tylko przy stałych fragmentach. Kiedy wydawało się, że prowadzący to spotkanie Rocchi wyczerpał już limit błędów, na minutę przed końcem pierwszej połowy rozkojarzony sędzia odgwizdał rzut karny za czysty wślizg na Del Piero. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i pewnym strzałem doprowadził do wyrównania. Gdy wszyscy myśleli że właśnie takim rezultatem zakończy się ta odsłona meczu, równo z gwizdkiem arbitra, piłkę strzałem głową umieścił w bramce ponownie Motta. Prawdziwy gol do szatni i, co najważniejsze,pierwsze trafienie zdobyte bez trzech groszy rozjemców tego spotkania.
Po zmianie stron znacznie odważniej atakowali goście. Przez kolejny kwadrans to Genoa była w opałach i gdyby nie Rossi, który wybijał piłkę z linii bramkowej, byłoby 2:2. Wszystko w szeregach Juve posypało się po tym, jak Camoranesi otrzymał czerwoną kartkę za bezmyślny faul nakładką. Od tej pory przebieg gry znowu kontrolowali podopieczni Gasperiniego. Najlepszą okazję do podwyższenia miał Sculli, ale tego strzał głową instynktownie sparował Buffon. Na pięć minut przed końcem, grający w osłabieniu Juventus doprowadza do wyrównania. Bramka w zasadzie z niczego, której autorem był Iaquinta. Nie był to jednak koniec festiwalu strzeleckiego w Genoi. Już cztery minuty później w pole karne wpadł nie pilnowany Rossi i wyłożył piłkę do Palladino, który ustanawił wynik meczu.
Genoa po fenomenalnym spektaklu wygrywa w meczu na szczycie 3:2 i nie tylko utrzymała się na czwartej pozycji w ligowej tabeli, ale dokonała czegoś wyjątkowego, pierwszy raz od osiemnastu lat pokonując ekipę z Turynu.
Jak szalenie ofensywną piłkę grają zawodnicy w czerwono-niebieskich strojach, przyjezdni przekonali się już w pierwszych minutach spotkania, kiedy to Molinaro ratował swoich kolegów wybijając piłkę z pustej bramki. Odpowiedź Juventusu była natychmiastowa. Doskonałym prostopadłym podaniem Poulsen uruchomił Iaquinte, zaś ten pognał ile sił i umieścił futbolówkę w siatce. O celebracji gola nie było nawet mowy gdyż liniowy dopatrzył się spalonego, którego oczywiście nie było. Na kolejną kontrowersyjną sytuację przyszło nam czekać do 28. minuty. Wówczas przed polem karnym padł na murawę faulowany Mesto, a dosłownie sekundę po gwizdku arbitra do piłki dopadł Motta i mocnym strzałem pokonał Buffona. Mimo wcześniejszego przerwania akcji pan Rocchi uznał bramkę, tym samym popełniając dwa błędy w jednym.
Gospodarze byli świetnie zorganizowani, zarówno w przednich jak i tylnich formacjach. Juventus siłą rzeczy ograniczał się do kontrataków, a kluczowi zawodnicy Bianconerich jak Nedved czy Del Piero byli widoczni tylko przy stałych fragmentach. Kiedy wydawało się, że prowadzący to spotkanie Rocchi wyczerpał już limit błędów, na minutę przed końcem pierwszej połowy rozkojarzony sędzia odgwizdał rzut karny za czysty wślizg na Del Piero. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i pewnym strzałem doprowadził do wyrównania. Gdy wszyscy myśleli że właśnie takim rezultatem zakończy się ta odsłona meczu, równo z gwizdkiem arbitra piłkę strzałem głową umieścił w bramce ponownie Motta. Prawdziwy gol do szatni i co najważniejsze pierwsze trafienie zdobyte bez trzech groszy rozjemców tego spotkania.
Po zmianie stron znacznie odważniej atakowali goście. Przez kolejny kwadrans to Genoa była w opałach i gdyby nie Rossi, który wybijał piłkę z linii bramkowej byłoby 2:2. Wszystko w szeregach Juve posypało się po tym jak Camoranesi otrzymał czerwoną kartkę za bezmyślny faul nakładką. Od tej pory przebieg gry znowu kontrolowali podopieczni Gasperiniego. Najlepszą okazję do podwyższenia miał Sculli, ale tego strzał głową instynktownie sparował Buffon. Na pięć minut przed końcem, grający w osłabieniu Juventus doprowadza do wyrównania. Bramka w zasadzie z niczego, której autorem był Iaquinta. Nie był to jednak koniec festiwalu strzeleckiego w Genoi. Już cztery minuty później w pole karne wpadł nie pilnowany Rossi i wyłożył piłkę do Palladino, który ustanawił wynik meczu.
Genoa po fenomenalnym spektaklu wygrywa w meczu na szczycie 3:2 i nie tylko utrzymała się na czwartej pozycji w ligowej tabeli, ale dokonała czegoś wyjątkowego, pierwszy raz od osiemnastu lat pokonując ekipę z Turynu.
Brawo Genoa, jescze parę takich meczów i Fiorentina
może tylko pomarzyć o Lidzę Mistrzów.