Jeśli ktoś interesuje się choć odrobinę Formułą 1, doskonale wie, jak istotną kwestią jest pokonywanie zakrętów. Właśnie na takim zakręcie znalazł się w tym momencie Jadon Sancho. Wymarzony transfer Manchesteru United nie sprawdza się, a ze strony brytyjskich mediów spada na niego fala krytyki. Niestety zasłużonej.
Fatalna dyspozycja skrzydłowego ciągnie się za nim od końcówki poprzedniego sezonu. Mistrzostw Europy zdecydowanie nie może zaliczyć do udanych. Nie był pierwszym wyborem selekcjonera, nie był nawet pierwszy do wejścia z ławki. Idealnym podsumowaniem turnieju jest sam finał, w którym pojawił się sekundy przed serią rzutów karnych i… spudłował.
Proszę państwa – oto gwiazda – Jadon Sancho!
Niedoceniony w Manchesterze City siedemnastoletni Jadon Sancho udał się do Niemiec. Jego nową przystanią stała się Borussia Dortmund. Początki miał trudne, męczyły go urazy. Kiedy jednak otrzymywał szansę, pokazywał talent. Był nieoszlifowanym diamentem, którego wystarczyło dobrze poprowadzić. Przychodził jako następca Ousmane Dembele, którego szybko przerósł.
Było u niego widać wielki talent, praktycznie od samego początku. Bardziej niż u Dembele, który odszedł do Barcelony za większe pieniądze. Marcin Szlawski, Cyk do gablotki
Drugi sezon na Signal Iduna Park rozpoczął jako rezerwowy. Pojawiając się na murawie z ławki, dawał impuls zespołowi i po kilku kolejkach wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce. Stał się liderem zespołu, gwiazdą, mimo zaledwie 18 lat na karku. Sezon zakończył z 13 bramkami oraz 20 asystami.
Rok później Jadon Sancho ugruntował swoją pozycję w świadomości kibiców europejskiego futbolu, jeszcze poprawiając swoje statystyki. Jego grę cechowała spora dojrzałość, notował konkrety niemal w każdym spotkaniu. Ostatni sezon w Bundeslidze był odrobinę słabszy przez uraz, który wyłączył go z gry na prawie dwa miesiące.
Ofiara własnych marzeń?
Anglik w formie był zawodnikiem niesamowicie efektownym, a przy tym efektywnym. Stał się magikiem, którego nie sposób było nie zauważyć. Świetnie rozumiał się na murawie z Marco Reusem oraz Erlingiem Haalandem. Na boisku było go pełno, wymieniał się pozycjami z kolegami z zespołu. Doskonale rozumiał się z bocznymi obrońcami, czy to Achrafem Hakimim czy Raphaelem Guerreiro.
Szybko stało się jasne, że Borussia Dortmund, z całym szacunkiem dla tego klubu, jest dla niego zbyt mała. Wielu dziennikarzy łączyło jego słabszą postawę w niektórych spotkaniach z tym, że jego głowa skupiona jest na transferze do „Czerwonych Diabłów”. Pogłoski o przejściu na Old Trafford pojawiały się od dawna, mimo to Sancho dawał z siebie maksimum do ostatnich chwil.
THE WAIT IS FINALLY OVER. @ManUtd 🔴 pic.twitter.com/k4rEbNYmdg
— Jadon Sancho (@Sanchooo10) July 24, 2021
Wreszcie w lipcu tego roku spełniło się jego marzenie. Reprezentant „Synów Albionu” podpisał kontrakt z Manchesterem United, a ten przelał na konto poprzedniego klubu sumę 85 milionów euro. Wydawało się, że skrzydłowy szybko odnajdzie się w swojej ojczyźnie. Kiedy do klubu dołączył Cristiano Ronaldo, media oceniły, że Manchester United ma jedną z najmocniejszych ofensyw na świecie.
Jadon Sancho – zderzenie ze ścianą
Początek na boiskach Premier League ma słaby. Liga angielska jest najtrudniejszą ligą na świecie, ale akurat Anglik powinien sobie w niej poradzić znacznie lepiej. Jadon Sancho znalazł się w tarapatach, wydaje się zupełnie nieprzygotowany do gry w zespole Ole Gunnara Solskjaera. Wygląda, jakby miał jakiś problem mentalny, może to być pokłosie nieudanego Euro 2020, którego stał się antybohaterem.
W trwającym aktualnie sezonie zanotował 11 występów i nie zaliczył żadnego konkretu. Ani bramki, ani asysty, ani stwarzających zagrożenie dryblingów. Nic. Sancho jest cieniem samego siebie i wygląda na to, że boi się z niego wyjść. Na jego głowę wylano wiadro pomyj, nie można się temu dziwić. Oczekiwania co do jego gry były o wiele wyższe.
W Dortmundzie wyglądało to inaczej. W ofensywie naprawdę trudno było znaleźć u niego słabe punkty, bo miał drybling, szybkość, strzał, podanie, po prostu wszystko. Nie był zbyt przydatny w obronie, ale to nie była jego rola. Marcin Szlawski
Jadon Sancho jest zupełnie bezproduktywny. W obecnym sezonie statystyka xG (Expected Goals) wynosi zaledwie 0,55. Dla porównania jego rywal do gry w wyjściowej jedenastce, Mason Greenwood, tę statystykę ma na poziomie 1,83. Różnica jest spora, niestety na niekorzyść sprowadzonego przed sezonem z Borussii Dortmund zawodnika.
Wyjść z zakrętu
Doszło do tego, że przed spotkaniem pomiędzy Manchesterem United a Liverpoolem Jadon Sancho nie może być pewny miejsca w wyjściowym składzie. Mało tego, jest to niezbyt prawdopodobne. W tak ważnym spotkaniu trudno zaufać zawodnikowi, który jest wyraźnie pod formą i wątpliwe, by Ole Gunnar Solskjaer zdecydował się desygnować go na to spotkanie.
Jadon Sancho wszedł na wysoki poziom w bardzo młodym wieku. Przypomina mi to sytuację jego rodaka, Lewisa Hamiltona. Kierowca wdarł się na szczyt w bardzo młodym wieku, a później nastąpiła obniżka formy. Po jakimś czasie Hamilton jak na kierowcę Formuły 1 fenomenalnie wyszedł z zakrętu swojej kariery, stając się jeszcze lepszym niż wcześniej.
Mamy nadzieję, że Jadon Sancho podąży drogą starszego kolegi i szybko wróci do gry, którą czarował nas w barwach Borussii Dortmund. Bez cienia wątpliwości potencjał ma ogromny, potrzebuje jedynie wsparcia i zaufania. Jeśli je otrzyma, jesteśmy pewni, że Manchester United będzie miał z niego sporo radości.