Salah bije kolejne rekordy i zapewnia „The Reds” ważną wygraną


Egipcjanin pokazuje, że przerwa reprezentacyjna nie wpłynęła na jego formę

31 marca 2018 Salah bije kolejne rekordy i zapewnia „The Reds” ważną wygraną

Gdzie byłby dziś Liverpool, gdyby nie Mohamed Salah? Kolejny kluczowy gol Egipcjanina sprawia, że to pytanie staje się coraz bardziej zasadne. 


Udostępnij na Udostępnij na

Salah ratuje „The Reds”

Sporo emocji i kontrowersji przyniosło spotkanie między Crystal Palace i Liverpoolem. Walczące o zabezpieczenie swojego ligowego bytu „Orły” długo przeciwstawiały się zmasowanej sile ofensywnej „The Reds”. Zdołali nawet objąć prowadzenie, gdy rzut karny na bramkę zamienił Luka Milivojević, lecz nie wystarczyło to, by wyjść z pojedynku zwycięsko. Winą za taki stan rzeczy fani Crystal Palace obarczać mogą trzech panów: Mohameda Salaha, Christiana Benteke i… Neila Swarbricka.

Pierwszy z nich znalazł się na tej liście z oczywistych względów. Egipcjanin jak zwykle zagrał świetne spotkanie i co najważniejsze – nie zawiódł w kluczowym momencie. Zdobył swoją 29. bramkę w tej kampanii i tym samym wyrównał dorobek Didiera Drogby z jego najlepszego sezonu w Anglii. Salah śrubuje rekordy, a do końca sezonu wciąż pozostało kilka spotkań – już teraz wydaje się jednak, że nikt nie zagrozi mu w wyścigu o koronę króla strzelców. Trzeba też zaznaczyć, że przy zdobytym przez niego golu spory udział miał James Milner, który perfekcyjnie opanował piłkę na lewej stronie pola karnego i tym samym otworzył partnerom drogę do bramki.

Kolejnym nazwiskiem, które już na dobre zagościło na czarnej liście wszystkich kibiców „Orłów”, jest bez wątpienia Benteke. Belgijski napastnik zawodzi na całej linii. Strzela bardzo mało pomimo wielu dobrych sytuacji, co mieliśmy okazję obejrzeć w dzisiejszym meczu. Rosły Belg zmarnował dwie świetne okazje, dzięki którym mógł odmienić losy całego spotkania. Gdy po podaniu Townsenda przeniósł piłkę nad poprzeczką, za głowę złapali się wszyscy znajdujący się w okolicy piłkarze „Orłów”, wliczając w to samego Benteke.

Największą kontrowersję sobotniego spotkania zafundowali nam wspólnie Sadio Mane oraz sędzie Neil Swarbrick. Zacznijmy od udziału Senegalczyka w całej sprawie. Skrzydłowy „The Reds” zagrał niezłe spotkanie i o ile pierwsza zdobyta przez niego bramka nie została uznana ze względu na spalonego, o tyle drugi, w pełni prawidłowo strzelony gol przywrócił fanom Liverpoolu wiarę w końcowy sukces. Radość po strzelonej bramce Mane mógłby kontynuować już w szatni, gdyby nie nadzwyczajna tolerancja sędziego Swarbricka. Pierwszą żółtą kartkę Senegalczyk obejrzał za próbę wymuszenia rzutu karnego (minimalny kontakt nastąpił, ale upadek Mane był spóźniony i zdecydowanie zbyt teatralny).

Drugą, wykluczającą go z udziału w meczu, powinien otrzymać, gdy przekonany o byciu sfaulowanym padł na murawę i zagarnął piłkę ręką wprost spod nogi rywala. Tym samym pozbawił „Orłów” dogodnej sytuacji strzeleckiej. Arbiter uznał, że podopieczni Roya Hodgsona powinni rozpocząć grę od rzutu wolnego, jednak nie zastosował kary indywidualnej. Dzięki temu „The Reds” dość szczęśliwie wyszli ze spotkania zwycięsko i dołożyli kolejną cegiełkę do ewentualnego finiszu w czołowej czwórce.

Bezradny Everton

Niewiele do powiedzenia mieli podopieczni Sama Allardyce’a w pojedynku z Manchesterem City. „The Citizens” od samego początku narzucili swój styl i kompletnie zdominowali rywali. Przełożyło się to na dwie szybko zdobyte bramki i błyskawiczne pozbawienie „The Toffees” złudzeń, że mogą cokolwiek w tym spotkaniu zdziałać. Nie wiemy, jakie plany miał na ten mecz „Big Sam”, ale wysoko ustawiona linia obrony i Rooney na „ósemce” zdecydowanie nie pomogły w uzyskaniu jakiegokolwiek pozytywnego rezultatu.

Dwóch wysoko wysuniętych obrońców i brak należytej asekuracji ze strony pomocników – z takiej okazji podopieczni Guardioli nie mogli nie skorzystać. Przewaga optyczna, w zupełności przekładała się na statystyki i co najważniejsze – na gole. Nawet gdy Everton zdobył pierwszą bramkę po strzale Bolasie, plany w żadnym stopniu nie uległy zmianie. „Obywatele” nie pozwolili rywalom już na nic więcej. Nie było żadnych nerwowych ruchów, obraz meczu praktycznie się nie zmienił, a różnica w posiadaniu piłki jeszcze się powiększyła. „The Toffees” nie mogli zdziałać w tym meczu nic więcej, a wynik 1:3 należy uznać za najmniejszy wymiar kary.

Komplet sobotnich wyników 32. kolejki:

Crystal Palace – Liverpool 1:2 (1:0)

Brighton – Leicester 0:2 (0:0)

Manchester United – Swansea 2:0 (2:0)

Newcastle – Huddersfield 1:0 (0:0)

Watford –  Bournemouth 2:2 (1:1)

West Brom – Burnley 1:2 (0:1)

West Ham – Southampton 3:0 (3:0)

Everton – Manchester City 1:3 (0:3)

Komentarze
Mick (gość) - 6 lat temu

Wszystko pięknie, ale nie wypaczajmy prawdy. Benteke powinien wylecieć wcześniej (za dwa faulu na van Dijku) niż Mane. Kto uważnie oglądał ten widział.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze