Wielu z was doskonale rozumie pojęcie „niewolnictwo”. Jednak czy kiedykolwiek moglibyście przypuszczać, że w świecie piłki nożnej może wystąpić takiego zjawisko? Przykre i szokujące zarazem, ale prawdziwe... Jakiś czas temu dziennikarz BBC postanowił porozmawiać z jednym z zawodników będących ofiarami luk prawnych i słabej polityki w świecie piłkarskim. Mowa tutaj o kraju znanym chociażby z książki o Drakuli – Rumunii.
Piłkarzem, o którym mowa, jest Florin Anitoiu. Jest on już na tyle zdesperowany, że postanowił przerwać milczenie. Aby móc spotkać się z dziennikarzem w Bukareszcie, musiał podróżować blisko dziesięć godzin nocnym pociągiem. Jego słowa były szokujące i przeczące istnieniu wszelkich praw człowieka.
Anitoiu to młody lewy obrońca z ekipy Metalul Resita grającej obecnie w drugiej lidze rumuńskiej. Nie otrzymał wypłaty od pięciu miesięcy i ma zakaz opuszczania klubu. Podczas rozmowy Rumun nie krył smutku i ujawnił wiele tajemnic, o których nie wiedzielibyśmy, gdyby nie jego „coming out”.
Is Romanian football making 'slaves' of players? @KatiegBBC reports from Bucharest https://t.co/LOeKPp026z
— Dan Roan (@danroan) February 19, 2016
– Każdej nocy płaczę i potem każdego ranka trenuję na własną rękę. Nie spodziewam się, że sytuacja ulegnie zmianie w niedalekiej przyszłości. Nie jestem w stanie przetrwać w tych warunkach – mam długi, rachunki do zapłaty i prawdopodobnie będę musiał znaleźć inną pracę – powiedział 21-letni obrońca.
O co więc tak naprawdę chodzi? Zgodnie z rumuńskim prawem klub, który został objęty zarządem przymusowym, nie musi płacić czy oddawać swoich graczy, dopóki nie odzyska stabilności finansowej. Piłkarze są traktowani jak własność zespołu. Ostatecznie Anutoiu ma już wszystkiego dość. W listopadzie ubiegłego roku wraz z kilkoma kolegami z zespołu zorganizowali bojkot. Zamiast rozgrywać mecz, trzymali transparent przed rozpoczęciem, na którym było napisane „Futbol 2015 roku = niewolnictwo”.
Na tym filmie możemy zobaczyć, jak wyglądała cała akcja.
– Chcieliśmy zostać zauważeni, pokazać, że nie możemy podążać tą drogą – powiedział. Mimo wszystko, choć wiele klubów okazało wsparcie zawodnikom Resity, do tej pory nic się jeszcze nie zmieniło! 35-letni Geraldo Alves z Portugalii wspiera Anutoiu i jest po jego stronie, gdyż sam doświadczył czegoś podobnego w przeszłości, kiedy jeszcze grał w Petrolul Ploiesti.
– Grałem tam przez dwa lata i wszystko było w miarę dobrze, dopóki nasz prezydent nie został aresztowany. Ogłosił upadłość, aby uniknąć płacenia długów – powiedział Alves w rozmowie z BBC World Service.
– To nie tyczy się tylko samych zawodników, lecz także ludzi będących wokół – lekarzy, masażystów, ludzi odpowiedzialnych za stan murawy. Nie otrzymują wypłaty już od siedmiu czy ośmiu miesięcy, nie mają niczego do jedzenia, nie wiedzą, jak przetrwać. To coś więcej niż tylko piłka nożna, tutaj chodzi o bycie człowiekiem z takim problemem – dodał Portugalczyk.
Jeden człowiek pragnie im pomóc i walczy razem z nimi. Ich przyjacielem w tej walce jest Emilian Hulubei – niezmordowany prezes Związku Rumuńskich Piłkarzy. Jego biuro jest pokryte setkami dużych niebieskich folderów, które opisują spory z klubami. Podczas jednej z rozmów ujawnił, że obecnie 14 klubów z dwóch najwyższych lig ogłosiło upadłość. A w trzeciej lidze? Jest ich zbyt wiele, aby policzyć.
– Obraz piłki nożnej w Rumunii stoi obecnie na bardzo niskim poziomie. Rodzice nie chcą, aby ich dzieci grały w piłkę. Jest wiele dzieciaków, które mają ogromny talent i znikają z futbolu z powodu tego problemu w Rumunii – mówi Hulubei, który jest przekonany, że pokolenie piłkarskie zostało zaprzepaszczone wskutek tego wszystkiego.
Hulubei chce, aby sprawą zainteresowali się politycy, którzy powinni zmienić ustawę o upadłości. Inny zawodnik Raphael Knief wezwał nawet FIFA, aby zainterweniowała. Jednak czy coś się zmieniło? Efekt jest naprawdę bardzo marny, być może nowy prezydent FIFA postanowi zadziałać w tej szokującej sprawie. W międzyczasie Rumuńska Federacja Piłkarska stara się usprawnić sposób regulacji klubów.
– Jestem poważnie zaniepokojony tym, że w federacji nie możemy zrobić nic więcej w tak krótkim czasie. Nie jestem zadowolony, że tak wiele klubów ogłosiło upadłość, ale to jest następstwem przeszłości. Kiedy zostałem prezydentem, nie byłem w stanie znaleźć żadnej strategii o rozwoju piłki nożnej. Dziś mamy już jasną wizję i strategię, która wyjaśnia wszystko krok po kroku – powiedział prezes rumuńskiej federacji Razvan Burleanu.
Oczywiście jest inny sposób rozwiązania problemu „niewolnictwa”. Kilka godzin na wschód od Bukaresztu, nad brzegiem Morza Czarnego, leży miasto Oviedo. Znajduje się tam FC Viitorul, klub założony przez największego gracza Rumunii – Gheorghe Hagi. Jedna z gwiazd mundialu w 1994 roku jest zaangażowana w każdy aspekt klubu, który założyła osobiście siedem lat temu. Kiedy pierwszy zespół trenuje, Hagi obserwuje wszystko przy linii boiska.
– Po pierwsze nigdy nie przegrałem z Anglikami – mówi Hagi z uśmiechem. – Ten zespół z lat 90. był wspaniały – byliśmy młodzi i utalentowani. Państwo inwestowało w tamtym okresie w sport, nie tak jak teraz. Nie inwestuje w młodych piłkarzy – zauważył. Zatem czy widzi on szansę na to, aby kiedykolwiek pojawiła się inna złota generacja piłkarska w Rumunii? Podobna do tej z lat 90.?
– Takie jest moje marzenie, zbudować nową generację zawodników, którzy są gotowi do konkurowania – mogą być lepsi niż my – mówi były gwiazdor Realu Madryt i Barcelony.
Akademia Gheorghe’a Hagi trenuje obecnie około 300 dzieci z całego kraju. Pierwszy zespół FC Viitorul z sezonu na sezon grał coraz lepiej i awansował do kolejnych lig, otrzymując promocje – obecnie klub gra w pierwszej lidze. Jedną z najjaśniejszych gwiazd tego klubu jest również syn Hagiego, Ianis.
– Poza treningami bardzo dużo rozmawiamy o piłce nożnej, aby uczynić ją lepszą – mówi Hagi o swoim 17-letnim synu, który jest również drugim kapitanem zespołu. – Mam nadzieję, że czeka go wielka kariera, ponieważ jest młodym i bardzo inteligentnym człowiekiem, jest świetnie wyszkolony technicznie i ma niesamowity umysł.
Z rumuńskiego Viitorul oznacza przyszłość, lecz w momencie, kiedy Ianis Hagi i wielu innych młodych zawodników planuje swoją przyszłość, Anitoiu i setki jego podobnych pozostają uwięzieni.
– Jeśli nie jesteś psychologicznie przygotowany, to nie masz szans przejść przez to wszystko – mówi Anitoiu. – Jednak każdego dnia dodaję sobie odwagi i myślę o tym, że w końcu będzie lepiej i zostanę wielkim piłkarzem.
Podsumowując, jesteśmy świadkami czegoś, co nie powinno w ogóle mieć miejsca. Jak można doprowadzić futbol do takiego stanu? Zniszczyć jego piękno? Problemy zawodników i personelu w klubach z Rumunii obrazują tylko, jak łatwo można obejść prawo i czerpać korzyści bez ponoszenia jakichkolwiek strat. Miejmy jednak nadzieję, że już wkrótce wszystko zostanie naprawione i za kilka lat o rumuńskiej kadrze będziemy mogli mówić w samych superlatywach.