Kilkunastu piłkarzy na pierwszym treningu, w tym prawie żadnego zdrowego obrońcy. Utrata praktycznie wszystkich czołowych piłkarzy i do tego świadomość, jak niewiele zabrakło do tego, aby klub znalazł się w I lidze po zeszłym sezonie. Wymarzone warunki do pracy, prawda?
Najwyraźniej nie ma takiej rzeczy, która byłaby w stanie złamać Waldemara Fornalika. Przed startem sezonu mówiło się, że uboższą kadrą dysponować może ewentualnie Korona Kielce – oczy kibiców zwrócone były jedynie ku chorzowskiemu szkoleniowcowi z nadzieją, że i tym razem zdoła dokonać cudu. Wydaje się jednak, że nie ma sensu mówić o cudach w przypadku człowieka, który od początku ma pomysł na zespół, do tego dysponuje znakomitym warsztatem trenerskim.
Z pięciu najlepszych piłkarzy Ruchu z poprzedniego sezonu trzech zmieniło latem klub (Kuświk, Babiarz, Starzyński), a jeden wypadł na całą rundę z powodu poważnej kontuzji (Michał Helik). Ponieważ piąty z nich to bramkarz (Matus Putnocky), sytuacja naprawdę nie była godna pozazdroszczenia. Transfery do klubu też niespecjalnie przekonywały – duet stoperów Koj-Cichocki to wieczny rezerwowy z Pogoni Szczecin i niespełniony talent Legii, który błąkał się po I lidze. Do tego Maciej Iwański, czyli obrażony na cały świat piłkarz, który najlepsze lata dawno ma za sobą. Później doszedł do tego wypluty z Piasta Tomasz Podgórski i uznany za nierokującego w niemieckiej Norymberdze Mariusz Stępiński.
Jak z trudną sytuacją poradził sobie Fornalik? Odszedł mózg zespołu, trzeba było więc „wymyślić” nowy. I tak powstał Patryk Lipski – chłopak z rezerw, który okazał się nawet lepszy od poprzednika – mimo młodego wieku jest znacznie mniej chimeryczny od Starzyńskiego, do tego wykazuje się większą dynamiką w grze. Odchodzi Visnjakovs? Stawiamy na Stępińskiego, który ni to ze skrzydłowego, ni to z napastnika zamienia się w snajpera. Po dziewięciu meczach ligowych pobija swój najlepszy wynik strzelecki w karierze. Nie ma dyktującego tempa gry Babiarza? Znajdujemy w klubie klon – młodego Macieja Urbańczyka, zarówno fizycznie, jak i piłkarsko bardzo podobnego do pierwowzoru. Wszystko gra, hula i śpiewa – po kilkunastu meczach lądujemy na miejscu gwarantującym grę w grupie mistrzowskiej.
Dlaczego drużyna Fornalika gra tak dobrze (wyłączając pojedyncze spotkania – z Legią u siebie i z Piastem na wyjeździe)? Pierwsza istotna rzecz – pełne zaufanie do swojego trenera. Posada byłego selekcjonera naszej kadry narodowej ani przez moment nie była zagrożona, do tego szkoleniowiec Ruchu ma pełną autonomię w prowadzeniu drużyny. Skoro na stanowisku zatrudniono mądrego człowieka, dlaczego z tego nie korzystać? Druga sprawa – taktyka. Ruch gra piłkę skrojoną na miarę swojej kadry, co sprawia, że maksymalnie wykorzystuje się potencjał drużyny. Mało kreatywnych zawodników? Przy próbie nieszablonowej akcji piłkę kierujemy do Lipskiego. Zbyt czytelna gra – posyłamy piłkę do naprawdę szybkich skrzydłowych (Kamil Mazek to w realiach ekstraklasy prawdziwa torpeda), którzy zapewnią zespołowi odrobinę szaleństwa. No i na koniec – do perfekcji opracowujemy stałe fragmenty gry – recepta na sukces w zasadzie gotowa.
Wydaje się to banalnie proste, nic jednak nie dzieje się bez przyczyny. Stwierdzenie, że Waldemar Fornalik to najlepszy polski szkoleniowiec jest zapewne kontrowersyjne, ale zamierzam się tego trzymać – jako bezstronny obserwator. Wielka porażka, jaką była jego kadencja na stanowisku selekcjonera, zafałszowała jego obraz jako trenera. Główny trener kadry to ktoś, od kogo wymagane są szczególne cechy osobowościowe, których Fornalik nie posiada – pod względem warsztatu zaś nie ma sobie równych w naszym kraju. Sukcesy obecnej kadry klubu z Chorzowa nie wzięły się znikąd – bez osoby swojego szkoleniowca Ruch najprawdopodobniej pukałby w dno tabeli od spodu. Pomyślcie na chwilę o tym, jak postrzegaliście kadrę klubu zaledwie cztery miesiące temu, popatrzcie na tabelę i pomyślcie jeszcze raz. Zestawcie to z innymi klubami prowadzonymi przez polskich trenerów. Wynik? „Waldek King”. I na tym zakończmy.