Kurz po walce o udział w mistrzostwach świata powoli opada. Polacy skupiają się na potencjalnych rywalach w tegorocznym turnieju, a reprezentacja Szwecji zastanawia się nad swoją przyszłością. Spotkanie z „Biało-czerwonymi” było dla Skandynawów zamknięciem pewnego rozdziału tej kadry i każdy ma świadomość, że czas na zmiany. Trudno nie odnieść wrażenia, że sporą częścią problemu Szwedów jest Janne Andersson. 59-letni selekcjoner od kilku miesięcy mierzy się z masą zasłużonej krytyki.
Trzeba jednak oddać królowi to, co królewskie. Janne Andersson przejął stery reprezentacji Szwecji w bardzo trudnym momencie: fatalne Euro i odejście kluczowej postaci – Zlatana Ibrahimovicia. To mogły być chude lata dla kadry, a tu proszę – personalnie najgorsza Szwecja od lat osiągnęła dotychczas największy sukces w XXI wieku. Ćwierćfinał mistrzostw świata w 2018 roku przez lata będzie dumnie prezentował się w CV 59-latka i za to należą mu się wszelkie zaszczyty. Niemniej jednak trudno nie odnieść wrażenia, że jego filozofia jakiś czas temu się wyczerpała. To czas na długo wyczekiwane zmiany.
Reprezentacja Szwecji zatrzymała się w 2018 roku
Wszyscy szwedzcy fani piłki nożnej świetnie wspominają 2018 rok. Ich reprezentacja, podobnie jak nasza, pierwszy raz od 12 lat awansowała na mistrzostwa świata. To już był nie lada sukces, ale wszyscy gdzieś po cichu liczyli na wyjście z grupy. Z Niemcami, Meksykiem i Koreą Południową Andersson i jego piłkarze musieli się mocno napracować, ale ostatecznie wygrali tabelę i nawet zdołali wejść do ćwierćfinału rozgrywek. To była ogromna niespodzianka i największy sukces piłkarski tego kraju w XXI wieku. Głównym architektem tego wyczynu był oczywiście Janne Andersson. Szwedzki szkoleniowiec potrafił wykrzesać potencjał z tej kadry, świetnie dostosował do niej taktykę i konsekwentnie realizował swój plan. A to wszystko bez Zlatana Ibrahimovicia.
Twarde 1-4-4-2, minimalizm i trzymanie się jednego reżimu taktycznego długo się sprawdzały, ale przecież nic nie trwa wiecznie. Eksperci w kraju powoli zaczęli dostrzegać pewne problemy w pomyśle Anderssona, jednak nikt nie robił z tego wielkiej sprawy, gdyż reprezentacja cały czas osiągała niezłe wyniki. Do czasu. Takim pierwszym poważnym alarmem było spotkanie 1/8 finału mistrzostw Europy z Ukrainą. Przeciwnik wydawał się idealny do tego, by powtórzyć sukces z mundialu sprzed dwóch lat. Emil Forsberg powoli wyrastał na gwiazdę całego turnieju i wielu zakładało, że on i spółka spokojnie przejdą Ukrainę. Do pewnego momentu było naprawdę nieźle, ale gdzieś pod koniec drugiej połowy dało się zauważyć, że Szwecja nie ma żadnego planu B. Drużyna Andrija Szewczenki pokrzyżowała jej prostą drogę do ćwierćfinału, a Andersson nie miał gotowego antidotum.
Później jeszcze czerwoną kartkę dołożył Marcus Danielson i cała reprezentacja sypnęła się na naszych oczach. Szwedzi w końcówce dogrywki nie wiedzieli, co robić.
Szwecja próbowała grać tak jak w 2018 roku, lecz trzeba otwarcie przyznać, że ta idea częściowo już wtedy się wyczerpała. Jak się później okazało – to był dopiero wierzchołek góry lodowej.
Mecz z Polską nie był żadnym zaskoczeniem
Przed starciem z Polską była duża wrzawa w szwedzkiej prasie. Jedni mówili, że to zbyt utalentowana kadra, by nie pojechała na mundial. Drudzy natomiast obawiali się, że przy tej taktyce już nic dobrego się nie urodzi. Z dużą presją musiał się mierzyć sam Janne Andersson, który przecież dotychczas bronił się wynikami. Selekcjoner na pewno pozytywnie zaskoczył wybraniem wyjściowej jedenastki. Sam mecz do pewnego momentu wyglądał również dobrze, bo nawet po straconej bramce Szwecja dalej próbowała atakować i szybko doprowadzić do wyrównania. Wszystko sypnęło się po fatalnym błędzie Marcusa Danielsona. Skandynawowie znowu nie mieli planu awaryjnego i ostatnie minuty w ich wykonaniu były jakąś nieśmieszną farsą. Jednak dla ludzi bacznie śledzących reprezentację Anderssona nie było to żadnym zaskoczeniem.
Jeśli miałbym w jednym zdaniu określić, co jest przyczyną słabych wyników Szwecji w ostatnich miesiącach, to stwierdziłbym, że Andersson nie uniósł przemiany pokoleniowej w kadrze. Do bram reprezentacji zaczęła pukać świeża krew i najzwyczajniej w świecie selekcjoner nie jest w stanie jej odpowiednio wykorzystać. Twarde stawianie na 1-4-4-2 i szukanie najprostszych rozwiązań świetnie sprawdzały się do 1/8 finału mistrzostw Europy. Później wszyscy widzieli, że jego idea nie pasuje do tych zawodników, a do tego doszły problemy na wyjazdach, które spowodowały brak bezpośredniego awansu. Przypomnijmy – we wrześniu w Solnej Szwecja zagrała jeden z najlepszych meczów w kadencji Anderssona i ograła Hiszpanię 2:1. To była prosta autostrada do mundialu i gdyby nie wyjazdowe porażki z Grecją (1:2) i Gruzją (0:2), to ten tekst w ogóle by nie powstał.
Skostniałość selekcjonera początkowo była jego wielką zaletą, ale z czasem stała się największą udręką. Momentami aż prosiło się o pewne zmiany, jednak Janne pozostawał cały czas przy swoim i dzisiaj zbiera zgniłe plony własnych decyzji.
Ta reprezentacja jest stworzona do innych rzeczy
To już nie jest 2018 rok. Janne Andersson nie ma do dyspozycji graczy pokroju Sebastiana Larssona, Marcusa Berga, Oli Toivonena czy Andreasa Granqvista, którzy może byli ograniczeni piłkarsko, ale jawili się nam jako idealnie przystosowane trybiki w pomyśle selekcjonera. Te czasy bezpowrotnie odeszły. Nowe pokolenie szwedzkich zawodników to zupełnie inna para kaloszy. Nie mamy już do czynienia z typowymi wyrobnikami, stereotypowymi skandynawskimi piłkarzami, którzy waleczność przekładają ponad talent. Szwecja teraz posiada w swoim arsenale naprawdę uzdolnionych piłkarzy, którzy są stworzeni do zupełnie innej gry.
W obecnej taktyce potencjał Alexandra Isaka i Dejana Kulusevskiego jest marnowany. Ci dwaj piłkarze nie są w stanie wejść w buty Berga i Toivonena i opierać gry głównie na katorżniczej pracy. Widać, że męczą się w tych warunkach i nie mogą zaprezentować pełni swoich nietuzinkowych umiejętności. Ciągłe granie długimi podaniami nie pasuje do ich stylu, a przecież niejednokrotnie udowadniali, że przy próbie kombinacyjnego rozegrania potrafią zagrać na bardzo wysokim poziomie.
Na swoją wielką szansę czekają również inni gracze. Mattias Svanberg, Jens Cajuste, Jesper Karlsson, Gabriel Gudmundsson czy nawet Aiham Ousou z U-21 to tylko część przyszłości tej reprezentacji. Jednak przy aktualnych założeniach taktycznych trudno sobie wyobrazić, że będą w stanie wspiąć się na maksimum swojego potencjału. Ci wszyscy piłkarze w połączeniu z doświadczeniem Emila Forsberga i Victora Lindelöfa mogliby naprawdę narobić sporo szumu już w Katarze. Jednak taka porażka na pewno czegoś ich nauczy. Oby i nauczyła również selekcjonera.
Reprezentacja Szwecji: konieczne są zmiany
Szwedzki związek piłki nożnej ma naprawdę sporo czasu do namysłu. Do poważnego grania reprezentacja wróci dopiero za rok, więc teraz należy poszukać odpowiedniego rozwiązania. Na myśl przychodzą mi dwie opcje. Pierwsza – trzeba pięknie podziękować Janne Anderssonowi za 6 lat pracy i zacząć szukać nowego wodza, który wprowadzi nową myśl do reprezentacji. Druga, mniej realna – selekcjoner musi zmienić swoją wizję na ten zespół i przedstawić ją podczas czerwcowych spotkań Ligi Narodów. Nie chodzi tu tylko o samą taktykę, ale też o selekcję odpowiednich zawodników i umieszczenie ich w pierwszym składzie. Tacy piłkarze jak Jesper Karlsson, którzy kręcą 17 bramek i dziesięć asyst w AZ, po prostu nie mogą oglądać meczów z ławki.
Na razie wiemy tyle, że Hakan Sjöstrand, prezes Svenska Fotbollförbundet, darzy Anderssona bezgranicznym zaufaniem. Czyli o zwolnieniu nie ma żadnej mowy, jednak miejmy nadzieję, że jakieś rozmowy o przyszłości będą przeprowadzane. Chyba że obecny stan rzeczy odpowiada szwedzkiemu ZPN, choć naprawdę nie chce mi się w to wierzyć.
Może trzeba pójść śladem swojego sąsiada? Dania w 2018 roku nie różniła się bardzo od Szwecji i również nieźle zaprezentowała się na mundialu, ale już podczas mistrzostw Europy była to zupełnie inna drużyna. Ofensywnie usposobiona, widowiskowa, odważna, ale przede wszystkim skuteczna w swoich działaniach. Nie uważam, by potencjał kadrowy Szwedów był o wiele gorszy od tego Duńczyków i takie rozwiązanie mogłoby przynieść wiele dobrego. Tym bardziej że na eksperymentowanie jest teraz naprawdę dużo czasu.
Jest potencjał na to, by w końcu wyłamać się ze stereotypu skandynawskiej, twardej reprezentacji. Andersson ma sporo narzędzi do zmian i nauczkę po ostatniej kampanii eliminacyjnej. Ciekawe tylko, czy zdecyduje się na zmianę własnego podejścia. Nie ma co owijać w bawełnę – to najodpowiedniejszy moment na przeprowadzenie rewolucji.
Szwedzki duet Tomas Brolin i Martin Dahlin. W piłkę nożną gra się w jedenastu, ważną rolę odgrywają też rezerwowi, którzy wchodząc na zmęczonych rywali, mogą wpłynąć na wygraną drużyny. Czasami spotykają się dwaj piłkarze, którzy znakomicie się rozumieją, grają ze sobą na pamięć. Takim duetem, jednym z najlepszych na świecie był w pewnym momencie (Euro 1992, eliminacje World Cup 1994 i World Cup 1994) duet Tomas Brolin i Martin Dahlin. Niestety Brolin po kontuzji, której nabawił się pod koniec 1994 roku, nigdy nie doszedł do dawnej formy i w 1998 roku w wieku 28 lat zakończył karierę. Rok starszy od Brolina Dahlin grał jeszcze na dobrym poziomie po mistrzostwach w 1994 roku, jednak w pewny momencie, w 1997 roku jego forma spadała i w 1999 roku w wieku 30 lat zakończył karierę.
Orientuje się ktoś, co takiego stało się z reprezentacją Szwecji po mistrzostwach świata w 1994 roku, że nie awansowali na mistrzostwa europy w 1996 roku i mistrzostwa świata w 1998 roku? Szwedzi byli wielkimi nieobecnymi na tamtych turniejach, a w swojej grupie Szwecja przegrała z gorszymi kadrowo drużynami. Na Euro 96 Szwecja przegrała walkę o awans z reprezentacjami Szwajcarii i Turcji a na World Cup 98 z reprezentacjami Austrii i Szkocji.