Reprezentacja Polski remisuje, ale…


Ten mecz wcale nie był tak zły, jak by się mogło wydawać

16 października 2023 Reprezentacja Polski remisuje, ale…
Adam Starszyński / PressFocus

Reprezentacja Polski remisuje z dużo niżej notowaną drużyną Mołdawii. Dodatkowo robi to na własnym terenie. Na papierze jest to scenariusz nie do zaakceptowania. My jednak, pomimo tego wszystkiego, dostrzegamy w reprezentacji relatywnie dużo pozytywów i widzimy, że ten projekt ma szansę iść do przodu.


Udostępnij na Udostępnij na

Po tym meczu wiele jest narzekania na naszą reprezentację, dużo słów krytyki. Oczywiście część z nich jest zasłużona, w końcu remis z Mołdawią – nieważne, w jakich okolicznościach – to zawsze remis z Mołdawią. Też uważamy, że to spotkanie powinno zostać przez drużynę Probierza wygrane, jednak dostrzegamy, że jest wiele pozytywnych sygnałów. Podkreślmy to na początku, w tym tekście będziemy się skupiać tylko na tym, co pozytywnego możemy wynieść zarówno z meczu z Mołdawią, jak i całego zgrupowania. Błędy i problemy oczywiście dostrzegamy, ale nie o nich w tym tekście.

Punkt wyjścia

Rozpoczynając dyskusję na temat reprezentacji, powinniśmy zacząć od tego, w jakim miejscu była drużyna, gdy przejmował ją Probierz. Były opiekun Cracovii objął zespół w głębokim kryzysie, w którym każdy zawodnik bez wyjątku zawodził. Nasza drużyna, wróć, zbieranina przegrała trzy z pięciu meczów, pokonała w bólach Albanię i Wyspy Owcze. Przegraliśmy z Czechami, Albanią i Mołdawią. Każdy ten mecz, wygrane również, okraszony był fatalnym stylem. Takie wyniki przełożyły się na przedostatnie miejsce w tabeli i zaledwie sześć punktów. Za nami znajdowały się tylko Wyspy Owcze.

Oczywiście, po wygranej z Farerami nasze szanse na bezpośredni awans były spore, bo znów mieliśmy wszystko w swoich rękach. – Punkt widzenia zmienił się, bo Albania wygrała z Czechami. Mamy dwa mecze i musimy je wygrać. Jesteśmy w stanie to zrobić. Każdy nowy początek i nowy selekcjoner to nowa energia, nowe bodźce, nowi zawodnicy. Motywacja jest inna. Inaczej się też patrzy, gdy mamy los w swoich rękach i to od nas zależy, czy pojedziemy na Euro, chociaż ja cały czas uważam, że tymi eliminacjami nie zasłużyliśmy na te mistrzostwa. Sytuacja jest jednak taka, jaka jest, i trzeba ją wykorzystać – przypominamy słowa Wojciecha Szczęsnego z przedmeczowej konferencji prasowej.

Powiedzmy sobie jednak szczerze – czemu mieliśmy oczekiwać od trenera pracującego z zespołem kilka dni bezpośredniego awansu? Zwłaszcza biorąc pod uwagę naszą fatalną sytuację w eliminacjach i fakt, że ten bezpośredni awans w ogóle był możliwy nie dzięki naszej grze, ale porażce rywali. Owszem, w meczu z Mołdawią nie wygraliśmy, ale nie stała się tragedia, bo awans na Euro bezpośrednio i tak był niemal nierealny. Gdyby Czesi w Tiranie nie przegrali, to nawet nie byłoby takiego tematu. Uzależnia się więc dyskusję o naszej reprezentacji od wyniku innych drużyn. A to, w fazie budowy zespołu, potrzebne nie jest.

Zresztą w momencie przychodzenia Michała Probierza mówiło się, że nie obchodzi nas już wynik w tych eliminacjach, a trener ma dobrze przygotować zespół na baraże. A my, Polacy, się oburzamy, że stało się coś, na co byliśmy gotowi jeszcze tydzień temu. I to tylko i wyłącznie dlatego, że Czesi przegrali swój mecz. Zrobiliśmy sobie tylko nadzieję na chwilę. Przecież to nie ma sensu. Tak, wyniki się ułożyły w ten sposób, że dostaliśmy szansę. Ale my ją dostaliśmy za darmo i powinniśmy zaakceptować, że nie została ona wykorzystana.

Ten mecz nie był zły

Dodajmy jeszcze do tego wszystkiego, że nasza reprezentacja wcale nie grała źle. To był lepszy mecz w naszym wykonaniu niż nawet wszystkie poprzednie wygrane mecze w tym roku. Po prostu najlepszy, chociaż pamiętajmy, że poprzeczka nie była zawieszona wysoko. Nie zgadzał się tylko wynik. No i Mołdawia wcieliła się w typową reprezentację Polski chociażby za Czesława Michniewicza albo Jerzego Brzęczka. Goście oddali jeden celny strzał, a ich posiadanie piłki nie wyniosło 30%, do tego celność podań na drastycznie niskim poziomie. I co? I remis. My za to oddaliśmy ponad 20 uderzeń. Oczywiście, część z nich już w aktach desperacji pod koniec meczu, gdy naszą główną bronią stały się dośrodkowania. O tym również mówił na pomeczowej konferencji Michał Probierz, że było w końcówce za dużo grania bokami, że powinniśmy próbować również środkiem.

Spójrzmy też na to, jak prezentowali się poszczególni zawodnicy. Za Fernando Santosa właściwie o każdym moglibyśmy powiedzieć, że było źle, może poza wyjątkiem, jakim był Piotr Zieliński. Tutaj, już od pierwszego meczu, a ten tylko to potwierdził, widzimy większą liczbę godnie prezentujących się zawodników. Probierz ma pomysł i na bazie tych dwóch meczów może przeprowadzić selekcję, zarówno pozytywną, jak i negatywną. Tego u Santosa brakowało.

Selekcja pozytywna:

Jeśli już mówimy o selekcji, to zacznijmy sobie od tej pozytywnej. Bardzo dobrze wygląda współpraca Sebastiana Szymańskiego i Piotra Zielińskiego, do tego Karol Świderski swoją grą zmusza Probierza, aby po powrocie Lewandowskiego grać dwoma napastnikami. Bardzo aktywny w obu meczach był Przemysław Frankowski, którego aktywność również często coś pozytywnego wnosiła. Do tego, sami nie wierzymy, że to piszemy, ale decyzja o budowaniu Milika okazała się… trafiona.

Oczywiście, być może gdyby to Adam Buksa miał na głowie choćby jedną piłkę, którą miał Milik, to moglibyśmy wygrać. Ale to wciąż jest sfera gdybania, tak jak sferą gdybania jest listopadowy mecz z Czechami, którego wcale nie musimy wygrać. A co mamy z tego budowania Milika? Otóż to, że po powrocie Lewandowskiego mamy napastnika, który może wejść w razie czego z ławki i będzie wiedział, jak ma grać. Pamiętajmy, że przy golu Karola Świderskiego Milik zachował się fantastycznie.

Zauważyć musimy również, że niesłusznie krytykowany jest Patryk Peda. Oczywiście, popełniał błędy, ale słowa krytyki spływają na niego w dużo większym stopniu niż na Kiwiora czy Kędziorę, a ci zagrali od niego gorzej. Łatwiej jest krytykować zawodnika z Serie C niż gracza Arsenalu. Mamy więc zawodnika wprowadzonego przez Probierza, a który się nie spalił. Dobry mecz rozegrał Paweł Wszołek.

Selekcja negatywna:

Mieliśmy pisać tylko o pozytywach, ale to też swojego rodzaju pozytyw. W przeciwieństwie do kadencji Santosa tu już po dwóch meczach mamy okazję stwierdzić, kto się na pewno nie sprawdził, a kto się sprawdził. W ten sposób łatwiej będzie o dobre decyzje przy kolejnych powołaniach.

Tutaj na pewno musimy podać nazwisko Patryka Dziczka. Zawodnik Piasta był ospały, mało było w nim energii. Źle podawał i wiele razy tracił piłkę. Nic jego występ do gry nie wnosił, dlatego został zmieniony w przerwie, a na placu gry pojawił się Bartosz Slisz. Stąd na pewno jego pozycja w hierarchii zostanie przez selekcjonera podważona. Zapytaliśmy na konferencji prasowej o to, czego oczekiwał trener od Bartosza Slisza po wejściu, czego nie dał mu Patryk Dziczek, oto fragment wypowiedzi trenera Probierza:

– Kwestia zabezpieczenia. Samo wprowadzenie piłki, szybsze do przodu i generalnie miał być takim zawodnikiem [Bartosz Slisz – przyp. red.], który miał asekurować Piotrka Zielińskiego. Mieliśmy w tym momencie kilka strat, przegrywając przez środek. Tego nam zabrakło, dlatego w drugiej połowie wszedł Slisz.

W kontekście całego zgrupowania do przegranych musimy zaliczyć również Matty’ego Casha. Mecz z Wyspami Owczymi to ten z gatunku tych, w którym nie można nic zyskać, a tylko sobie zaszkodzić. Gracz Aston Villi ewidentnie sobie zaszkodził. Zagrał słabo, pamiętamy go w pozytywnym sensie tylko z jednej akcji. Na mecz z Mołdawią już nie wyszedł, chociaż należy również zauważyć, że Cash ma zbyt wysoką pozycję w świecie piłki, aby reprezentacja Polski odbywała zgrupowania bez niego.

Drużyny rodzą się w bólach

Biorąc pod uwagę rzeczy, o których pisaliśmy w tym tekście, jesteśmy dobrej myśli. Można wręcz odnieść wrażenie, że jesteśmy optymistami, choć zdajemy sobie sprawę z faktu, że reprezentacja Polski ma wiele do poprawy. Zresztą, znowu powołamy się na słowa trenera Probierza, gdyby wszystko było dobrze, to nie byłoby zmiany trenera. Są rzeczy, których nie da się naprawić od razu w kilka dni na pierwszym zgrupowaniu. To wymaga czasu. Niekończącą się nagonką i wymienianiem trenerów jak rękawiczki nigdzie nie dojdziemy. „Trust the process”.

Pamiętajmy, jak zaczynały często wielkie zespoły, chociażby Arsenal za Artety, kiedy już chciano go zwalniać, a na grę „Kanonierów” nie dało się patrzeć. Nie zgadzały się również wyniki. Oczywiście nie porównujemy teraz tych dwóch drużyn. Reprezentacja Polski Arsenalem nie była, nie jest i nigdy nie będzie. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że nawet z drużyny, na którą wydawałoby się, że nie ma już nadziei, może zrodzić się coś świetnego.

A pamiętajmy również, że to dopiero drugi mecz, a liczbę dni w pracy Michała Probierza policzymy na palcach dwóch rąk. Wspomniany Arsenal pierwszy sezon za Artety miał kiepski albo co najwyżej mocno średni. Kolejny również był nieudany, jeszcze następny był dobry, ale z wielkim rozczarowaniem na końcu i dopiero czwarte rozgrywki dla hiszpańskiego trenera możemy uznać za świetne.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze