Notes taktyka: Mołdawia – Polska, czyli próba tłumaczenia anomalii


Jak doszło do spektakularnej klęski Polaków?

15 października 2023 Notes taktyka: Mołdawia – Polska, czyli próba tłumaczenia anomalii
Paweł Andrachiewicz / PressFocus

Już wieczorem Polska zmierzy się z Mołdawią. Będzie to dla podopiecznych Michała Probierza przedostatnie spotkanie w eliminacjach do Euro na niemieckiej ziemi. Z Mołdawią mierzyliśmy się już w czerwcu i wtedy Polska piłka reprezentacyjna doznała ogromnej kompromitacji. Postanowiliśmy poddać ją analizie.


Udostępnij na Udostępnij na

Polska pod wodzą Michała Probierza pokonała kilka dni temu Wyspy Owcze, co czyni nowego trenera reprezentacji pierwszym selekcjonerem w XXI wieku, który wygrał swoje debiutanckie spotkanie. Z pewnością reprezentacja Polski będzie chciała sobie dopisać kolejne trzy punkty, które pomimo potknięć zbliżą nas do awansu. Jednym z takich potknięć był czerwcowy mecz z Mołdawią. Postanowiliśmy go sobie odświeżyć i zobaczyć, jak doszło do jednej z największych kompromitacji reprezentacji Polski.

Brak asekuracji wahadłowych

W wielu sytuacjach w tym spotkaniu widać było, że nasi wahadłowi są ustawieni zbyt wysoko, w ogóle nie zabezpieczali obrony Z czego to wynikało? Nie wiemy. Jeśli Fernando Santos kazał tak wysoko grać wahadłowym i nie zwracał szczególnej uwagi na ich role w obronie, to popełnił bardzo prosty błąd. Widać to nie tylko na podstawie analizy po obejrzeniu meczu czy spoglądaniu na pojedyncze klatki, do których zaraz przejdziemy. Przejawia się to również w statystykach.

Chociażby taki Nicola Zalewski wykonał przez 65 minut pobytu na boisku tylko jedną akcję defensywną. Była to próba odbioru. Trochę lepiej wyglądało to w przypadku Przemysława Frankowskiego, który tych prób odbiorów miał więcej (trzy), do tego raz wybił piłkę i raz zanotował przechwyt w takim samym czasie jak Zalewski. On jednak nie asekurował drużyny, co zaraz będzie widać na klatkach. Wpierw przedstawimy heatmapę, która pokazuje, jak wysoko ustawiony był Frankowski.

Polska
Sofascore

Jak wahadłowy może być ustawiony tak wysoko? Rozumielibyśmy to, gdyby jakiś zawodnik środka pola schodził w jego miejsce przy atakach, aby w razie kontrataku asekurować jego pozycję. Ale nic takiego miejsca nie miało. Gdy gracz Lens wychodził wyżej, zostawało w tamtym miejscu zwyczajnie puste pole. Idealne do tego, aby Mołdawia mogła zagrać w nie piłkę lub sprowokować chaos w szykach defensywnych. Zaznaczmy jeszcze, że na poniższym zrzucie ekranu wahadłowym jest już Bartosz Bereszyński, a nie Przemysław Frankowski.

Polska
TVP Sport

I rzeczony Bereszyński jest w tej sytuacji spóźniony. Piłka zostaje oczywiście zagrana do zaznaczonego na czerwono reprezentanta Mołdawii, który wychodzi sam na sam z Wojtkiem Szczęsnym. Chociaż wyjdźmy trochę z samej stop-klatki – Bereszyńskiemu trzeba oddać, że nie poddał się, dogonił napastnika i wytrącił go z równowagi, nie pozwalając na oddanie groźnego uderzenia. Chociaż jeśli byłby ustawiony lepiej, to do tej sytuacji mogłoby w ogóle nie dojść, a było ryzyko utraty bramki.

TVP Sport

Na powyższym zrzucie ekranu widzimy bramkę kontaktową dla ekipy gospodarzy. Fakt faktem parę sekund wcześniej piłkę stracił Piotr Zieliński, więc w pewien sposób można tu Frankowskiego rozgrzeszyć, ale i tak uważamy, że nie jest to na tyle okoliczność łagodząca, żeby być tak wysoko. W końcu strata futbolówki gracza Napoli miała miejsce po drugiej stronie, więc Frankowski niepotrzebnie nawet do rozegrania był ustawiony zbyt wysoko.

Ale dobrze, dlaczego pozycja gracza Lens była tak ważna w tej sytuacji? Gdyby tylko był on niżej, mógłby zająć się najbardziej wysuniętym na lewo zawodnikiem Mołdawii, którym wtedy nie musiałby przejmować się nasz obrońca, który mógłby pójść bardziej zdecydowanie na Nicolaiescu. A tak uwaga naszego obrońcy musi jeszcze się rozpraszać na gracza za plecami. Gdyby Tomasz Kędziora bardziej zdecydowanie, czego wymagała sytuacja, doskoczył do napastnika, wtedy gra na lewą stronę stałaby otworem. Gdyby z kolei zrobił to Jan Bednarek, to na prawą (z perspektywy Mołdawian). Nie doskoczył więc żaden, co skończyło się bramką. Sytuacja jak z greckiej tragedii. Jeszcze lepiej widać to na poniższym ujęciu. Gdyby tylko był tam Frankowski…

Polska
TVP Sport

Bramek na 2:2 i 3:2 nie ma większego sensu analizować, bo były one po prostu wynikiem absurdalnych błędów pojedynczych zawodników. Przy pierwszej najbardziej zawinił oczywiście Tomasz Kędziora, przy drugiej największe pretensje możemy mieć do Szczęsnego i jego powolnego powrotu do bramki oraz słabego piąstkowania.

Dobry pomysł na atak

TVP Sport

Przejdźmy już do sytuacji, za które można Polaków chwalić, choć dla zasady za taki mecz nie powinno się tego robić. My to jednak zrobić musimy. Określić jako dobry należy więc pomysł na grę w ataku w tym meczu, bo pamiętamy, że po pierwszej połowie na reprezentację Fernando Santosa nikt złego słowa nie powiedział. Na powyższym ujęciu widzimy dobre zagranie przez środek Jana Bednarka do Arkadiusza Milika. Ogólnie świetnie w tym meczu, pamiętajmy, że Milik z boiska zszedł przed apokalipsą, wyglądała mityczna już współpraca Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Widać to również na poniższych ujęciach, Milik najpierw wykonał świetny ruch do piłki, którą potem zagrał bez przyjęcia do napastnika Barcelony, co zakończyło się bramką.

TVP Sport
Polska
TVP Sport

Trzeba jeszcze raz podkreślić, że nasi napastnicy wyglądali w tym spotkaniu bardzo dobrze. Poniżej widzimy sytuację, w której po wybiciu piłki z rzutu rożnego dochodzi do niej Zieliński i podejmuje bardzo szybko decyzję o dośrodkowaniu. Świetnie zrozumiał się z Robertem Lewandowskim, który wykonał bardzo dobry ruch do piłki, zgrał ją do Milika i w ten sposób w Kiszyniowie padła pierwsza bramka.

Polska
TVP Sport

Podłamanie i kompletny brak kontroli

Trzeba też przypomnieć, że jak już wspominaliśmy, pierwsza połowa w wykonaniu reprezentacji Polski wyglądała nawet dobrze. Po stracie pierwszej bramki Mołdawianie zaczęli grać coraz odważniej, a Polska straciła kontrolę nad meczem. Jest to właściwie niewytłumaczalne, bo jak zawodnicy grający w Napoli, Juventusie, Southampton czy Arsenalu mogli dać sobie wejść na głowę drużynie, w której przed meczem nie byliśmy w stanie podać jednego nazwiska? Jest to po prostu niewytłumaczalne i nie do zaakceptowania.

Powtórka jest niemożliwa

Jeżeli porównamy sobie obraz gry reprezentacji Polski w meczach z Wyspami Owczymi, to choć wciąż był to występ daleki od ideału, wygra ekipa Michała Probierza. Jesteśmy więc przekonani o tym, że na PGE Narodowym nie skompromitujemy się tak jak w Kiszyniowie. Właściwie jedyny dopuszczalny scenariusz to zwycięstwo co najmniej 2:0, a bardzo miło by było, gdyby Polska osiągnęła lepszy wynik i zrobiła to w dużo lepszym stylu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze