Reprezentacja Polski i środek obrony – jest aż tak źle?


Jak wygląda komfort Michała Probierza przy wyborze trzech podstawowych stoperów?

9 października 2024 Reprezentacja Polski i środek obrony – jest aż tak źle?
Łukasz Sobala / PressFocus

Środek obrony reprezentacji Polski to od lat najbardziej dysfunkcyjna formacja naszej kadry. Od czasów świetności duetu Kamil Glik – Michał Pazdan polscy kibice nie mogli czuć spokoju w związku obsadzeniem tych pozycji. Na dodatek od lat selekcjonerzy decydują się na grę trójką stoperów, co budzi kolejne problemy związane z jakością i liczbą polskich środkowych obrońców. Defensywa kadry nie budzi wielkiego zaufania. Każdy z polskich piłkarzy z tej pozycji mógłby mieć osobną kompilację pomyłek i błędów. Jak więc obecnie wygląda sytuacja reprezentacji Polski na środku obrony?


Udostępnij na Udostępnij na

Wobec tego duża część opinii publicznej wyraża przekonanie, że to właśnie gra trzema defensorami budzi wiele problemów. Ten sposób gry jest jednak dla selekcjonerów doraźnym rozwiązaniem bardziej palącego problemu, jakim jest brak typowych bocznych obrońców. Najlepszym obecnie zawodnikiem polskiej reprezentacji jest Nicola Zalewski. Piłkarz AS Roma jest typowym wahadłowym, którego większym atutem jest gra ofensywna niż obronna. Natomiast potencjalni piłkarze na prawą stronę reprezentacji Polski także są bardziej nastawieni na atak niż na obronę. W ostatnich meczach kadry pozycję prawego wahadłowego obsadzali Jakub Kamiński i Przemysław Frankowski, czyli piłkarze, którzy rozpoczynali swoją karierę jako skrzydłowi. Michał Probierz nie ma więc do dyspozycji jakościowych bocznych obrońców. W takiej sytuacji gra trójką stoperów jest wręcz wymuszona. Formacja z trzema środkowymi defensorami jest dla selekcjonera mniejszym złem.

Jak wobec tego prezentuje się obecna sytuacja reprezentacji na tej newralgicznej pozycji? Z jakimi problemami mierzą się reprezentanci? Czy kibice mogą mieć jakieś nadzieje na przyszłość?

Pewny punkt?

Trudno wśród polskich stoperów szukać lidera, żaden ze środkowych obrońców nie jest bowiem bezbłędny. Ale w trakcie kilku ostatnich zgrupowań najlepiej spisywał się Jan Bednarek. Wychowanek „Kolejorza” przez lata kojarzony był z nieporadnością w defensywie, a jego najbardziej pamiętnym zagraniem było nieporozumienie z Wojciechem Szczęsnym w inauguracyjnym spotkaniu rosyjskiego mundialu z Senegalem. W związku z tym błędem oraz wieloma innymi słabymi meczami w wykonaniu Jana Bednarka ciągnie się za nim negatywna opinia. Zawodnik „Świętych” był piłkarzem, który swojej formy klubowej nie był w stanie przełożyć na spotkania reprezentacyjne. W niczym nie przypominał obrońcy, który ma pewny skład w klubie z najlepszej ligi na świecie. Jan Bednarek po prostu rozczarowywał.

Ale w ostatnim czasie, mimo ogólnie słabej dyspozycji defensywy reprezentacji, Jan Bednarek prezentuje się co najmniej solidnie. Na Euro 2024 popełnił najmniej błędów spośród polskich stoperów. Wydaje się, że postawą w kadrze w końcu dorasta do oczekiwań. W końcu widać, że Jan Bednarek jest piłkarzem, który ma pewną pozycję w klubie Premier League. Do tej pory zagrał w Southampton aż 227 razy. Przedłużenie kontraktu Polaka miało wśród angielskich kibiców bardzo pozytywny odzew. Polska reprezentacja nie może rezygnować z piłkarza klasy Jana Bednarka, który za kadencji Michała Probierza w końcu gra w kadrze na swoim, naprawdę przyzwoitym, poziomie.

W poprzednim sezonie w Championship górował w liczbie wykonanych podań i był dużym atutem w talii Russella Martina. W związku z tym Jan Bednarek powinien być podstawowym piłkarzem reprezentacji Polski odpowiedzialnym między innymi za rozgrywanie piłki. Będąc półprawym stoperem w formacji Michała Probierza, może dać kibicom dużo radości, a przeciwnikom sprawić dużo kłopotów. Na koncie ma już 62 spotkania z orłem na piersi i to najwyższy czas, by stać się liderem polskiej defensywy.

***

Ale w reprezentacji Polski nigdy nie może być za dobrze. W znacznie gorszej sytuacji znajduje się bowiem ostatnio dwóch pozostałych, teoretycznie podstawowych, środkowych obrońców.

Paweł Dawidowicz

W obu wrześniowych meczach na środku bloku defensywnego grał piłkarz włoskiego Hellasu Werona – Paweł Dawidowicz. Na Euro 2024 był zdecydowanie najgorszym z polskich środkowych obrońców. Bardzo nerwowy i nadzwyczaj często gubił krycie w polu karnym. Na jego konto można zapisać porażkę z Austrią. Na wrześniowym zgrupowaniu podtrzymał wątpliwą formę z niemieckiego turnieju. W meczu ze Szkocją wiele razy spóźniał się ze swoimi interwencjami, a na dodatek ponownie robił wrażenie zagubionego i zdezorientowanego. Dezynwoltura w szeregach polskiej obrony często wynikała właśnie z niefrasobliwości Dawidowicza. Wnioskując po jego ostatnich występach w biało-czerwonej koszulce, nie może on stanowić o sile i pewności naszej defensywy. Obrońca Hellasu Werona zdecydowanie za często nie wykonuje poprawnie swoich zadań. Poza tym nawet na Dawidowicza w świetnej dyspozycji nie można liczyć długofalowo. Obrońca jest bardzo podatny na kontuzje i za każdym razem, gdy wydawało się, że może stać się lekarstwem na bolączki kadry, Dawidowicz wypadał z powodu urazu.

W klubie również nie ma ostatnio najlepszego czasu. Pod koniec września w meczu z Torino wyleciał z boiska z czerwoną kartką za idiotyczny i bandycki faul. W związku z tym jedynym racjonalnym plusem powołania Dawidowicza jest to, że obrońca Hellasu jest wypoczęty, w trakcie dwóch poprzednich kolejek był bowiem przez władze ligi zawieszony.

Jakub Kiwior

Równie pesymistycznie prezentuje się sytuacja Jakuba Kiwiora, który w meczu ze Szkocją był absolutnie najsłabszym polskim ogniwem. Nie dość, że w obronie prezentował się bardzo źle, to zawodziło u niego również wyprowadzenie piłki. A ten element gry miał być przecież wielkim atutem lewonożnego defensora. W Szkocji został zmieniony już w przerwie spotkania, a w meczu z Chorwacją od pierwszej minuty zastąpił go Walukiewicz. Wobec tego wydaje się, że Kiwior przestał już być takim pewniakiem do składu reprezentacji. Od czasu swojego debiutu za kadencji Czesława Michniewicza grał we wszystkich meczach w niemal pełnym wymiarze czasowym. Wydawał się absolutnie nieodzownym elementem składu reprezentacji Polski. A potyczka na Hampden Park ze Szkocją stanowi wielką rysę na jego kadrowym wizerunku i pokazuje, że obrońca Arsenalu wcale nie jest niezastąpiony.

A w tymże Arsenalu również Kiwiorowi nie wiedzie się najlepiej. Ekipa prowadzona przez Mikela Artetę bije się w Anglii o absolutnie najwyższe cele. Kiwior ma już 24 lata, wcale nie jest takim młodym talentem. Miejsce w składzie Arsenalu musi wywalczyć sobie sam, a na razie idzie mu to raczej źle. Rozegrał w tym sezonie 18 minut w Premier League, połowę spotkania w Lidze Mistrzów oraz mecz w pełnym wymiarze czasowym w Carabao Cup. To naprawdę mało jak na piłkarza, który ma stanowić o sile obrony reprezentacji. Może Kiwior powinien opuścić „The Gunners”? Wobec kontuzji Bremera w Juventusie pojawiły się plotki o jego przenosinach do Turynu. Tam drużynę prowadzi Thiago Motta, a ten szkoleniowiec Kiwiora dobrze zna z czasów gry w Spezii, ale Juventus to wciąż mogą być dla Polaka zbyt wysokie progi.

A Jakub Kiwior potrzebuje przede wszystkim rytmu meczowego. Jego brak widać w boiskowych detalach. Bez regularnej gry Kiwior będzie przegrywał pojedynki oraz popełniał błędy w sytuacjach, w których mógłby ich uniknąć. Jakub Kiwior musi wywalczyć sobie miejsce w wyjściowym składzie w Arsenalu lub jakiejkolwiek innej drużynie, by grać w reprezentacji na odpowiednim poziomie.

Bieda na horyzoncie

Sebastian Walukiewicz

Mimo wypadnięcia ze zgrupowania z powodu urazu Mateusza Skrzypczaka Probierz do dyspozycji ma jeszcze trzech środkowych obrońców. Pozytywnie rokuje Sebastian Walukiewicz, który zastępował Jakuba Kiwiora w czasie poprzedniego zgrupowania. Były piłkarz Pogoni Szczecin jest od tego lata częścią Torino, które prezentuje się w tej kampanii nadspodziewanie dobrze. W poprzednim sezonie bardzo rozwinął się w Empoli i „Granata” zdecydowała się wzmocnić Polakiem swoją defensywę, z której odszedł jej lider – Alessandro Buongiorno. Walukiewicz wszedł do składu Torino i mimo że nie wystrzega się całkowicie błędów, regularnie gra w solidnej drużynie Serie A. Widać to po jego występach w trykotach reprezentacyjnych. Na Hampden Park po wejściu na boisko był najpewniejszym z polskich defensorów.

Mecz z Chorwacją nie był dobry dla żadnego z polskich stoperów i Walukiewicz również miał dużo problemów z grą w defensywie. Jest to jednak piłkarz regularnie występujący w jednej z najlepszych lig na świecie i trudno deprecjonować jego wartość. Pojawia się wobec niego jedna wątpliwość. W przeszłości wydawało się, że Walukiewicz może być pewnym wyborem na środku obrony na lata, ale u stopera pojawiały się problemy z urazami i wahaniem formy. Jednak w chwili obecnej może być dla Michała Probierza pewnym wyborem.

Kamil Piątkowski

Z kolei Kamil Piątkowski wrócił do reprezentacji Polski po trzech latach i bardzo wielu klubowych perypetiach. Po fatalnym wypożyczeniu do hiszpańskiej Granady wrócił do Austrii i w świetnym stylu zaczął sezon w macierzystym RB Salzburg. W sierpniu został nawet wyróżniony mianem najlepszego zawodnika swojego zespołu. Błyszczał w eliminacjach do Ligi Mistrzów i wydawało się, że Polska zyskała fenomenalną kolejną opcję na środek obrony. Piątkowski był pewny przy wyprowadzeniu piłki, nie popełniał żadnych rażących błędów, a jego wielkim atutem zawsze była fenomenalna motoryka.

Ale we wrześniu Piątkowski nie otrzymał od Michała Probierza ani minuty. W Salzburgu również obniżył loty, czego świadectwem może być postawa w Lidze Mistrzów, czyli najważniejszych dla Salzburga rozgrywkach. Zespół Polaka w dwóch spotkaniach stracił łącznie siedem bramek, a jednocześnie nie strzelił ani jednej. Na dodatek błąd Piątkowskiego bezpośrednio przyczynił się do straty jednego z goli. A umówmy się, Sparta Praga oraz Stade Brest to nie są najlepsi możliwi przeciwnicy do wylosowania w Lidze Mistrzów. W związku z tym pojawia się pytanie. Czy kadra ma obecnie do dyspozycji piłkarza, który jest ojcem chrzestnym awansu Salzburga do Ligi Mistrzów, czy może Piątkowskiego, który w 2021 roku zawalił gola w meczu z San Marino?

Bartosz Bereszyński

Kolejnym z potencjalnych piłkarzy, którzy mogliby zagrać na środku obrony reprezentacji Michała Probierza jest Bartosz Bereszyński. To jednak nie brzmi zbyt obiecująco. Bereszyńskiemu nie można wprawdzie zarzucić braku rytmu meczowego, ponieważ jest podstawowym zawodnikiem swojego zespołu, a nawet kapitanem włoskiej Sampdorii. Problem w tym, że Sampdoria występuje obecnie na poziomie Serie B. Na dodatek Bereszyński jest kolejnym z prawonożnych stoperów reprezentacji i kolejnym z kandydatów do gry po prawej stronie trzyosobowego bloku. Szczególnie że Bereszyński wywodzi się z pozycji typowego prawego obrońcy.

Bereszyński nie jest ulubieńcem Michała Probierza. W meczach o stawkę rozegrał u tego selekcjonera tylko cztery minuty w spotkaniu z Holandią. Do tego dołożyć można wejście z ławki w sparingu przed Euro 2024 z Ukrainą. To dosyć mało. Poza tym kibice mogą pamiętać występy Bereszyńskiego na środku obrony z Euro 2021 i spotkanie ze Słowacją. W inauguracyjnym meczu tamtego turnieju obrońca Sampdorii do spółki z Kamilem Jóźwiakiem zawalili pierwszą bramkę dla Słowaków. Dodając do tego jeszcze wiek Bereszyńskiego, nie można uznać go za kogoś, na kim Michał Probierz może budować swój projekt. Stoperów trzeba szukać dalej.

Nieobecni

Na zgrupowaniu zabraknie największego pechowca wśród polskich zawodników – Mateusza Skrzypczaka. Piłkarza Jagiellonii zabraknie z powodu kontuzji, a obrońca „Dumy Podlasia” mógł stać się potencjalnym wzmocnieniem kadry na środku bloku defensywnego. Piłkarz skreślony przez Lecha Poznań stał się liderem obrony Jagiellonii Białystok i doprowadził drużynę Adriana Siemieńca do mistrzostwa Polski. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by Skrzypczak stał się liderem reprezentacji. Brzmi to absurdalnie, ale przecież w Białymstoku również niewielu wierzyło, że piłkarz odrzucony przez kuźnię talentów z Poznania może okazać się tak wartościowym wzmocnieniem.

Poza jakiekolwiek rozważania Michała Probierza wypadł również zawodnik, który w pierwszym meczu Polski na Euro 2024 zagrał w pierwszym składzie. Bartosz Salamon zagrał dobrze z Walią i otrzymał szansę w spotkaniu z Holandią. Jednak od początku sezonu ligowego obrońca Lecha Poznań nie ma żadnych szans na grę w klubie. Zupełnie nie mieści się w planach Nielsa Frederiksena i rozegrał w tym sezonie tylko kilka minut. Warto przy tym dodać, że rozegrał je na pozycji napastnika w meczu „Kolejorza” z Widzewem Łódź.

Przyszłość reprezentacji

Czy Probierz ma w kim wybierać? Selekcjoner pokazał już, że lubi wyszukiwać nieoczywiste nazwiska z polskiej ligi. I w PKO BP Ekstraklasie bez powołania pozostało jeszcze kilku zawodników. Warto tutaj wyróżnić Ariela Mosóra, który stanowi pewny punkt jednej z najlepszych defensyw w kraju. Mosór od lat udowadnia, że potrafi regularnie grać na bardzo wysokim poziomie.

Na początku sezonu wiele pozytywnych sygnałów dawał również Jan Ziółkowski z Legii Warszawa, który w świetnym stylu wszedł do pierwszej drużyny prowadzonej przez Gonzalo Feio. Niestety dla polskiej reprezentacji ostatnie minuty w PKO BP Ekstraklasie młody Polak otrzymał 1 września w spotkaniu z Motorem Lublin. Co gorsza, warszawski zespół przeszedł niedawno na system z dwoma stoperami, więc Ziółkowski jest w kolejce do gry jeszcze dalej.

Kolejną melodią przyszłości dla polskiej reprezentacji jest Michał Gurgul z Lecha Poznań. Młody piłkarz „Kolejorza” jeszcze nie prezentuje poziomu reprezentacyjnego, ale ma odpowiednie warunki, by stać się jej liderem. Przede wszystkim Michał Gurgul jest lewonożny, a obrońców o takiej charakterystyce w polskiej piłce brakuje. Na dodatek Niels Frederiksen widzi w nim półlewego stopera w swoim hybrydowym systemie gry. W związku Gurgul do kadry pasowałby idealnie. Na razie piłkarz dostaje powołania do kadry U-19, ale jeśli tylko będzie dalej się rozwijał, debiut w dorosłej kadrze na pewno go nie ominie.

Środek obrony powinien być fundamentem polskiej reprezentacji. Liga Narodów pozwala Probierzowi na eksperymenty, ale czas się powoli selekcjonerowi kończy. W związku z tym poszukiwania odpowiednich stoperów powinny być obecnie niezwykle intensywne. Trudno bowiem oprzeć kadrę na zawodnikach, którzy notorycznie popełniają błędy lub mają problemy z regularną grą w klubie.

Lubię obserwować grę polskiej reprezentacji w obronie. Ale wyniki tych obserwacji są wprost zastraszające.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze