Kilka dni po meczu San Marino–Niemcy Thomas Mueller wywołał niemałe zamieszanie. Pomocnik Bayernu Monachium stwierdził, że nie widzi sensu rozgrywania spotkań z takimi słabeuszami jak sanmaryńczycy. Jego wypowiedź wywołała nie tylko burzę (choć poparł go Karl-Heinz Rummenigge), ale też błyskawiczną ripostę działaczy sanmaryńskiej federacji i dyskusję, czy warto pójść tropem myślenia Muellera, czy jednak zostawić ład, który funkcjonuje do dziś.
Zwolennicy punktu widzenia reprezentanta Niemiec mogą przytoczyć przykład Ligi Mistrzów. Aby dostać się do fazy grupowej, gros drużyn musi często przejść nawet trzy rundy eliminacyjne (jak Legia Warszawa w tym sezonie), co powoduje, że praktycznie niemożliwym jest awans do elitarnych rozgrywek jakiegoś słabeusza (typu mistrz Gibraltaru, Andory czy San Marino) czy nawet drużyny, która ma ciut większy potencjał piłkarski, ale w starciu już ze średniakami europejskimi miałaby bardzo małe szanse na sukces (w fazie grupowej Ligi Mistrzów nigdy nie grał m.in. mistrz Bośni i Hercegowiny, Irlandii, Łotwy czy nawet Walii).
W fazie grupowej Ligi Mistrzów nigdy nie grał m.in. mistrz Bośni i Hercegowiny, Irlandii, Łotwy czy nawet Walii.
Oznacza to, że wielu piłkarzy, którzy grają w tych zespołach, nigdy prawdopodobnie nie posmakuje rywalizacji z chociażby Realem Madryt czy Borussią Dortmund. Jedyną nadzieją na „żywy” kontakt z wielkim futbolem są mecze właśnie reprezentacji narodowych. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla reprezentantów Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Francji czy Belgii mecze z drużynami pokroju San Marino, Gibraltaru, Andory są raczej przykrym obowiązkiem niż wielką przyjemnością, ale już dla rywali są to przeżycia, na które czekają czasami nawet całe życie i po których zostają tylko przede wszystkim dobre wspomnienia. Brak takich odskoczni od szarej codzienności i wizyt wielkich rywali będzie oznaczał tylko i wyłącznie upadek piłki w tych krajach.
Piłkarscy outsiderzy – nie za wiele ich już w Europie
Nie będę rozważać, co miał na myśli Thomas Mueller, ale jesteśmy mocno przekonani, że chodziło mu nie tylko o spotkania z totalnymi outsiderami, ale też o mecze z drużynami ciut silniejszymi. Tutaj muszę się zatrzymać, bo wykluczenie wielu z nich z normalnych eliminacji i przymuszenie do grania wcześniej jakiś barażów byłoby dla nich niesprawiedliwością. Weźmy pod uwagę chociażby zestaw dwóch najsłabszych koszyków w losowaniu eliminacji do MŚ 2018. W koszyku piątym mieliśmy m.in. Łotyszy, Białorusinów, Finów, Ormian czy Azerów, a w szóstym – prócz San Marino, Gibraltaru, Kazachów i Gruzinów.
W koszyku piątym przed losowaniem eliminacji MŚ 2018 mieliśmy m.in. Łotyszy, Białorusinów, Finów, Ormian czy Azerów, a w szóstym – prócz San Marino, Gibraltaru, Kazachów i Gruzinów.
Często powtarzanych frazesem jest to, że w Europie nie ma prawie w ogóle obecnie słabych drużyn. I to jest najprawdziwsza z prawd. Wymienione wyżej ekipy może jeszcze nie potrafią regularnie punktować z hegemonami, ale nie zmienia to faktu, że w najbliższej przyszłości któraś z nich może zrobić tak duży skok jakościowy, że wejdzie nawet do wielkiego turnieju (nawiasem mówiąc, Łotysze grali już na Euro 2004). Przykłady Albanii czy Islandii, które jeszcze nie tak dawno zbierały od wszystkich oklep, a w tym roku zagrały na Euro, pokazują, że warto uczyć się wiele lat od tych najlepszych, a zebrane doświadczenie później przemielić na występy boiskowe. Czy Islandczycy i Albańczycy poradziliby sobie tak skutecznie, gdyby musieli wiele lat dobijać się, aby nawet w samych eliminacjach grać z czołówką europejską? Śmiem wątpić.
https://www.youtube.com/watch?v=-sU_l7mvfOk
Inną, całkiem odrębną, kwestią jest format takich eliminacji. Już dziś na Euro kwalifikuje się prawie połowa stawki, a coraz częściej słyszymy głosy, że niedługo dopuszczonych zostanie nawet 32 finalistów. Ale zostańmy przy formacie 24-zespołowym. Jak w takim razie miałyby wyglądać eliminacje na wzór eliminacji do Ligi Mistrzów? W przedbiegach odpadłoby ok. 6-7 zespołów, pozostałych 45 musiałoby rywalizować o 24 miejsca. Ułatwiłoby to bardzo mocno zadanie najlepszym, którzy musieliby mniej energii poświęcać na kwalifikacje, a same eliminacje troszkę straciłyby na atrakcyjności.
Pomysł Thomasa Muellera jest symbolem trendu, który coraz mocniej daje o sobie znać. Gros zawodników większą część energii poświęca na rozgrywki klubowe, które z roku na roku stają się coraz intensywniejsze, a to powoduje zmęczenie wielu piłkarzy, którzy po sezonie na mistrzostwach świata, Europy bądź jakimś innym wielkim turnieju nie błyszczą aż tak mocno, jak w najlepszych swoich meczach w klubach. Mam nadzieję, że pomysł Thomasa Muellera i reorganizacja eliminacji nigdy nie wejdzie w życie, bo dla reprezentantów San Marino, Andory czy Gibraltaru mecze z najlepszymi to jest sens uprawiania futbolu. Szkoda byłoby zabrać im radochę.