Real upokorzył Valencię i awansował do finału Superpucharu Hiszpanii!


Jaki turniej, takie spotkanie. Podopieczni Zinedine'a Zidane'a w piknikowej atmosferze na trybunach pokonali nieporadną i anemiczną drużynę "Nietoperzy"

8 stycznia 2020 Real upokorzył Valencię i awansował do finału Superpucharu Hiszpanii!

Gdyby ktoś puścił powtórkę tego spotkania komuś nieobeznanemu, z pewnością opisałby go jako jeden nieistotnych meczó towarzyskich. Nic bowiem nie wskazywało na to, że obie ekipy grają o całkiem istotny puchar. Real Madryt gładko odprawił Valencię 3:1 w półfinale Superpucharu Hiszpanii i teraz czeka na swojego rywala.


Udostępnij na Udostępnij na

Ten mecz na trybunach wyglądał dokładnie tak, jak mogliśmy się spodziewać. Pustawe trybuny i piknikowa atmosfera na trybunach jest niestety przykrą konsekwencją organizacji Superpucharu Hiszpanii w Arabii Saudyjskiej. Nic dziwnego, skoro zainteresowanie tymi spotkaniami w Hiszpanii było znikome. Dla przykładu, Atletico Madryt sprzedało na nie aż 50 biletów, a Valencia 26.

Do poziomu na trybunach przyłączyli się także piłkarze, którzy przez większość spotkania nie forsowali przesadnie tempa. I chociaż Real Madryt całkowicie dominował w tym spotkaniu, to dużą w tym zasługę miała iście piknikowa postawa „Nietoperzy”.

„Corner taken quickly” w wersji Toniego Kroosa

Ktoś mógłby powiedzieć – jaki turniej, taki gol. Jeśli nawet realizator nie wie, w jaki sposób padła bramka to wiedz, że dokonałeś czegoś wyjątkowego. Nie da się bowiem inaczej określić tego, co zrobił Niemiec w pierwszej połowie spotkania. Kroos zauważył niefrasobliwe wyjście z bramki Jaume Domenecha i sprytnym strzałem pokonał bramkarza Valencii bezpośrednio z rzutu wolnego.

W Hiszpanii takie trafienie określamy „golem olimpijskim”. Lokalni dziennikarze wyliczyli nawet, że to pierwsze takie trafienie drużyny „Królewskich” od… 22 lat. Wtedy podobnej sztuki dokonał Davor Suker.

Co ciekawe, to nie pierwszy raz, gdy obecny bramkarz Valencii wpuścił gola bezpośrednio z rzutu wolnego. Już wcześniej w podobny sposób Jaume Domenecha ośmieszył w Pucharze Króla Joaquin.

Absolutna dominacja Realu

Nie byłoby dużą przesadą stwierdzenie, że Real Madryt był dzisiaj drużyną o dwie klasy lepszą. Zinedine Zidane nie zabrał na turniej Garetha Bale’a ani Karima Benzemy, a mimo to „Królewscy” nie dali żadnych szans ekipie Valencii.

Kluczem do sukcesu okazało się wystawienie aż pięciu pomocników na to spotkanie. Duet Casemiro-Valverde odpowiadał za destrukcję i odbiór piłki, za to tercet Kroos-Modric-Isco miał za zadanie płynnie poruszać się z piłką. Efekt tej taktyki przerósł chyba najśmielsze oczekiwania. „Królewscy” grali piękną kombinacyjną piłkę, momentami ośmieszając nieporadną drużynę „Valencii”.

Tak naprawdę ciężko wyróżnić najlepszego gracza z tej pięcioosobowej linii pomocy, bo… każdy zagrał kapitalne spotkanie. O pięknym strzale Kroosa już pisaliśmy, a Casemiro zagrał na poziomie, do którego ostatnio zdążył nas przyzwyczaić. O czym jednak warto wspomnieć, to doskonały występ Isco.

To bowiem Hiszpan zdobył drugiego gola dla Realu w tym spotkaniu, a także rewelacyjnie prezentował się w kreacji gry. Isco nie irytował już swoimi powolnymi kółeczkami, nie spowalniał akcji, a wręcz przeciwnie – napędzał je. To był Isco w najlepszej wersji z 2017 roku. Jeśli utrzyma taką formę na dłużej, to pogłoski o odejściu Hiszpana z Santiago Bernabeu będzie można włożyć między bajki.

Dodajmy do tego kolejne trafienie Luki Modricia w tym sezonie (teraz nie tylko podaje już trivelą!) i mamy przepis na Real, który z miesiąca na miesiąc rośnie w oczach. „Królewscy” w niczym już nie przypominają tej anemicznej drużyny z poprzedniego sezonu, a ich grę cechuje wysoki pressing i intensywność. Jest jednak jedno ziarenko goryczy, które ciągle nie daje fanom „Los Blancos” w pełni rozkoszować się słodyczą.

Luka Jović ciałem obcym

Mowa tu oczywiście o postawie Luki Jovicia, który zdecydowanie był najsłabszym ogniwem swojego zespołu w tym spotkaniu. Serb otrzymał życiową szansę w postaci kontuzji Karima Benzemy, ale jak na razie kompletnie jej nie wykorzystuje. I nie chodzi już nawet o tamtą zmarnowaną okazję, gdy z kilku metrów strzelił wprost w bramkarza. Najbardziej martwiące może być całkowite wyalienowanie Jovicia od gry zespołu.

Gdy pozostałych dziewięciu graczy z pola wydawało się bawić z piłkarzami Valencii, Jović pozostawał bez błysku. Nie uczestniczył w grze kombinacyjnej, nie wychodził do piłek, był po prostu kompletnie niewidoczny.

Im częściej oglądamy byłego gracza Eintrachtu na boisko, tym mniej może nas dziwić tak uporczywe stawianie na Benzemę przez Zidane’a. W obecnej dyspozycji Serb po prostu nie daje swojej drużynie wystarczająco dużo. Być może jest to kwestia problemów z adaptacją czy tego, że w Niemczech najlepiej mu szło w parze z innym napastnikiem. Cóż, kolejną i prawdopodobnie ostatnią szansę w najbliższym czasie Jović otrzyma w finale Superpucharu, gdzie Real zmierzy się z kimś z dwójki Atletico – Barcelona.

Nietoperze nie doleciały na mecz

No dobrze, ale poświęćmy jeszcze chwilkę uwagi drużynie Valencii. Valencii, która dzisiaj powinna się wstydzić za to, co pokazała na boisku. Ekipa z Estadio Mestalla była dla swoich rywali jedynie tłem. Bez walki, bez zagrożenia, bez ambicji – tak dzisiaj wyglądali podopieczni Alberta Celadesa. Zupełnie nie przypominali tej drużyny, która jeszcze pół roku temu wygrywała Puchar Króla przeciwko Barcelonie.

Chociaż Valencię stać było na honorowe trafienie w końcówce z rzutu karnego, to w żaden sposób nie zatrze ono fatalnego wrażenia z całości tego spotkania. Może i ranga tego turnieju nie była na poziomie fazy pucharowej Ligi Mistrzów, ale wypadałoby zachować chociaż minimalną przyzwoitość. Nikt nie oczekiwał od piłkarzy Celadesa walki o każdy centymetr boiska, ale momentami Real wręcz ośmieszał swoich rywali kolejnymi koronkowymi akcjami. Pozostaje pytanie, czy „Nietoperze” zaprezentowałyby się równie słabo, gdyby turniej rozgrywany był w Hiszpanii.

***

I cóż, wydaje się, że na prawdziwe emocje w tym turnieju będziemy musieli poczekać chociaż do jutra, gdy drugi półfinał rozegrają ze sobą Barcelona i Atletico. Dzisiaj Real pokazał jednak, że którakolwiek z tych ekip trafi do finału, czekać ich będzie nie lada wyzwanie. „Królewscy” ewidentnie złapali wiatr w żagle i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie mieli spuścić z tonu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze