To był szok. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych europejskich klubów nagle zbankrutował. Glasgow Rangers musieli zaczynać więc od czwartego poziomu rozgrywkowego. Teraz zespół występuje ponownie w szkockiej ekstraklasie, a na dodatek jest jej liderem.
Puste Ibrox Stadium to smutny widok. W normalnych warunkach legendarny stadion Rangersów jest zapełniony niemal do ostatniego miejsca, jednak z oczywistych powodów nie jest to obecnie możliwe. Fani „The Gers” i tak nie mają obecnie na co narzekać. Lepiej oglądać w telewizji swoich ulubieńców w derbach z Celtikiem, niż przychodzić na stadion, aby obserwować rywalizację z East Stirlingshire czy Annan Athletic.
Krach
Tymczasem właśnie tak wyglądała jeszcze siedem lat temu rzeczywistość odbudowywanego klubu. Rangers jeszcze w 2008 roku grali w finale Pucharu UEFA, a w sezonie 2010/2011 występowali w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Nie trzeba więc specjalnie mówić, jak wielkim szokiem dla fanów z niebieskiej części Glasgow było bankructwo ich klubu. Koniec sezonu 2011/2012 oznaczał bowiem faktyczną likwidację Glasgow Rangers. W miejsce dotychczasowego zespołu powołano więc Rangers FC.
Wszystko za sprawą finansowego bankructwa. Klub od 2001 roku miał dopuszczać się oszustw podatkowych. Ostatecznie w 2011 roku został przejęty przez biznesmena Craiga Whyte’a. Już wówczas „The Gers” mieli poważne zaległości wobec administracji podatkowej Wielkiej Brytanii, a wynosiły one ponad 49 milionów brytyjskich funtów. Whyte podjął natomiast decyzję, że nie będzie ich spłacać.
Ostatecznie do Glasgow Rangers w marcu 2012 roku wprowadzony został zarząd komisaryczny, zaś dodatkowo drużynie odjęto dziesięć punktów w lidze. W lipcu kluby występujące w Scottish Premier League podjęły decyzję o wykluczeniu z rozgrywek 54-krotnego mistrza Szkocji. Whyte natomiast w kolejnych latach był zatrzymywany przez śledczych, głównie w związku z malwersacjami podczas przejmowania „The Gers”.
Kolejny oszust
Klub pod nazwą Rangers FC zaczął odbudowywać się od czwartego poziomu rozgrywkowego. Wszystko za sprawą kolejnego brytyjskiego biznesmena, Charlesa Greena. To właśnie on starał się jeszcze w maju 2012 roku ratować zadłużony klub, lecz nie pozwolił mu na to sprzeciw brytyjskiej skarbówki. Nie udało się też wspomniane dołączenie do Scottish Premier League w ramach nowego podmiotu. Warto podkreślić, że Green w kolejnych miesiącach został między innymi ukarany za swoje komentarze względem organizatora szkockich rozgrywek.
Dosyć szybko okazało się, że Green podobnie jak Whyte jest co najmniej kontrowersyjną postacią. Wiosną 2013 roku poprzedni właściciel Rangers ujawnił zresztą, że Green był jedynie jego słupem i tak naprawdę zerwał zawartą wcześniej tajną umowę dotyczącą zabezpieczenia klubowych aktywów. Ostatecznie w kwietniu nowy właściciel „The Gers” postanowił ustąpić ze stanowiska dyrektora generalnego. Z kolei w sierpniu Green odsprzedał swoje udziały angielskiemu biznesmenowi Sandy’emu Easdale’owi.
To nie był jednak koniec długiej walki o przejęcie Rangers. W działalność klubu angażowali się różnego rodzaju biznesmeni, w tym właściciel funduszu emerytalnego David Somers i były CEO Manchesteru City, Graham Wallace. Co więcej, okazało się, że Green w 2012 roku zawarł wartą… jednego funta umowę kupna praw do nazwy stadionu przez inwestującego w Newcastle United Mike’a Ashley’a.
Nie koniec problemów
Rangers w swojej nowej odsłonie nie mieli kłopotów z grą w niższych klasach rozgrywkowych. Tak naprawdę rok po roku pięli się w górę. Już w pierwszym sezonie awansowali z Third Division do League One, aby po jednym sezonie spędzonym w trzeciej lidze dostać się na zaplecze szkockiej ekstraklasy.
Jednak i w tym czasie pojawiły się pewne problemy. Wspomniany Ashley co prawda kupił za kilka milionów funtów kolejne akcje klubu, lecz wiosną 2014 roku kibiców czekała niemiła niespodzianka. Okazało się, że w kasie „The Gers” znajduje się zaledwie 3,5 funta, choć rok wcześniej było to ponad 20 milionów. Dodatkowo jeden z udziałowców ujawnił, że przed sezonem 2014/2015 sprzedano tylko kilkanaście tysięcy karnetów.
Ówczesny właściciel Newcastle musiał więc dołożyć kilkanaście milionów funtów z własnej kieszeni. Nie miał wyboru, bo przeciwko zarządowi zaczęli protestować kibice. Sytuacja doszła zresztą do momentu, w którym Ashley na początku 2015 roku nie mógł nawet zwiększyć liczby swoich udziałów w Rangers. Kolejne miesiące przyniosły zaś kolejne roszady we władzach „The Gers”.
Wymarzony awans
Jak już wspomniano, zawirowania organizacyjne nie przeszkadzały piłkarzom w spełnianiu sportowych oczekiwań kibiców z niebieskiej części Glasgow. Było tak jednak do czasu. Wiosną 2015 roku zatrzymany został bowiem pochód Rangers w hierarchii szkockich rozgrywek. Drużynie nie udało się awansować do Scottish Premier League, bo po zajęciu trzeciego miejsca w lidze przegrała ona mecz barażowy z ekstraklasowym Motherwell.
Brak awansu kosztował posadę Stuarta McCalla. Na stanowisku szkoleniowca zastąpił go Mark Warburton, któremu już po roku udało się awansować z pierwszego miejsca w Championship. Na dodatek nowy trener zaczął sezon 2015/2016 od jedenastu zwycięstw z rzędu, bijąc tym samym klubowy rekord Billa Strutha z początku lat 20. ubiegłego wieku. Ponadto Rangers przegrali w finale Pucharu Szkocji, wcześniej pokonując w półfinale Celtic w derbach Old Firm.
Pierwszy sezon po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej nie był łatwy. „The Gers” mieli co prawda dobry początek, lecz pod koniec kalendarzowego roku 2016 znaleźli się w sporym kryzysie. Po grudniowym meczu z Celtikiem Rangers mieli już do niego 19 punktów straty. W lutym 2017 roku klub ogłosił rozstanie z Warburtonem, które zakończyło się kolejną aferą. Trener wbrew oświadczeniu zarządu twierdził, że wraz ze swoim asystentem Davidem Weirem wcale nie podał się do dymisji.
Bałagan
Tymczasowym następcą Warburtona został Graeme Murty, były reprezentant Szkocji mający dotychczas doświadczenie jedynie w pracy trenerskiej z młodzieżą. Ostatecznie klub zatrudnił portugalskiego szkoleniowca Pedro Caixinhę, który dograł sezon i zajął trzecie miejsce w lidze. Początek kampanii 2017/2018 był jednak beznadziejny, a szkoccy dziennikarze zarzucali Portugalczykowi doprowadzenie do totalnego bałaganu w zespole. Został on więc najkrócej pracującym trenerem w historii „The Gers”, wytrzymując na swoim stanowisku zaledwie 229 dni.
Trzeba podkreślić, że sporym problemem była sama organizacja klubu. Nie miał on chociażby dyrektora sportowego, który mógłby współpracować z głównym trenerem i odpowiadać za transfery. Przede wszystkim przeciwko Ashley’owi rozpoczęto zaś postępowanie dotyczące transakcji generujących straty finansowe. Konieczne było także dokapitalizowanie spółki.
W tej atmosferze władze Rangers powróciły do koncepcji prowadzenia zespołu przez Murty’ego. To właśnie on od grudnia 2017 roku do maja 2018 roku prowadził drużynę z Ibrox Stadium. Stracił jednak pracę po dwóch dotkliwych porażkach 0:4 i 0:5 z Celtikiem w Pucharze Szkocji i w lidze. Ostatecznie „The Gers” ponownie zajęli trzecie miejsce w lidze i znów mogli grać w europejskich pucharach.
Era Gerrarda
Następcą Murty’ego okazała się legenda angielskiej piłki. Władze Rangers zdecydowały się bowiem na zatrudnienie Stevena Gerrarda. Trzeba przyznać, że był to z pewnością świetny marketingowy chwyt, ale jednocześnie obarczony sporym ryzykiem sportowym. Gerrard podobnie jak jego poprzednik na tym stanowisku miał jedynie doświadczenie w pracy z młodzieżą. Szybko okazało się jednak, że była gwiazda Liverpoolu tchnęła w zespół nowe życie.
W ostatnim sezonie przed przyjściem Gerrarda zespół z Glasgow strzelał co prawda dwie bramki na mecz, ale jednocześnie tracił 1,32 gola. W kampanii 2018/2019 współczynnik straconych bramek spadł do 0,71 na mecz, aby jesienią ubiegłego roku osiągnąć poziom 0,67 gola na jedno spotkanie. Trzeba jednocześnie zaznaczyć, że Anglik miał do dyspozycji dużo lepszych zawodników. Po jego zatrudnieniu do klubu przyszli między innymi Allan McGregor, Connor Goldson, Nikola Katić i Borna Barisić, Filip Helander czy Ianis Hagi.
Gerrardowi dużo lepiej od poprzedników idzie też w europejskich pucharach. Pod wodzą Caixinhy Rangers skompromitowali się, odpadając w pierwszej rundzie kwalifikacji do Ligi Europy z luksemburskim Progres Niedercorn. Rok później już za kadencji Anglika szkocki zespół awansował do fazy grupowej tych rozgrywek. Choć zajął dopiero trzecie miejsce w grupie, pozostawił po sobie dobre wrażenie z rywalizacji z Villarrealem, Spartakiem Moskwa i Rapidem Wiedeń.
W ubiegłym sezonie Rangers nie tylko udało się zakwalifikować do LE, ale i awansować do fazy pucharowej. W kwalifikacjach „The Gers” pokonali między innymi Legię Warszawa, wspomniany już Progres i duńskie FC Midtjylland. Faza grupowa to już z kolei drugie miejsce w tabeli po rywalizacji z FC Porto, Feyenoordem Rotterdam i Young Boys Berno. W 1/16 finału Szkoci pokonali zaś Sporting Braga, a w kolejnej rundzie musieli uznać wyższość Bayeru Leverkusen.
Będzie mistrzostwo?
Coraz lepsze występy w europejskich pucharach z pewnością cieszą niebieską część Glasgow. W samej lidze apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego fanom nie wystarcza już tylko miejsce w czołówce. Rangers chcieliby w końcu zobaczyć w gablocie jakieś nowe trofeum, w tym szczególnie za zdobycie mistrzostwa kraju. Tymczasem po raz ostatni drużyna z Ibrox Stadium wygrała rozgrywki szkockiej ekstraklasy w 2011 roku, natomiast dwa lata wcześniej zdobyła ostatni Puchar Szkocji.
To jak dotąd największy minus pracy Gerrarda w Glasgow. Zdobył on na razie jedynie wyróżnienia indywidualne, a więc nagrody dla najlepszego trenera miesiąca w Scottish Premier League. W lidze dwa razy z rzędu musiał zadowolić się wicemistrzostwem, zaś przygodę z krajowym pucharem kończył już dwukrotnie w ćwierćfinale. Nawet mniej prestiżowy Puchar Ligi był na razie poza zasięgiem „The Gers”.
Tymczasem kibice liczą, że sytuacja zmieni się w tym sezonie. Mają ku temu zresztą solidne podstawy. Rangers po dwunastu kolejkach są liderem i mają sześć punktów przewagi nad Celtikiem, chociaż lokalny rywal rozegrał jedno spotkanie mniej. „The Bhoys” musieli już jednak uznać wyższość „The Gers” w legendarnych derbach. Podopieczni Gerrarda przed prawie dwoma tygodniami pokonali pewnie 2:0 swojego największego rywala.
Wzmocnieni
Dla szkoleniowca Rangers najważniejsze w letnim okienku transferowym było wykupienie Hagiego. Reprezentant Rumunii w ubiegłym sezonie był wypożyczony z belgijskiego KRC Genk, a jednocześnie odgrywał dużą rolę w zespole. Sam Gerrard wielokrotnie chwalił swojego podopiecznego. Tak naprawdę trudno wymienić zalety 21-latka, o których nie mówił angielski szkoleniowiec. Gerrard potrafił bowiem komplementować nawet wagę Hagiego.
Choć syn rumuńskiej legendy, Gheorghe Hagiego, występuje w środku pola, to właśnie na tę pozycję trener „The Gers” poszukiwał kolejnego zawodnika w letnim okienku transferowym. Rangers ostatecznie na kilka godzin przed jego zamknięciem udało się zakontraktować Bonganiego Zungu. 28-letni reprezentant Republiki Południowej Afryki na razie jest wypożyczony do końca sezonu z francuskiego Amiens.
Hagi nie jest jedynym zawodnikiem wykupionym przez Szkotów po okresie wypożyczenia. Na Ibrox Stadium pozostał też 38-letni angielski weteran Jermain Defoe. Wraz z pozyskanym z Anderlechtu Bruksela Kemarem Roofe ma on wzmocnić atak, a przede wszystkim dać możliwość rotacji składem w związku z grą na kilku frontach. Ciekawym zawodnikiem jest także 21-letni napastnik Cedric Itten, który został pozyskany ze szwajcarskiego FC St. Gallen.
Rangers to więc zespół inny niż przed rokiem, gdy w eliminacjach do LE eliminowali warszawską Legię. Lech zmierzy się z dużo silniejszym przeciwnikiem, który stale wzmacnia swój skład, a także daje szansę zdobywać doświadczenie utalentowanym zawodnikom.