Raków naiwnie wierzył, że Fabian Piasecki zapewni Ligę Mistrzów


Raków mimo przemyślanych transferów zapomniał o skutecznym napastniku, bo Fabian Piasecki takim się nie okazał

31 sierpnia 2023 Raków naiwnie wierzył, że Fabian Piasecki zapewni Ligę Mistrzów
Łukasz Sobala / PressFocus

Raków nie zagra jesienią w najbardziej elitarnych rozgrywkach europejskich. Częstochowianie zrobili praktycznie wszystko, co w ich mocy, aby Liga Mistrzów miała miejsce w Sosnowcu. W tej układance zabrakło jednego elementu – napastnika. Fabian Piasecki dał z siebie wszystko, ale to po prostu było za mało.


Udostępnij na Udostępnij na

Liga Mistrzów była naprawdę blisko, ale niestety ekipa z Danii zatrzasnęła „Czerwono-niebieskim” drzwi do niej przed nosem. Na pocieszenie Raków będzie grał w Lidze Europy, w której ostatni raz wystąpiła Legia Warszawa Czesława Michniewicza dwa sezony temu. Częstochowianom należą się ogromne słowa uznania, ponieważ po raz pierwszy w swojej historii zagrają w fazie grupowej europejskich pucharów. Mimo niepodważalnego sukcesu znajdujemy jedno ale, a jest ono związane z obsadą napastnika. Fabian Piasecki nie rozwiał obaw dotyczących obsady tej pozycji i pokazał swoje ograniczenia, które po trochu kosztowały ekipę spod Jasnej Góry awans.

Dobra organizacja to było za mało na Duńczyków

Raków Częstochowa był w tych eliminacjach drużyną, którą cechowała świetna organizacja gry, jaką zarządził Dawid Szwarga. Widzieliśmy to w dwumeczu z Arisem, który był swoistym majstersztykiem zabijania gry przez częstochowian. Rewanżowe spotkanie z Karabachem także zaliczamy do tej samej kategorii meczów. Przeciwnik miał może odrobinę więcej z gry, ale nijak nie przekładało się to na konkrety. Zastosowana taktyka przyniosła efekt w postaci dojścia aż do rundy play-offów.

Tam jednak dobra organizacja gry to było za mało. „Czerwono-niebieskim” zabrakło odwagi w ataku. Nawet gdy przegrywali na Parken od 35. minuty, to dopiero w końcówce spotkania podeszli wyżej, co przyniosło nawet wyrównującego gola. Zabrakło także killera z przodu, który wykorzystałby choć jedną wykreowaną w dwumeczu z Duńczykami sytuację. Kopenhaga skutecznie odcięła kluczowe ogniwa zespołu, takie jak Koczerhin, Cebula czy Tudor, przez co napastnicy byli odcięci od podań swoich kolegów.

Nie chcemy uciekać w tanie populizmy, że Kopenhaga była zespołem do przejścia. Lecz nie był to też gigant, z którym Raków nie miał żadnych szans. Jesteśmy pełni podziwu dla klubu, że w obliczu plagi kontuzji doszedł tak daleko i jeszcze do końca bił się jak równy z równym. Siedzi nam jednak w głowie myśl, że gdyby klub bardziej zadbał o pozycję „dziewiątki”, to poczucie niedosytu byłoby mniejsze.

Raków od lat ma problemy z napastnikami

Tak, naszym zdaniem Raków nie zadbał o tę pozycję. Każdy, kto choć trochę ogląda ekstraklasę, wie, że ta ekipa od kilku lat ma problem ze skutecznym goleadorem. Vladislavs Gutkovskis, Jakub Arak, Sebastian Musiolik, Felicio Brown Forbes, Aleksandar Kolev – to lista napastników, jacy przewinęli się w klubie z Limanowskiego od awansu do Eekstraklasy. Żaden z nich nie spełnił w całości związanych z nim oczekiwań. Kolejnym jest Fabian Piasecki, który w ostatnim sezonie spisał się przyzwoicie, ale sześć goli to nie jest rezultat, który zamyka usta. Liga Mistrzów to takie rozgrywki, w których sześć goli znaczy tyle co nic.

Fabian Piasecki okazał się za słaby na Ligę Mistrzów

Żeby nie było – Fabian Piasecki to zawodnik jak na naszą ligę solidny. Tylko jak do tej pory najlepszy wynik wykręcił w zeszłym sezonie, gdy strzelił sześć goli. Sami przyznacie, szału nie ma. Dość powiedzieć, że niektórzy pomocnicy w ekstraklasie mieli więcej bramek. Absolutne minimum dla napastnika powinno wynosić co najmniej dziesięć sztuk. Dlatego dziwimy się trenerowi Szwardze, że powierzył zdobywanie goli w Europie piłkarzowi, który w naszej lidze nie należy nawet do TOP 5 napastników i nigdy nie należał.

Liga Mistrzów to dużo wyższa półka, nawet gdy mówimy tu tylko o play-offach. FC Kopenhaga tylko uwydatniła ograniczenia częstochowskich „dziewiątek”. Fabian Piasecki znów harował na całym placu gry, walczył z obrońcami. Tylko czy trener nie zapomniał czasem o tym, że na pozycji napastnika najważniejsze są bramki?

W rewanżu miał tylko jedną szansę, gdy po główce uderzył prosto w Grabarę. Mało, ale tu sporo pretensji można mieć do Cebuli i Koczerhina, którzy byli kompletnie nieaktywni, przez co napastnik Rakowa nie otrzymywał od nich żadnej ciekawej piłki. Ale i tu znajdziemy ale. Bowiem zanim zagrał Raków, swój zaległy mecz rozegrał Śląsk Wrocław, w którym gra przymierzany do „Medalików” Erik Exposito.

Hiszpan, choć gola nie strzelił, pokazał, czego brakuje Fabianowi – zejścia niżej i większego wsparcia w rozegraniu. Dwa gole w meczu z Pogonią padły przy jego wyraźnym udziale, gdy kapitan Śląska schodził do strefy pomocy i puścił kapitalne piłki za linię obrony. Takich prób ze strony „Piaska” nie uświadczyliśmy za wiele.

Po co Raków ściągał Łukasza, jak nie dawał mu szans

Po wczorajszym spotkaniu teraz rozpocznie się dyskusja, a co by było, gdyby to Łukasz Zwoliński zagrał w rewanżu od początku? Jest to słuszne pytanie, bo po coś ściągnięto go z Lechii, miał pomóc drużynie w boju na arenie międzynarodowej. Lecz to Fabian Piasecki był niepodważalną jedynką w ataku, a Łukasz Zwoliński wchodził wyłącznie z ławki.

Widzimy w tym sporą niekonsekwencję trenera, który choć ma wyłączne prawo do układania zespołu po swojemu, nie korzystał z drugiego, bardziej mobilnego od Fabiana atakującego, który w spadkowej Lechii był jedną z nielicznych pozytywnych postaci. Co więcej, Łukasz potrafił przebić barierę dziesięciu goli w lidze dwa razy, a jego kolega z ataku nie zrobił tego ani razu.

Jasne, teraz to każdy mądry po szkodzie, skoro Łukasz strzelił gola na 1:1. Ale przyznacie sami, że widząc grę Fabiana, sami wstawilibyście „Zwolaka” od początku. Zwłaszcza że Łukasz mimo mniejszego wzrostu też potrafi się przepychać z obrońcami. Ponadto dużo lepiej odnajduje się w grze kombinacyjnej. Niecałe trzy minuty po wejściu już zdobył gola. A gdyby zagrał od początku? Ale to już tylko gdybologia, która będzie siedzieć w głowach kibiców i ekspertów, czy trener nie popełnił błędu.

Fabian Piasecki strzelił mniej goli od Łukasza, choć ten grał krócej

A jak obaj wypadli na tle bramkowym? „Zwolak” zdobył summa summarum jednego gola więcej od „Piaska”. Łukasz zaliczył dwie bramki w jednym meczu z Florą Tallin i jedną w rewanżowym spotkaniu z Kopenhagą. Natomiast Fabian zdobył po golu w meczu z Karabachem oraz Arisem, przy czym ten drugi był z „jedenastki”. Czyli w teorii to rezerwowy napastnik wypadł lepiej i to mimo mniejszej liczby rozegranych minut. 30-latek ze Szczecina rozegrał ich bowiem 249, natomiast Fabian Piasecki 470. Prawie dwa razy dłuższy czas gry, a i tak o gola mniej. Kolejna statystyka przeciw Fabianowi i kolejny argument za tym, że trener Szwarga pomylił się przy formowaniu składu.

Boli, że Raków odpadł na ostatniej prostej

Jest nam szkoda, że Raków potknął się na ostatniej przeszkodzie do upragnionej Ligi Mistrzów. W przeciwieństwie do niektórych drużyn z poprzednich lat częstochowianie nie szczędzili środków na wzmocnienie drużyny i byli bardzo dobrze przygotowani do zmagań na dwóch frontach. Nasz szacunek rośnie tym bardziej, gdy uwzględnimy, ilu zawodników w międzyczasie wypadło z powodu kontuzji. Zapomnieli tylko o jednej pozycji i jak na złość to właśnie ten mankament ich nie tyle zgubił, co utrudnił awans.

Fabian Piasecki to zawodnik o określonej charakterystyce. Duży chłopak, umie się zastawić, powalczyć w powietrzu, ale zmysłu do gry kombinacyjnej niestety nie ma. Dlatego mimo pochwał dla włodarzy za zbudowanie naprawdę solidnej kadry stawiamy minusa za to, że mimo świadomości kłopotów na tej pozycji nie ściągnęli do klubu takiego gracza, który z miejsca stałby się numerem jeden w ataku częstochowskiej drużyny. Dwumecz z Kopenhagą uwydatnił wcześniej widoczne problemy, jakie były na tej pozycji.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze