Starcie beniaminków na remis. Bardzo dobre widowisko w Bełchatowie


Oba beniaminki udowodniły, że są najładniej grającymi drużynami w PKO BP Ekstraklasie

7 czerwca 2020 Starcie beniaminków na remis. Bardzo dobre widowisko w Bełchatowie
Rafal Rusek / PressFocus

Jesienią starcie beniaminków można było nazwać ozdobą naszej ekstraklasy. Zresztą nie ma się czemu dziwić. Wielu ekspertów przekonywało, że i Raków, i ŁKS są drużynami prezentującymi niezwykle miły dla oka futbol. Dzisiaj częstochowianie z pewnością chcieli zrewanżować się za październikową porażkę. Jednakże im się to nie udało, gdyż oba beniaminki po równie dobrym meczu musiały się dzisiaj podzielić punktami.


Udostępnij na Udostępnij na

Niesamowite recenzje zbierał Łódzki Klub Sportowy po jesiennym starciu przeciwko Rakowowi. Piłkarze spod Jasnej Góry mimo kilku dobrych okazji Sebastiana Musiolika tak naprawdę przez znaczną część spotkania oddawali pole gry łodzianom. Po tamtym spotkaniu pisaliśmy, że wreszcie ładny styl przynosi podopiecznym – wówczas jeszcze – Kazimierza Moskala zdobycz punktową. Artykuł ten można znaleźć, klikając TUTAJ.

Dzisiaj sytuacja obu klubów zmieniła się diametralnie. Raków z drużyny, która cały czas uczyła się gry na najwyższym poziomie rozgrywkowym, stał się „typowym średniakiem”, który walczy o górną ósemkę, a w Łodzi byliśmy świadkami zmiany szkoleniowca i tak naprawdę dzisiaj mało kto już wierzy, że ŁKS pozostanie w elicie. Jednak nie zmieniła się w obu ekipach jedna rzecz. Otóż obie cały czas nie rezygnują z prezentowania przyjemnego dla oka futbolu.

O ile Rakowowi filozofia ta przynosi zdobycz punktową, o tyle podopiecznym Wojciecha Stawowego już niekoniecznie. Nawet w przegranym meczu przed tygodniem przeciwko Górnikowi Zabrze łodzianie mieli swoje dobre momenty. Jednakże trzeba też wspomnieć o tym, że przez większą część spotkania ŁKS choć grał w piłkę, to wysoki procent posiadania piłki nic nie dawał.

Za porażkę w ostatnim spotkaniu nowy szkoleniowiec ŁKS-u obwinił samego siebie. – Pierwszy mecz za nami. Zwycięstwo pomogłoby nam w dalszej pracy, porażka bardzo nas oddala od celu, ale uważam, że nadal mamy szanse na utrzymanie. Mocno w nie wierzymy. Biorę całą krytykę na siebie, zawodnicy robili, co mogli, nie mogę powiedzieć, że grali tak, jak chciałem, ale moja w tym rola, żeby to jak najszybciej zmienić – mówił po porażce z Górnikiem Wojciech Stawowy. 

W ekipie Rakowa nastroje przed tym spotkaniem były dość podobne. Bowiem rakowianie stracili komplet punktów niemal w ostatniej akcji meczu za sprawą niefortunnego zagrania Tomaša Petraška, który z użyciem łokcia powstrzymał jednego z piłkarzy Śląska, czym oczwywiście sprokurował rzut karny. Tym samym Jakub Szumski po prawie 270 minutach z czystym kontem musiał wyciągać piłkę z siatki. 

Świetna pierwsza odsłona

Dla częstochowian strata dwóch punktów w meczu ze Śląskiem z pewnością była bolesna. Nie dość, że przez większą część meczu podopieczni Marka Papszuna kontrolowali wydarzenia na boisku, to jak już wspomniano, bramkę na wagę remisu stracili w ostatniej akcji meczu. Dodatkowo warto wspomnieć, że strata tych dwóch „oczek” może być opłakana w skutkach, biorąc pod uwagę walkę o górną ósemkę.

W dzisiejsze spotkanie lepiej weszli częstochowianie. Podopieczni Marka Papszuna już od samego początku postanowili zaakcentować swoją przewagę. Pierwszą dobrą okazję rakowianie stworzyli – a jakżeby inaczej – za sprawą swojej największej broni – stałego fragmentu gry, a dokładniej rzutu wolnego. Niestety dobrej wrzutki autorstwa Petra Schwarza nie wykorzystał Sebastian Musiolik, który strzałem głową skierował piłkę obok bramki. 

Dominację Rakowa w pierwszej odsłonie najlepiej przedstawiała statystyka strzałów oddanych po 20 minutach. Bowiem w tym okresie rakowianie oddali pięć strzałów, a rywale z Łodzi ani jednego. Dopiero minutę później doskonałą okazje po zgraniu piłki przez Wolskiego zmarnował Sekulski. I choć niedługo później Raków kilkukrotnie zagroził bramce strzeżonej przez Arkadiusza Malarza, to ŁKS jako pierwszy objął prowadzenie. I to wykorzystując wspomnianą wcześniej broń Rakowa – rzut rożny! A autorem bramki był po raz drugi w tym sezonie Carlos Moros Gracia.

Dzięki bramce zdobytej w 32. minucie „Rycerze Wiosny” zyskali nieco więcej pewności siebie i kilka minut później powinni byli podwyższyć prowadzenie. Raków również nie miał zamiaru się poddawać. Niedługo przed przerwą rakowianie urządzili wymagający test golkiperowi gości. Natomiast Arkadiusz Malarz tylko udowadniał swoją wartość! 

Walka na całego

Z pewnością celem Rakowa po przerwie miało być jak najszybsze wyrównanie. I tak też się stało. Już w 50. minucie spotkania kapitalną wrzutkę Schwarza na dalszy słupek z rzutu wolnego wykorzystał Jarosław Jach, dla którego było to drugie trafienie w tym sezonie. W szatni Rakowa padło zapewne kilka męskich słów, w końcu piłkarze spod Jasnej Góry nie przegrali od siedmiu spotkań i szkoda byłoby ulec ostatniej drużynie w tabeli, która tak naprawdę przyzwyczaiła nas do tego, że rozdaje punkty na lewo i prawo. Jednakże łodzianie po stracie bramki wcale nie zamierzali się bronić. Podopieczni Wojciecha Stawowego również mieli z tyłu głowy, że jeśli marzą o pozostaniu w elicie, to muszą się wreszcie przełamać.

Tym bardziej że wliczając również dzisiejszy mecz, do końca rozgrywek można zdobyć jeszcze 30 punktów. Co jak co, ale warto wspomnieć, że cuda w naszej ekstraklasie zdarzały się już nieraz. Mimo tego, że sytuacja łodzian w tabeli jest, mówiąc delikatnie, niezbyt optymistyczna, to jak to w ekstraklasie wszystko jest jeszcze możliwe. I goście doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Remis ich dzisiaj nie interesował. Tak samo zresztą jak gospodarzy. No i nie ma co ukrywać, że dzięki takowej postawie obu ekip dzisiejsze starcie oglądało się niezwykle przyjemnie.

Oczywiście pierwsza odsłona była dużo bardziej emocjonująca, ale po przerwie także nie można było narzekać na tempo gry. I Raków, i ŁKS walczyli na całego, by objąć prowadzenie. Jednak z obu stron brakowało konkretów. ŁKS starał się szybciej wychodzić z atakiem, skontrować rakowian, a ci z kolei swoje największe szanse upatrywali oczywiście w stałych fragmentach gry. I tak naprawdę każda wrzutka Schwarza ze stojącej piłki wywoływała niemałe zamieszanie w szeregach Łódzkiego Klubu Sportowego.

Emocji nie brakowało w samej końcówce. Na osiem minut przed końcem podstawowego czasu gry dobrym strzałem zza pola karnego popisał się Dominguez, ale piłka wylądowała nieznacznie obok słupka. Chwilę później po rzucie rożnym tym razem Bartl mógł zdobyć gola dla Rakowa, ale również piłka znalazła się obok bramki. W ostatnich minutach łodzianie musieli zachować koncentrację, bo już nieraz w tym sezonie zdarzało się, że częstochowianie w roli gospodarza zdobywali komplet punktów w ostatnich minutach meczu. Tak było chociażby z Wisłą Kraków, Śląskiem Wrocław, Jagiellonią Białystok oraz z Górnikiem Zabrze. W tych dwóch pierwszych spotkaniach bramkę na wagę trzech punktów Raków zdobywał po stałym fragmencie gry. Dosłownie po takim samym jak wtedy, kiedy Brown Forbes w 86. minucie dzisiejszego starcia zmarnował swoją okazję…

Tym samym oba beniaminki musiały dzisiaj podzielić się punktami. Co to zmienia w tabeli? Otóż ŁKS dalej pozostaje na ostanim miejscu strefy spadkowej, a Raków wciąż traci trzy „oczka” do górnej ósemki.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze