Raków jeszcze nie dorósł Atalancie


Częstochowianie w czwartkowy wieczór nie zapunktowali w Bergamo

22 września 2023 Raków jeszcze nie dorósł Atalancie
Jakub Ziemianin / Raków Częstochowa

Raków Częstochowa przegrał wyjazdowy mecz z włoską Atalantą 0:2 w pierwszej serii gier fazy grupowej Ligi Europy. W przeciwieństwie do starcia Legii Warszawa z Aston Villą nie udało się sprawić niespodzianki, ale pierwszy poważny test i przedstawienie się szerszej europejskiej publiczności nie poszło tak źle.


Udostępnij na Udostępnij na

Podopieczni trenera Dawida Szwargi nie rozegrali ani słabego, ani nadzwyczaj dobrego spotkania. Wydaje się, że „Czerwono-niebiescy” byli w swoich działaniach tak często skuteczni, jak i nieskuteczni. Mistrzowie Polski mają nad czym pracować przed kolejnymi bojami. To z perspektywy sztabu dobra wiadomość, ale biorąc pod uwagę gęsty cykl treningowy – nie do końca.

Ten sam sposób, jednak niewiele gorsze wykonanie

Zgodnie z przewidywaniami po obu stronach zobaczyliśmy drużyny bazujące w sporej mierze na intensywności działań w ataku i obronie. Na wyższym tempie funkcjonowali gospodarze, co nikogo specjalnie nie zaskoczyło. I chociaż przez długi czas przyjezdni dwoili się i troili, aby nie pozwolić rywalom na złapanie swojego rytmu, to różnice zaczęły się uwidaczniać w drugiej części meczu.

Plan „Medalików” na ten pojedynek skomplikowała kontuzja następnego lidera, z kadry na ostatnią chwilę wypadł bowiem Fran Tudor. Absencja Chorwata oznaczała nie tylko mniejszą jakość na wahadle, lecz także ubytki w grze zespołu w każdej innej formacji. 27-latek, główny bohater eliminacji w wykonaniu częstochowian, wywiera na partnerów duży wpływ, czego niestety nie potrafił uzupełnić po nim Deian Sorescu.

Rumun potwierdził swoim występem, że przy wyrównanych i dynamicznych spotkaniach brakuje mu po prostu pewności i odwagi. Boczny pomocnik nie brał odpowiedzialności w ofensywie, a w fazie defensywnej brakowało mu koncentracji, przez którą raz ekipa Rakowa była bliska utraty niedopuszczalnej bramki po dośrodkowaniu, które minęło całą „szesnastkę”. Wyjść z twarzą pozwoliła mu zmiana pomysłu taktycznego i wymiana pozycji ze Srdjanem Plavsiciem. Inaczej najprawdopodobniej zakończyłby swój udział w meczu już po pierwszych 45 minutach. Te gorzkie słowa tyczą się to tylko jego, bo znaleźlibyśmy jeszcze dwóch/trzech graczy, którym momentami udzielał się paraliż związany ze stawką.

Znaczenie jednego dotknięcia

Niczym jednak tak bardzo Włosi nie potrafili tworzyć przewagi jak chwilami technicznego błysku. Wszyscy zawodnicy miejscowych wzorowo czytali grę, a przy kluczowych sytuacjach w znacznej większości posiadali więcej indywidualności. O przechyleniu szali zwycięstwa zdecydowały dobre zachowania jednego dotknięcia, powszechnie „to coś” z piłką, a o porażce mistrzów naszego kraju – ich brak lub brak zrozumienia po ich dokonaniu.

Co może delikatnie martwić Raków, to fakt, że na mecz ponownie nie dojechali piłkarze występujący na pozycjach numer dziesięć, mimo że przy sporej rywalizacji nie powinno być problemów z dobrą dyspozycją przynajmniej jednego. Zła decyzyjność i niewidoczność Vladyslava Kochergina i Johna Yeboaha w cięższych fragmentach mocno utrudniła funkcjonowanie drużynie, która bezradnie czekała przy kolejnych atakach napędzonych trafieniami przeciwników.

Inteligencją i sprytem w pojedynczych starciach potrafili się wykazać Gustav Berggren i Łukasz Zwoliński, ale to było tamtego wieczora za mało. Trzeba powiedzieć, że to częstochowski Raków często słynie ze strzelanych goli po zaskakujących obrotach sytuacji podbramkowych, inaczej zwanych trafień z czterech liter, ale przy lepiej zorganizowanych rywalach brakuje pod tym względem powtarzalności.

Jakość w finałowej fazie i trudne starty

I brakuje przede wszystkim skuteczności. Marnowania takich okazji, jakie na zdobycie bramki mieli Milan Rundić czy Ben Lederman, Europa po prostu nie wybacza. Atalanta dała gościom bolesną lekcję wyrachowania i podbramkowego zmysłu.

Zresztą zmysł to także jeden z czynników, który powoduje, że choć zespoły wyżej notowane pozostają w naszym zasięgu, to nawiązanie z nimi rywalizacji przychodzi z najwyższym trudem. Dawid Szwarga musi osobno wszczepiać i pielęgnować w swoich podopiecznych elementy, które u drużyn z topu występują naturalnie. Przed Rakowem długa droga do miana etatowego uczestnika wielkiego europejskiego grania, ale każde początki, od startu imponującej drogi w 2016 roku, przez pierwszą ligę, ekstraklasę po eliminacje do pucharów, bywały trudne i trzeba było zwyczajnie przez nie przejść. Tak samo w tym przypadku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze