Raków Częstochowa pokonał Lech Poznań 4:0 na zakończenie niedzieli w PKO Ekstraklasie. Dawid Szwarga rozegrał Mariusza Rumaka, a piłkarze obu zespołów sprawiali tego dnia wrażenie pochodzenia z dwóch różnych piłkarskich światów. Tym samym „Medaliki” zbliżyły się do „Kolejorza” na jeden punkt, co sprawia, że w czołówce jest jeszcze gęściej.
Za panowania Michała Świerczewskiego pod Jasną Górą zmieniają się piłkarze, zmieniają się trenerzy, zmieniają się włodarze. Ale jedno się na pewno nie zmienia. Drużyna zawsze potrafi zareagować w czasie kryzysu i spektakularnie podnosić się po niepowodzeniach. – Ta wygrana dzięki Michałowi – zakończył żartobliwie pomeczową konferencję trener Dawid Szwarga, odnosząc się do gorącej atmosfery, która towarzyszyła „Czerwono-niebieskim” po pucharowym blamażu w Gliwicach w środku tygodnia. 33-letni szkoleniowiec tonuje jednak emocje, bo wie, że do celu wciąż daleka droga, a powtarzalność i regularność są w tej kampanii bardzo dużymi problemami jego zawodników.
Szwarga: – To zwycięstwo pokazuje, jaki potencjał ma ta drużyna. Teraz będziemy chcieli być powtarzalni.
– Liga pokazuje, jak ważne jest podejście do meczu. Trzeba wykrzesać z siebie więcej niż ambicja i agresja.
— Kamil Bednarski (@km_bednarski) March 3, 2024
„Nowy” lider
Nieocenioną pracę na boisku w tym niełatwym czasie wykonuje piłkarz nie do końca oczywisty. Jeszcze kilka miesięcy temu koneserzy naszych rozgrywek zaczęli się przyzwyczajać, że Bartosz Nowak zaczyna spadać z poziomu wyróżniającego się piłkarza do „ligowego dżemiku”. 30-latek w wielu spotkaniach odstawał i irytował. Wszyscy domagali się jego odstawienia. Ale co widzimy na papierze? To właśnie on już drugi sezon daje swojej ekipie najlepsze liczby.
Mniej więcej od listopada radomianin wysyła jasne sygnały, że na dyskredytowanie jego marki się jeszcze nie godzi. W dziesięciu pojedynkach cztery bramki i trzy asysty, a oprócz tego widoczna poprawa w grze, bez strat piłki w co trzecim kontakcie, odpowiednia dynamika działań w ofensywie i defensywie oraz znakomity przegląd pola.
Piłkarz momentów, pomaga w decydujących fragmentach swoimi przebłyskami, ma magiczne dotknięcie. Brzmi znajomo? O bardzo celne stwierdzenie pokusił się w mediach społecznościowych jeden z sympatyków częstochowskiego Rakowa: – Nowak to nasz Kittel. Bartek jest dla nas kimś, kim miał być Sonny. I wkład ofensora w fakt, że zespół z Limanowskiego wciąż jest w walce o obronę tytułu, trudno podważać, nawet nie zawsze będąc fanem jego stylu.
Płuca uzdrowione
Umknąć naszej uwadze nie ma prawa imponująca przemiana w środkowej strefie. Do świetnej dyspozycji wrócił po kilku gorszych występach Gustav Berggren, czego dowodem może być zapisany dublet. Obie kasty Szweda to skutek bardzo dobrze funkcjonującego pressingu i trafnych decyzji o uderzeniach z dystansu. Fantastyczna energia udzieliła się także Vladyslavowi Kocherginowi, który ostatnie mecze rozgrywał na stojąco, czekając na piłki w miejscu.
Ukrainiec wreszcie udowodnił, że może z powodzeniem wychodzić na „ósemce” i solidnie prezentować się w tyłach. Od pamiętnej klęski z Atalantą 27-latek praktycznie w każdym meczu popełniał błędy prowadzące do strat bramek lub stuprocentowych sytuacji przeciwnika. Ale nie możemy zapominać, jak istotną rolę odgrywają partnerzy z linii.
Bo to wahadłowi – Fran Tudor i Erick Otieno – zarówno wzdłuż linii bocznych, jak i przy zejściach do środka wyrastali jak spod ziemi w wielu akcjach, gdy na zawiązanie ataku liczył Lech. Poznaniacy weszli w ulubioną grę Rakowa. Chorwat może sobie nawet trochę pluć w brodę, bo powinien zakończyć z przynajmniej trzema, a nie jedną asystą. Z kolei Kenijczyk pokazał, że mimo różnic raczej nie będzie miał kłopotów z zastąpieniem do maja kontuzjowanego Srdjana Plavsicia.
Niespokojne podróże
Raków Częstochowa jeszcze żyje. I może będzie żył w wyścigu o złoto do samego końca. Ale aby tak się stało, oprócz punktowania z największymi rywalami przed własną publicznością (na Limanowskiego zawita jeszcze Pogoń Szczecin, Legia Warszawa i Śląsk Wrocław), musi złamać przeklętą niemoc w delegacjach. Jeśli zerkniemy na tabelę ze spotkań domowych – mistrzowie Polski liderują, a kiedy spojrzymy na mecze wyjazdowe – od podopiecznych Dawida Szwargi gorsze są tylko cztery zespoły. Bilans 8-3-0 i 2-3-5. 30 punktów i 9 punktów. Bramki 28:5 i 15:20.
Takich dysproporcji nie ma w PKO Ekstraklasie nikt inny. Dlatego po zwycięstwie nad „Kolejorzem” gracze muszą zachować chłodne głowy. W następnych dwóch tygodniach prawdziwą siłę „Medalików” zweryfikują bowiem na swoich obiektach kolejno Puszcza Niepołomice, Korona Kielce i ŁKS Łódź.