– Długo walczyłem, by wrócić na poziom ekstraklasy – powiedział tuż po podpisaniu kontraktu ze Śląskiem Wrocław 23-letni Rafał Makowski. Nie ma co owijać w bawełnę i uciekać do stwierdzeń, które podają w wątpliwość klasę tego piłkarza. Trzeba powiedzieć wprost: Śląsk Wrocław pozyskał świetnego zawodnika na lata, a Radomiak Radom może być dumny (choć jego działacze i tak mogą pluć sobie w brodę z powodu oddania go za darmo), że należy do grona klubów, które promują uzdolnionych Polaków. Akurat o tym konkretnym porozmawialiśmy z trenerem "Zielonych" Dariuszem Banasikiem.
Był taki okres w polskiej historii – i to naprawdę dawny, bo futbol jeszcze nie istniał – kiedy naród spoglądał w stronę Zachodu z myślą o naśladowaniu wszystkiego, co w tamtych stronach świata stawało się popularne. Mowa tu szczególnie o modzie francuskiej, która odegrała w polskiej epoce baroku o tyle ważną rolę, że dzisiaj wspominamy ją jako przykład przesadnego, niezdrowego wręcz naśladownictwa. W jakim celu pojawia się to nawiązanie? Choćby dlatego, że niekiedy ten niechlubny obraz sprzed kilkuset lat przypomina dzisiejszą modę transferową w ekstraklasie.
🔜 ✍ pic.twitter.com/NdagI7QUix
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) May 26, 2020
I o ile trzeba przyznać, że coś zaczyna drgać w dobrą stronę, o tyle niewątpliwie sporo klubów ekstraklasy (1. ligi również) nadal chce mieć w swoich szeregach (wątpliwej klasy) Hiszpana, Francuza, Chorwata czy innego zawodnika z końcówką nazwiska „-ić”. To oczywiście brzmi jak populizm, ale nie da się nie zauważyć, gdzie leży trend i kto go kształtuje. Jak to mówią – cudze chwalicie, swego nie znacie. Faktem jest, że skala, w jakiej wynajduje się młodych Polaków z niższych szczebli rozgrywkowych, wciąż nie zadowala, ale szczęśliwie są takie kluby, które potrafią zdystansować się od mocy najsilniejszego trendu. A właściwie klub, czyli Śląsk Wrocław na czele z Dariuszem Sztylką, który transferem Rafała Makowskiego znów pokazał, że w stolicy Dolnego Śląska podąża się właściwą ścieżką.
Długa droga do zostania klejnotem koronnym Radomiaka Radom
Żeby w ogóle zdać sobie sprawę, jak dobry interes ubił Śląsk Wrocław, najpierw należy przekonać się o obecnej jakości i potencjale Rafała Makowskiego. Mówimy bowiem nie o piłkarzu, którego można znaleźć w co drugim klubie 1. ligi. Mówimy o piłkarzu unikalnym w skali całych rozgrywek, a dla Radomiaka Radom tak ważnym, że trener tamtejszej drużyny, Dariusz Banasik, z ogromną ulgą mówi o możliwości dokończenia sezonu 23-latka w ekipie „Zielonych”. Co ciekawe, szkoleniowiec obecnie czwartej siły Fortuny 1. Ligi jest dla wychowanka Legii Warszawa jak ojciec, tyle że z boiska:
– Tak się składa, że z Rafałem byłem już w czwartym klubie. Pierwszy raz spotkaliśmy się w akademii Legii Warszawa, tak że znam go od dziecka. Potem mieliśmy okazję pracować w Pogoni Siedlce. Już wtedy mówiłem, że szykuje mu się fajna kariera. Rafał miał przecież okazję zagrać nawet w Lidze Europy, ale wtedy Legia porobiła transfery i musiała go wypożyczyć. Z czasem zostałem trenerem w Zagłębiu Sosnowiec i tam postanowiłem go ściągnąć. W końcu przyszedł czas na Radomiak, choć dwa lata temu on za bardzo nie chciał przechodzić do 2. ligi, ale udało mi się go namówić. Tutaj bardzo się rozwinął – opowiada nam trener Banasik.
Trzeba przyznać, że Rafał Makowski rzeczywiście w Radomiu rozkwitł, co doskonale pokazują statystyki. I nawet nie chodzi o fakt, że jego wkład w zdobywane bramki jest naprawdę godny pochwały, ponieważ to, co zwraca szczególną uwagę, kryje się w liczbie rozegranych minut na przestrzeni kolejnych sezonów. Kiedy były piłkarz legionistów był nastolatkiem, odgrywał w warszawskich zespołach rolę jedynie marginalną. Na przestrzeni kilku sezonów zaliczył tylko 39 występów (część w rezerwach) i dopiero na wypożyczeniach w Pogoni Siedlce (15 występów) oraz Zagłębiu Sosnowiec (19 występów) na dobre poczuł smak meczowej rywalizacji.
Rafał Makowski? Pociecha dla szczęśliwego posiadacza
Największy wybuch talentu Rafała Makowskiego miał miejsce w Radomiu, w którym pewnego dnia trener Banasik postanowił diametralnie zmienić swojemu piłkarzowi pozycję. Jeszcze za czasów juniorskich Rafał grywał jako środkowy obrońca lub defensywny pomocnik, czemu trudno się dziwić, patrząc na wzrost (1,91 m), jakim dysponuje przyszły zawodnik Śląska Wrocław. Naturalną rzeczą więc było, że kolejni trenerzy nie dostrzegali innych wariantów. Tym bardziej że Rafał raczej nie zdradzał po sobie inklinacji do strzelania bramek, skoro w Legii udało mu się zdobyć tylko jedną. I to w wieku 17 lat.
Nadeszła jednak chwila, trzy lata później, kiedy w meczu między Zagłębiem Sosnowiec a GKS-em Katowice Rafał Makowski wpisał się na listę strzelców. To wydarzenie nie uszło uwagi późniejszemu trenerowi Radomiaka, który – śmiało można tak powiedzieć z perspektywy czasu – stał się ojcem sukcesu 23-latka:
– Rafał ma świetne warunki fizyczne i posiada niezłe uderzenie z dystansu. Nieźle też wyglądają u niego drybling i przegląd pola, ale do napastnika brakuje trochę szybkości (śmiech). Ja potrzebowałem na pozycję ofensywnego pomocnika kogoś, kto nie boi się strzelać na bramkę. Rafał przez całe życie był szkolony na defensywnego piłkarza, ale zauważyłem choćby na treningach, że bardzo dobrze idą mu strzały. Postanowiłem to wykorzystać i od pewnego momentu on sam mnie prosił, żeby go nie cofać. Wydaje mi się, że kluczem do rozwoju jego kariery była właśnie ta zmiana. Nikt nie przypuszczał, że Rafał tak potrafi. Dzisiaj wszyscy mówią, że na „dziesiątce” wygląda tak, jakby grał na tej pozycji latami. A wcale tak nie jest – mówi trener Banasik.
Gdy patrzy się na rozwój, jakiego wychowanek Legii dokonał w barwach Radomiaka, nasuwa się pytanie, czy nadszedł odpowiedni moment do zmiany szczebla na wyższy. Zapewne znajdą się kibice Śląska patrzący na transfer Rafała Makowskiego z obawą. W końcu jest to piłkarz, który odbił się od poziomu ekstraklasy, a to można uznać za swego rodzaju znak ostrzegawczy. Nic bardziej mylnego. Bezcelowe jest rozliczanie piłkarza z okresu i miejsca, w jakim znajdował się kilka lat temu.
W rozsądny sposób wytłumaczył ten przypadek Dariusz Banasik, mówiąc, że to zawodnik, który potrzebuje od trenera dużego zaufania (tego w przeszłości zabrakło), a moment przełomowy w swoim życiu już dawno ma za sobą (zmiana pozycji na boisku). Podkreślił również, że nie wyobraża sobie sytuacji, w której 23-latek traci nad sobą kontrolę i „odlatuje”:
– Patrząc na jego rozwój, można powiedzieć o pewnej ciągłości. Rafał grał w 3. lidze, potem w 2. lidzie i w końcu 1. lidze. Teraz nadszedł dla niego czas, żeby zadomowić się w ekstraklasie na dłużej. Jeżeli chodzi o sferę mentalną, jest to zawodnik świetnie dbający o siebie. To pełny profesjonalista, nad którym nie trzeba stać i mówić mu, co ma robić. Czy iść na siłownię, dobrze się odżywiać… Tak więc o psychikę bym się nie bał, a jeśli Rafał poczuje, że trener na niego stawia, będzie grał z dużą pewnością siebie. Wiemy, jacy piłkarze potrafią być, ale ja nie miałem z nim nigdy żadnego problemu, a gdybym miał, nie ciągnąłbym go po kolejnych klubach (śmiech) – tłumaczy trener Banasik.
Śląsk Wrocław miejscem objawienia młodzieżowców z Płachetą na czele?
Dariusz Sztylka byłby mistrzem w grze „Gem Miner”
Warto odnotować, że odkąd Rafał Makowski błyszczy w barwach Radomiaka, czyli od początku sezonu 2018/2019, jego umiejętności nie uchodziły uwagi również innym klubom ekstraklasy. Trener Banasik wspomniał choćby o Wiśle Kraków, która wręcz bombardowała działaczy radomskiego klubu głosami zainteresowania przez kilka tygodni po tym, jak ofensywny pomocnik „Zielonych” strzelił piękną bramkę w sparingu przeciwko właśnie „Białej Gwieździe”. Pojawiał się również temat powrotu do Legii, telefony z Arki czy Jagiellonii, ale ostatecznie to Śląsk wygrał wyścig o utalentowanego Polaka. Szkoleniowiec Radomiaka puentuje ten transfer następująco:
– Wychowanek Legii, jeden z najlepszych piłkarzy 1. ligi, przychodzi za darmo… Śląsk ma naprawdę dobry skauting. I muszę też wspomnieć o Przemku Płachecie, z którym też fajnie mi się współpracowało. Znamy się dobrze z Pogoni Siedlce, gdzie miałem go przez pół roku. Wtedy od razu, już po pierwszych treningach, powiedziałem, że to chłopak na ekstraklasę. Teraz, kiedy patrzę na jego rozwój, jestem bardzo zadowolony. Wystrzelił mocno. Fajnie, że tych zawodników się szkoli, a oni idą wyżej. Akurat Śląsk Wrocław naprawdę podoba mi się pod tym względem, bo sięga po piłkarzy z 1. ligi. Nie boi się na nich stawiać, co często się opłaca – chwali trener Banasik.
Tym bardziej należy docenić pracę Dariusza Sztylki (i działu skautingowego), im mocniej wsłucha się w słowa trenera Banasika. Od momentu, gdy żywa legenda WKS-u objęła stanowisko dyrektora sportowego (w 2018 roku), we Wrocławiu nastał czas ciekawych i przemyślanych (poza kilkoma wyjątkami, ale nigdy nie może być przecież idealnie) transakcji w obrębie – co bardzo ważne – polskiego systemu rozgrywek. Śląsk Wrocław obrał kierunek, którym powinna podążać ta część ekstraklasy, która jeszcze nie zrozumiała, że pozyskiwanie takich nazwisk jak Rafał Makowski, czyli młodych i zdolnych Polaków, ma największy sens na dłuższą metę.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jakim w sposób harmonijny podąża Rafał Makowski, za kilka lat będziemy mogli mówić o jego kolejnym transferze, tyle że w kwotach pokroju miliona złotych. W tej chwili nowy nabytek wrocławian wart jest 150 tys. euro, a niewykluczone, że po dograniu sezonu 2019/2020 te cyfry ulegną zmianie na lepsze. Oczywiście istnieje ryzyko, że piłkarz odniesie kontuzję, ale to ryzyko będące zawsze wliczone w cenę przy tego typu transferach. Transferach, po których należy powiedzieć „Panie Sztylka, chapeau bas. W grze, której steruje się górnikiem i odnajduje klejnoty, byłby Pan mistrzem”. W końcu nie trzeba iść do innej, zagranicznej kopalni, żeby znaleźć coś ciekawego, skoro można skrupulatnie kopać w swojej. Tylko kilka metrów głębiej, jak robi to Śląsk Wrocław.