Nie przetrwali, ale nie zawiedli. Puszcza żegna się z PKO Ekstraklasą


Mały klub z wielkim charakterem. Dwa sezony ponad stan, garść pięknych momentów i drużyna, która nie musiała krzyczeć, by zasłużyć na szacunek.

17 maja 2025 Nie przetrwali, ale nie zawiedli. Puszcza żegna się z PKO Ekstraklasą
Oscar Mrozowski/Puszcza Niepołomice

Puszcza Niepołomice kończy swoją ekstraklasową przygodę po dwóch sezonach. Bez stadionu, bez milionów, ale z tożsamością, która sprawiła, że stali się wyjątkowi. Grali po swojemu, nie szukali dróg na skróty i udowodnili, że miejsce w elicie można sobie wywalczyć nie budżetem, a charakterem. Choć spadli, zrobili to z podniesioną głową.


Udostępnij na Udostępnij na

Od baraży do elity – Puszcza  Niepołomice w PKO Ekstraklasie

Awans Puszczy Niepołomice do Ekstraklasy w 2023 roku był wydarzeniem wyjątkowym — nie tylko dla samego klubu, ale i dla całej ligi. Drużyna z miasta, które przez większość swojej piłkarskiej historii funkcjonowało w cieniu większych ośrodków, dostała się na najwyższy szczebel rozgrywek w stulecie istnienia. Nie jako lider sezonu zasadniczego, ale jako drużyna z czwartego miejsca, która w barażach pokonała najpierw Wisłę Kraków — faworyta z tradycją, ambicjami i większym budżetem, a później Bruk-Bet Termalikę. To był awans wywalczony tak, jak Puszcza grała później w Ekstraklasie: bez efektowności, ale z uporem i wiarą w swój plan.

Debiut w elicie w sezonie 2023/24 przyniósł naturalne obawy — Puszcza nie miała gwiazd, grała swoje mecze na stadionie Cracovii, dysponowała jednym z najniższych budżetów w lidze. Eksperci widzieli w niej pewnego spadkowicza. Tymczasem drużyna Tomasza Tułacza zaskoczyła wszystkich. Styl gry, który w teorii nie pasował do współczesnej Ekstraklasy, okazał się jej największym atutem. Kompaktowa, fizyczna, trudna do rozbicia i nieustępliwa — taka była Puszcza. Choć mecze z jej udziałem rzadko elektryzowały kibiców, to zespół potrafił odbierać punkty nawet faworytom. Sezon zakończyli z zaledwie trzema punktami przewagi nad strefą spadkową, ale zasłużenie zostali w lidze.

Zaskoczyli przede wszystkim konsekwencją. Gdy wiele drużyn z dołu tabeli miotało się między stylami gry, Puszcza trzymała się swojego. Wiedzieli, że nie mają piłkarzy do gry pozycyjnej, nie wygrają przez przewagę w środku pola ani indywidualne błyski. Dlatego od początku budowali grę na tym, co mogli kontrolować: organizacji defensywy, stałych fragmentach gry i ustawieniu bez piłki. Pressing stosowali selektywnie, ale intensywnie. Kiedy była szansa – grali długą piłką i szukali przechwytów w drugiej fazie. Ich piłka była prosta, ale dopasowana do realiów.

Oscar Mrozowski/Puszcza Niepołomice

Braki techniczne, kreatywne i kadrowe maskowali dzięki dyscyplinie taktycznej i dobrej strukturze drużyny. W Puszczy nie mieli ofensywnych liderów, więc rozkładali odpowiedzialność na cały zespół. Nie mieli szerokiej kadry, więc grali ekonomicznie, minimalizując zmęczenie. Nie mogli zdominować rywala piłkarsko, więc skupiali się na jego błędach. Zespół funkcjonował jak dobrze naoliwiona maszyna – nie zawsze piękna, ale skuteczna. I choć w kolejnym sezonie ten styl przestał przynosić efekty, to nie zmienili swojej tożsamości. Grali po swojemu – do końca.

Z czego zapamiętamy Puszcze Niepołomice w PKO Ekstraklasie?

Choć Puszcza Niepołomice nie była zespołem pierwszych stron gazet, zostawiła po sobie ślad w Ekstraklasie — inny niż głośne transfery czy efektowne gole, ale może właśnie przez to bardziej wyjątkowy. Przez dwa sezony była symbolem piłkarskiego rozsądku i konsekwencji w czasach, gdy wiele klubów gubi się w pogoni za popularnością. Zapamiętamy ją jako drużynę, która nie próbowała być kimś, kim nie jest. Grała po swojemu, nie bała się trudnych meczów, walczyła do końca i potrafiła zaskakiwać. Nawet jeśli nie zdominowała ligi, to potrafiła ją zawstydzić.

W barwach Puszczy nie błyszczeli celebryci futbolu, ale zawodnicy, którzy swoją rolę rozumieli perfekcyjnie. W pierwszym sezonie wyróżniali się m.in. Kamil Zapolnik, autor efektownego gola z przewrotki przeciwko ŁKS Łódź, oraz Michał Koj – solidny, doświadczony stoper, który porządkował grę w tyłach. Obaj opuścili klub przed startem drugiego sezonu, ale ich wkład w utrzymanie pozostanie zapamiętany. W kolejnych miesiącach ciężar odpowiedzialności przejęli inni — jak Kewin Komar, jeden z najbardziej zapracowanych bramkarzy ligi, czy Artur Craciun, lider defensywy w trudnych momentach.

W pamięci zostanie więcej niż jeden gol. Choć Puszcza nie była zespołem spektakularnych akcji, potrafiła pisać swoje małe rozdziały historii. Pierwsze zwycięstwo w Ekstraklasie – z Wartą Poznań. Remis z Legią Warszawa na wyjeździe, wywalczony w stylu, który doprowadził do frustracji rywali. Punkt z Pogonią Szczecin po bramce w doliczonym czasie. I oczywiście przewrotka Zapolnika z meczu z ŁKS – akcja niecodzienna, jak na drużynę, która zwykle stawiała na prostotę. Takie momenty nie zdarzały się często, ale gdy już przyszły – zostawały w głowie na długo.

Zapamiętamy też sposób, w jaki Puszcza znosiła porażki. Bez paniki, bez teatralnych dymisji. Gdy zanotowali z Lechem Poznań największą porażką w historii klubu na najwyższym poziomie rozgrywkowym – nie szukali winnych na siłę. Był to punkt zwrotny, ale nie moment załamania. Nadal grali po swojemu, wiedząc, że ich siła nie leży w chwilowym błysku, tylko w trzymaniu się planu. To właśnie ta postawa – dojrzała, spokojna, szczera – sprawia, że trudno patrzeć na nich wyłącznie przez pryzmat tabeli.

Kibice Puszczy Niepołomice – cicho, ale wiernie

Puszcza nie miała tłumów na trybunach, nie jeździły za nią setki kibiców na wyjazdy. Ale miała ludzi, którzy byli z nią zawsze – od czasów gry w niższych ligach aż po ekstraklasową codzienność. To nie była głośna społeczność, ale lojalna i cierpliwa. Tak samo, jak ich drużyna – konsekwentna, spokojna, autentyczna.

Przez dwa sezony w elicie mecze domowe rozgrywane były na stadionie Cracovii – z dala od Niepołomic, z dala od atmosfery, którą budowano latami. Mimo to, ci najwierniejsi pojawiali się regularnie. Dopingowali, wspierali, nawet jeśli wynik nie dawał powodów do radości. Bez gwizdów, bez pustych haseł – z autentycznym szacunkiem do wysiłku zawodników.

Symboliczne były ostatnie mecze sezonu. Gdy stało się jasne, że spadek jest nieunikniony, nikt nie odwracał się plecami. Kibice dziękowali za walkę, a zespół – mimo sportowego niepowodzenia – opuszczał ligę z poczuciem spełnienia. I to właśnie ta relacja: cicha, prawdziwa, budowana przez lata – zostanie z Puszczą na długo.

Dlaczego Puszcza Niepołomice spadła?

Puszcza rozpoczęła sezon 2024/25 z tym samym planem, który zapewnił jej utrzymanie rok wcześniej. Bez kadrowej rewolucji, bez eksperymentów, za to z wiarą w sprawdzony model. Trener Tomasz Tułacz pozostał wierny swojej filozofii – pragmatycznej, cierpliwej i mocno osadzonej w taktycznej dyscyplinie. Problem w tym, że to, co wcześniej było przewagą, tym razem stało się przewidywalne.

Rywale już znali styl Puszczy. Wiedzieli, jak wyłączyć stałe fragmenty gry, jak unikać strat w bocznych strefach, jak zmusić ją do prowadzenia gry – a to był największy problem. Gdy trzeba było szukać bramki, Puszcza miała z tym ogromne trudności. Brakowało kreatywności, precyzji, a przede wszystkim piłkarza, który wziąłby ciężar decyzji na siebie w kluczowym momencie.

Skuteczność też była wyzwaniem. Nawet jeśli udawało się stworzyć sytuacje, brakowało wykończenia. Często jeden błąd lub niewykorzystana okazja decydowały o losach meczu. Dodatkowo zespół miał ograniczone możliwości rotacji — krótka ławka rezerwowych nie dawała realnych opcji zmian, a każde osłabienie w składzie było odczuwalne.

Zespół nie przestał walczyć. Nie było braku zaangażowania, nie było kryzysu w szatni. Ale na tym poziomie, przy dobrze przygotowanych przeciwnikach, to już nie wystarczyło. System Puszczy nie rozpadł się — po prostu przestał działać na tle lepszych, bogatszych i bardziej elastycznych drużyn. A przy tak małym marginesie błędu – to wystarczyło, by spaść.

Co dalej z Puszczą Niepołomice?

Powrót do Betclic 1. Ligi nie musi oznaczać końca ambicji, ale na pewno będzie wymagać przemyślenia strategii. Puszcza nie zatonęła, tylko wyczerpała paliwo. Klub nie jest zadłużony, nie żył ponad stan, nie ma kosztownych kontraktów do cięcia. Spadek nie wywraca go do góry nogami – daje raczej szansę, by spokojnie zdefiniować się na nowo. Czy chcą wracać do Ekstraklasy od razu? A może czas na budowę silnej, stabilnej drużyny środka zaplecza, która z czasem znów wystrzeli?

Najtrudniejsza decyzja już zapadła – po wielu latach z klubem pożegnał się Tomasz Tułacz, trener-ikona. Jego odejście zamyka pewien rozdział, ale daje też możliwość świeżego spojrzenia. Nowy szkoleniowiec będzie musiał zbudować zespół od nowa – część piłkarzy odejdzie, część zostanie, a kadra będzie wymagała odmłodzenia i większej elastyczności. Jeśli Puszcza chce być konkurencyjna, potrzebuje większej różnorodności w grze i lepszych warunków do rozwoju piłkarzy – także tych młodszych.

Organizacyjnie klub ma fundament, by funkcjonować dobrze. Infrastruktura w Niepołomicach się rozwija, stadion wraca do użytku, a otoczenie sportowo-biznesowe choć skromne, jest uporządkowane. Wciąż brakuje dużego sponsora, ale Puszcza nie opiera swojego działania na chwilowych zastrzykach finansowych. To daje jej szansę, by zbudować projekt, który nie będzie uzależniony od jednego sezonu, jednej osoby czy jednego wyniku. I choć nie wiadomo, jak szybko wrócą do elity – wiadomo, że nie znikną. Nie przetrwali. Ale nie zawiedli.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze