Przyjacielska bitwa o ćwierćfinał Pucharu Polski dla GKS-u Tychy


Pierwszoligowiec zwycięża w meczu przyjaźni na zakończenie środowych zmagań w Totolotek Pucharze Polski

4 grudnia 2019 Przyjacielska bitwa o ćwierćfinał Pucharu Polski dla GKS-u Tychy
Kamil Brandys

Finałem środowych potyczek w krajowym pucharze był mecz, związanych wieloletnią przyjaźnią, zespołów GKS-u Tychy i ŁKS-u Łódź. Lepsza okazała się drużyna gospodarzy wygrywając 2:0 i bukując sobie miejsce w najlepszej ,,8" rozgrywek. Dla drużyny z Tych jest to pierwszy awans do tej fazy Pucharu Polski od 43 lat.


Udostępnij na Udostępnij na

Bohaterem spotkania okazali się Wojciech Szumilas i Marcin Biernat, którzy swoimi trafieniami podziękowali ŁKS-owi za udział w rozgrywkach. Dobra gra GKS-u Tychy procentuje wyrzuceniem z Pucharu Tysiąca Drużyn kolejnego renomowanego zespołu po GKS-ie Bełchatów i Radomiaku Radom.

Zdecydowany początek pierwszoligowca

Spotkanie zaczęło się od delikatnej przewagi drużyny gospodarzy, która próbowała ukłuć ŁKS atakami prawą flanką, krytą dziś przez nieogranego w tym sezonie Kamila Rozmusa. Pierwszy groźny strzał miał miejsce w 7 minucie meczu, kiedy strzałem z półwoleja nieskutecznie starał się zaskoczyć Dominika Budzyńskiego Marcin Biernat. Od pierwszych minut bardzo odczuwalny był brak Daniego Ramireza w łódzkiej drużynie, którego Kazimierz Moskal postanowił posadzić od pierwszej minuty na ławce. Sama aktywność Trąbki, Pyrdoła czy Wolskiego nie była proporcjonalna do jakości wyprowadzania akcji przez ŁKS. Po upływie 23 minut miała miejsce kontrowersyjna sytuacja z udziałem jednego z defensorów GKS-u, który przy prostopadłym podaniu w stronę Patryka Bryły mógł zatrzymywać piłkę przy użyciu ręki. Sędzia jednak uznał interwencję za prawidłową.

Z następnymi pojedynczymi szarżami Ełkaesiaków obrońcy gospodarzy radzili sobie bez zarzutów. Doskonałą okazję piłkarze z Tych zmarnowali przed upływem 30 minut gry. Prostopadłą przeszywającą piłką Keon Daniel obsłuży Bartosza Szeligę, który jednak zgrał piłkę na pamięć nie znajdując tym podaniem nikogo. Chwilę później groźny kontratak ŁKS-u niecelnym strzałem zakończył Piotr Pyrdoł. Korzystając z nieporadności łódzkiej obrony tyszanie starali się długimi zagraniami stworzyć zagrożenie. Przy jednej z interwencji poza szesnastką, drobnego urazu nabawił się Dominik Budzyński, ale na szczęście był on w stanie kontynuować grę.

Pierwszą żółtą kartkę w meczu (nieco na wyrost pokaźną) obejrzał Piotr Pyrdoł za taktyczny faul w środku boiska. Następną szansę na gola GKS zmarnował przed upływem 40 minuty spotkania. Bardzo groźne dośrodkowanie Szumilasa minęło dwóch zamykających akcję podopiecznych trenera Tarasiewicza. Wraz ze zbliżaniem się końca pierwszej części spotkania, nie malała ilość ataków gospodarzy. Dwie minuty przed upływem regulaminowego czasu gry, groźny strzał z okolicy 20 metra minął prawy słupek bramki Budzyńskiego. Po zaskakująco słabej pierwszej części meczu ŁKS-u, gospodarze, mimo bezbramkowego remisu, schodzili do szatni z podniesionymi głowami.

Brak litości dla zaprzyjaźnionego rywala

Od początku drugiej części spotkania, Kazimierz Moskal dał szansę gry 17-letniemu Adamowi Ratajczykowi, dla którego, po 4-minutowym epizodzie w meczu z Rakowem Częstochowa, był to pierwszy oficjalny mecz w barwach łódzkiego zespołu. Zmienił bezproduktywnego w pierwszej części spotkania Patryka Bryłę, który na początku sezonu był podstawowym piłkarzem ŁKS-u, a obecnie nie jest pewny miejsca w osiemnastce meczowej na spotkania ligowe. Po 3 minutach pobytu na boisku Ratajczyk był bliski asysty do Pyrdoła, ale strzał młodzieżowca łódzkiego klubu został zablokowany. W odpowiedzi, parę minut później, Szumilas był bliski gola po strzale z pola karnego, ale uderzenie minęło poprzeczkę bramki Łódzkiego Klubu Sportowego.

Chwilę później pierwszą stuprocentową szansę w meczu zmarnował Steblecki, który został doskonale obsłużony podaniem wzdłuż bramki przez Monetę, ale z najbliższej odległości były piłkarz min. Cracovii trafił w boczną siatkę. Odpowiadać na ataki gospodarzy strzałami zza pola karnego próbowali Trąbka i Pyrdoł, ale ich próby nie sprawiały większego zagrożenia pod bramką Jałochy. Do upływu połowy drugiej części meczu wymiana ciosów obu drużyn nie przyniosła żadnych konkretów – cały czas utrzymywał się remis 0:0.

W 71 minucie, po składnie zagranej akcji, strzał Ratajczyka z trudem odbił Jałocha. Minutę później koszmarny błąd Budzyńskiego dał pierwszego gola gospodarzom. Pozornie prosty do złapania strzał Szumilasa z narożnika pola karnego przeszedł przez dłonie bramkarza ŁKS-u, a następnie między jego nogami, tym samym dając prowadzenie pierwszoligowej drużynie. Mimo prób wyrównania ŁKS-u, decydujące słowo znów należało do GKS-u. Bardzo dobre dośrodkowanie Monety z rzutu różnego, strzałem głową z 5 metra zamienia na gola w 80 minucie Biernat. ŁKS na 10 minut przed końcem spotkania stanął przed arcytrudnym zadaniem. Próbując rozbić mur stworzony przez defensywę GKS-u, łodzianie byli kilkukrotnie bliscy zdobycia gola, raz trafiając w poprzeczkę i także jednokrotnie w słupek. Szczęście jednak ponoć sprzyja lepszym i dziś było ono po stronie gospodarzy, którzy pokonując 2:0 Łódzki Klub Sportowy zajęli szóste wolne miejsce w ćwierćfinale Pucharu Polski.

Na trybunach przyjaźń, na boisku brak sentymentów

GKS Tychy nie tylko wyrzucił z Pucharu Polski ekstraklasowicza, ale przede wszystkim okazał się od niego znacznie lepszym zespołem. Bardzo dobra organizacja w grze, pewność w podejmowanych decyzjach i plan na rozgrywanie doprowadziło zespół trenera Tarasiewicza do ćwierćfinału Pucharu Tysiąca Drużyn. W nim, w wypadku jutrzejszego awansu Miedzi Legnica i Stali Mielec, GKS Tychy na pewno zagra mecz ćwierćfinałowy na własnym stadionie ze względu na status najniżej sklasyfikowanego klubu na tym etapie rozgrywek. Jednakże jeśli gra podopiecznych Tarasiewicza będzie wyglądała podobnie jak dziś, to każdy rywal może czuć się w dalszej części rozgrywek zagrożony.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze