Chociaż w meczu z Ruchem Miłosz Przybecki zaliczył asystę, to po końcowym gwizdku sędziego nie miał powodów do zadowolenia, bo w ostatecznym rozrachunku jego drużyna przegrała z chorzowianami 1:2. Zawodnik „Czarnych Koszul” jest jednak przekonany, że z Bełchatowem Polonia sięgnie po trzy punkty.
Na ostatnie dziesięć spotkań z Ruchem siedem razy udało wam się wygrać. W tej serii spotkań się nie udało. Jak skomentujesz mecz?
W pierwszej połowie nas w ogóle nie było na boisku. Zagraliśmy dramatycznie. Wychodząc na drugą połowę, chcieliśmy zapomnieć o tej pierwszej. Wyszliśmy na nią tak, jakby zaczynał się mecz. Na całe szczęście było 0:0. Potem jednak Ruch nam strzelił bramkę, taką przypadkową w sumie. My zdołaliśmy wyrównać, ale potem znowu w końcówce odpowiedzieli chorzowianie.
W zasadzie wasze wejście w mecz mogło budzić zastrzeżenia, bo już na samym początku uniknęliście straty bramki.
Naprawdę nie wiem, co się stało, że w pierwszej połowie graliśmy tak, jak graliśmy. Byliśmy jacyś tacy ospali. Cały zespół zagrał słabo. W drugiej części spotkania widoczna była poprawa w naszej grze. Udało nam się stworzyć sytuację do zdobycia gola. Udało się strzelić bramkę wyrównującą. Niestety Ruch na tego gola jeszcze odpowiedział.
Po ostatnim meczu ze Śląskiem Wrocław, gdy udało wam się zremisować – bądź co bądź – z mistrzem Polski, wydawało się, że kryzys już za wami. Jednak znowu przytrafiła wam się porażka. Co według Ciebie było tego przyczyną?
Nie wiem. Byliśmy naprawdę naładowani i chcieliśmy ten mecz wygrać za wszelką cenę. Chcieliśmy pokazać, że mimo tych kłopotów, które mamy, to staramy się i oddajemy serce na boisku. Niemniej w pierwszej części gry wszystko nie działało tak, jak sobie to zaplanowaliśmy przed spotkaniem.
Przy tej drugiej bramce będziecie winić Sebastiana Przyrowskiego, bo po uderzeniu Łukasza Tymińskiego wasz bramkarz – krótko mówiąc – nie popisał się?
W żadnym wypadku. Uderzenie było mocne. Zresztą bramkarza trzeba zawsze ubezpieczać, gdy ktoś oddaje strzał, w ciemno trzeba iść z asekuracją.
Chciałbym jeszcze wrócić do bramki, którą strzeliliście. Po trafieniu Pawła Wszołka radowaliście się w oryginalny sposób. Czy miało to jakiś przekaz?
Nie. Po prostu w każdym meczu staramy się być oryginalni.
Szczerze mówiąc, to zinterpretowałem to tak, że obrazujecie wyjazd na rowerach na Kajmany po przelewy, które obiecał wam prezes.
[śmiech] Nie, w ogóle to nie ma z tym nic wspólnego.
Przed wami spotkanie z GKS-em Bełchatów. Jak nie wygracie w tej rundzie z outsiderem, to już chyba z nikim.
Nie ma takiej opcji, abyśmy nie wygrali z Bełchatowem.
Z Chorzowa – Łukasz Pawlik/iGol.pl