Właściwie to po takim meczu trudno powiedzieć, czy Śląsk zacznie wreszcie grać w piłkę, czy nie. Wiadome jest tylko to, że zgarnął trzy punkty.
Pierwsze minuty spotkania we Wrocławiu nie wyróżniły się niczym szczególnym. Ani jedni, ani drudzy zawodnicy nie potrafili sobie stworzyć klarownej sytuacji do zdobycia bramki. Aktywny od początku meczu był Waldemar Sobota, ale oprócz tego, że robił dużo wiatru, często zaliczał też niedokładne zagrania.
Właściwie coś ciekawego wydarzyło się na boisku dopiero w 24. minucie spotkania. Otóż fatalnie do własnego bramkarza piłkę zagrał Kijanskas, ta trafiła do Soboty, którego w nieprzepisowy sposób w polu karnym powstrzymał Małkowski. Sędzia Paweł Gil nie miał innego wyjścia niż podyktowanie rzutu karnego i wyrzucenie golkipera Korony z boiska.
W bramce kielczan pojawił się Szlakotin, który od razu musiał zmierzyć się z wykonującym rzut karny Mateuszem Cetnarskim. Mało brakowało, a wyszedłby z tej walki zwycięsko, bo zawodnik Śląska dopiero po dobitce umieścił futbolówkę w bramce.
Pięć minut później piłka zatrzepotała w siatce gospodarzy. Po zamieszaniu w polu karnym Stano zdobył bramkę, ale arbiter spotkania dopatrzył się pozycji spalonej. Sytuacja lekko kontrowersyjna.
W 41. minucie zaczęliśmy się zastanawiać, czy Tomasz Lisowski nie za często oglądał Luisa Suareza w akcji. Nie wiemy, dlaczego zdecydował się osłabić swoją drużynę jeszcze bardziej, ale fakty są takie, że obrońca Korony pobawił się w bramkarza, dostał czerwoną kartkę, a Cetnarski po raz drugi ustawił piłkę na jedenastym metrze. Tym razem obyło się bez dobitki i aktualni mistrzowie Polski prowadzili już 2:0, a do tego grali w przewadze dwóch zawodników.
O ile na początku spotkania Sobota robił dużo wiatru, ale był niedokładny, o tyle wraz z upływem czasu jego gra wyglądała coraz lepiej. W ostatniej minucie pierwszej połowy zawodnik Śląska przeprowadził ładny rajd prawą stroną boiska i uderzył na bramkę Korony, ale na posterunku był Szlakotin.
W drugiej połowie przewaga gospodarzy była coraz większa. Już w 53. minucie mogło, a właściwie powinno być 3:0. Z najbliższej odległości uderzał Voskamp, ale jego strzał bardzo dobrze obronił bramkarz Korony.
Dwie minuty później ładnym technicznym trafieniem popisał się Sobota, który próbował lobować Szlakotina, ale piłka zatrzymała się na poprzeczce.
Później swoje szanse marnowali kolejno: Voskamp, Elsner i Garyga, który trafił w poprzeczkę.
Zwycięstwo Śląska byłoby zapewne wyższe, gdyby nie świetna dyspozycja Szlakotina, który kilka razy uratował swój zespół przed utratą kolejnych bramek.
Śląsk, grając w przewadze dwóch zawodników przez ponad pół spotkania, spokojnie kontrolował przebieg meczu i odniósł pierwsze w tym sezonie ligowe zwycięstwo.
Raz się jest na wozie, raz pod wozem . Terminarz nie
jest w tym sezonie mocnym puntem Korony . W
następnej koleljce trzeba już wygrać z Lechią, a
potem wyjazd na słaby w tym sezonie Ruch. Co
najmniej 4 punkty trzeba zdobyć żeby nie stracić
kontaktu z czołówką
Dzięki Bertho jesteś spoko mam pytanie jaki jest
twój ulubiony klub?
Pozdrawiam
Właśnie Korona i Real Madryt
No to do następnego artykułu Korona-Lechia a
polecam ci profi Fani Korony Kielce na Facebooku
mają misję żeby na 40 Korony miec 4000 lub 40.000
znajomych będzie okrągła cyfra wyśli zaproszenie
im jeszcze dziś ! TYLKO KORONA