Przed niewykonalnym zadaniem. Eintracht jedzie na oparach


Półfinał europejskich pucharów dla niemieckich drużyn, z wyjątkiem Bayernu, to nie lada wyczyn

9 maja 2019 Przed niewykonalnym zadaniem. Eintracht jedzie na oparach

Szczególnie zadowoleni i dumni z siebie mogą się czuć piłkarze z Frankfurtu, którzy wciąż liczą się w walce o finał Ligi Europy. Ten jednak mimo niezłego remisu na własnym stadionie jest bardziej marzeniem, czymś jak ze snu aniżeli rzeczą realną. Chelsea grająca u siebie na pewno jest przeciwnikiem niezwykle wymagającym dla takiego zespołu jak Eintracht, który i tak zrobił dużo więcej, niż się spodziewano.


Udostępnij na Udostępnij na

Za marzenia jednak nikt nie karze, zatem kibicom niemieckiego outsidera nie można zabierać prawa do tego, by myśleć o wyeliminowaniu londyńczyków. Skoro już taka okazja się nadarzyła, to dlaczego nie spróbować dokonać czegoś, co można będzie za kilkadziesiąt lat opowiedzieć swoim wnukom, czegoś, czym można będzie się szczycić latami. Dla Eintrachtu sam występ w wielkim finale tych drugorzędnych europejskich rozgrywek byłby rzeczą niezwykłą.

To jednak nie taka prosta sprawa. Pamiętać należy również o tym, że „Orły” nie mogą się równać ze swoim rywalem właściwie pod żadnym względem. Ani historycznie, ani finansowo, ani sportowo. Między oboma klubami jest przepaść, którą można przeskoczyć tylko w rzadkich przypadkach i jedynie na murawie. Jednak ile razy można dokonywać cudu, bo właśnie tak powinno się spoglądać na tegoroczne wyczyny zdobywcy Pucharu Niemiec.

Byle do końca

Wąska kadra, jaką dysponuje Adolf Hütter, jest z pewnością dużym problemem szczególnie w sytuacji, kiedy drużynę dopadną problemy natury zdrowotnej bądź gdy komuś zdarzy się przymusowa przerwa za kartki. Mimo tych przeciwności trener świetnie sobie dotychczas radził, dzięki czemu Eintracht jest objawieniem całego sezonu. Wszystko, co dobre, kiedyś się jednak musi skończyć, zatem można się domyślać, że najbliższe mecze będą bardzo wyczerpujące.

Pewne problemy Eintrachtu ujawnił już w lidze Bayer Leverkusen, który rozbił „Orłów” aż 6:1. Wobec tego trudno liczyć na to, by w rewanżowym spotkaniu frankfurtczycy zdołali pokonać silniejszą na papierze Chelsea. W dodatku problemem jest brak siły ognia. Przez pewien czas Eintracht musiał sobie radzić bez jednego z najlepszych swoich napastników – Sebastiana Hallera. Francuz jednak najprawdopodobniej wystąpi w rewanżowym meczu z „The Blues”, więc może się okazać bardzo ważną postacią w rywalizacji o finał.

Na oparach

Nie tylko ostatni mecz Eintrachtu można uznać za słabszy w ich wykonaniu. Oczywiście porażka z Bayerem jest aż nadto widoczna, a sam wynik należy ocenić jako totalną klęskę. Nie jest to jednak pierwsze takie spotkanie, w którym czwarta drużyna Bundesligi pod koniec sezonu traci punkty. Wszystko zaczęło się już kilka tygodni wcześniej, gdy lepszy okazał się FC Augsburg. Ekipa z dołu tabeli była w stanie zwyciężyć na terenie zdobywcy Pucharu Niemiec.

Później „Orłom” przytrafiły się dwa remisy, które spowodowały, że peleton goniących zespołów bardzo się zbliżył do ostatniego miejsca gwarantującego udział w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie, które zajmuje właśnie drużyna Hüttera. Przeszkodami na drodze ku elicie okazały się VfL Wolfsburg mogący zaliczyć sezon do udanych oraz typowy niemiecki średniak – Hertha Berlin.

W końcu doszło do blamażu wspomnianego kilka linijek wyżej. Gdyby jednak nie remis w Lidze Europy z Chelsea, można by uznać, że Eintracht jedzie na przysłowiowych oparach. Cały obraz zamazuje jednak właśnie ten ważny, pierwszy półfinałowy mecz, po którym można się domyślać, że Eintrachtowi bardziej zależy na zaprezentowaniu się w Europie, gdyż takich okazji może w przyszłości nie być zbyt wiele. Być może te opary to taka zasłona przed tym, co czeka kibiców na Stamford Bridge.

Liga Mistrzów czy finał Ligi Europy?

Eintracht żyje chwilą i nie kalkuluje, a to bardzo podoba się kibicom, których z każdym meczem w europejskich pucharach przybywa. Być może nie powinno się łapać dwóch srok za ogon, próżno jednak to tłumaczyć ambitnym piłkarzom Eintrachtu, którzy przecież sami wywalczyli sobie moment, w którym są dziś.

Zamiast martwić się o utrzymanie, we Frankfurcie mają ból głowy, czy bardziej zaangażować się w rozgrywkach europejskich i stać się ich czarnym koniem, czy wykorzystać słabszy sezon kilku niemieckich klubów i zająć czwarte miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów. Co ciekawe, obie drogi prowadzą do Champions League, w której wystąpić chciałby każdy.

Szanse, by to osiągnąć drogą prowadzącą najpierw przez Londyn, są niewielkie, ale niezerowe. Powrót Ante Rebicia i Sebastiana Hallera może wnieść wiele dobrego i właśnie w tym względzie należy szukać jakichkolwiek szans na wymarzony finał. Poza tym, jak się okazuje, w piłce wszystko się może zdarzyć. Dlaczego zatem odbierać szanse piłkarzom, którzy nieraz pokonywali faworytów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze