Pytanie o status poezji we współczesnym świecie jest tak samo aktualne, jak pytanie o status piłki nożnej. Jak się jednak okazuje – można zunifikować te pytania, wszak poezja ma z piłką nożną więcej wspólnego, niż może się nam wszystkim wydawać. Jeśli zatem, Drogi Czytelniku, należysz do kategorii osób, które za Gombrowiczem mówią: „Słowacki wielkim poetą był”, myśląc równocześnie: „Ale ja mam to gdzieś, idę se meczyk oglądnąć”, lub do kategorii osób, które nic nie mówią i nic nie myślą, zatrzymaj się na chwilę nad tym tekstem. Bo w końcu okaże się, że piernik ma wiele do wiatraka, zaś Norwid ma wiele do polskiej piłki.
Norwid. Cyprian Norwid. Samo nazwisko Wieszcza wywołuje w człowieku największe złoża respektu. Już apriorycznie darzymy tę postać wielką atencją. Słysząc te kilka głosek, każdy Polak winien od razu schylić głowę przed geniuszem Mistrza. Bo kimże był Cyprian Norwid? „Był wieszczem” – tak uczono w szkole. Ale wieszczem pisanym małą literą, gdyż zawsze przeciętny uczeń, słysząc opiewające Norwida słowa nauczyciela, od razu stwierdzał: „ No nie rozkminiam. Ja dziękuję. Nie rozkminiam! Kit mi ta baba wciska. No, że niby przewidywał przyszłość, że tam wieszczył, czy jak to oni gadają… No bez jaj. Nie da się przecież tak se prorokować!”.
Otóż dzisiaj pragnę oświecić Państwa, ukazując, że Norwid był Wieszczem (pisanym wielką literą), bo wieszczył – przewidywał bieg przyszłych zdarzeń. Był profetą. Prorokował o sytuacji piłkarza i piłki nożnej w XXI wieku, żyjąc niemal dwa stulecia wcześniej. Przedmiotem analizy niechże się stanie zatem wiersz Cypriana Norwida zatytułowany „Czas i Prawda”. Wiersz o polskim futbolu, który został napisany, kiedy jeszcze nikt na świecie nie wiedział, że istnieje coś takiego jak okrągła piłka i dwie bramki.
„Czas i Prawda” – analiza i interpretacja
Już sam tytuł skłania do refleksji. Wszak zestawienie słów „czas” i „prawda”, jeśli nie wskazuje precyzyjnie na tematykę tekstu, to przynajmniej daje jej ogólny ogląd. Czas to coś niestałego, upływającego, przemijającego. Prawda – jeśli ujmujemy ją w kategoriach Sokratesa – jest li tylko jedna. Niezmienna. Wyłączna. Antonimem prawdy jest kłamstwo. Zdaje się zatem, że czas weryfikuje prawdę, potwierdza jej status, demaskuje kłamstwo. I niechże to stwierdzenie będzie pierwszą tezą.
Iluż? ja świeżych książek widziałem skonanie –
W samej wiośnie ich życia! a nie były tanie
I kiedy je składano, czekał świat, by wyszły,
Przewidując wzruszenie, albo oklask przyszły;
I kiedy je sznurówką zejmano w poszyty,
Świat szeptał, jak w alkowach przed balem kobiety.
Nie oszukujmy się. Książki są tutaj tylko metaforą piłkarza. W całym tekście pod słowem „książka” kryje się słowo „piłkarz”, w takim też kontekście wiersz będzie analizowany. Młody talent zaczyna swoją karierę – jest „w wiośnie życia”. (Zauważmy motyw pór roku. Wiosna, a zatem: młodość, świeżość, witalność, budzenie się do życia, wzrastanie). Kariera, trening wymagają jednak wielu wyrzeczeń – „nie są tanie”. Kibice oczekują dobrego zawodnika – liczą na „oklask przyszły”, a zatem pomyślną karierę. Norwid jednak już na samym początku wprowadza zastrzeżenie – często młodzi zawodnicy „wypalają się”, schodzą w cień, nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań. On „widzi ich skonanie” już za młodu. Świat jednak ma wielkie nadzieje, szepce, plotkuje, prognozuje „świat szeptał (…), jak kobiety”. Norwid odnosi się tutaj do quasi-dziennikarskich portali plotkarskich, które permanentnie szukają sensacji i zysku. Obraz niebędący novum w polskim internecie.
A gdy wyszły? – zostały porwane – a potem
Chwila cieniu i ciszy, jak bywa przed grzmotem,
Lecz czułeś, że znienacka światło się rozpostrze,
Przychodzi czas oczekiwania. Piłkarz dorósł do swej roli. Może zadebiutować w poważnym meczu, może grać i wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności. Wszyscy milczą, bo nie wiedzą, czy sprosta… Zauważmy, jak umiejętnie jest budowane napięcie – „chwila ciszy (…) przed grzmotem”. Słowa: „czułeś”, „znienacka”, „porwane”, „cień” wprowadzają niemal osjaniczny klimat niepewności i oczekiwania. Co będzie dalej z zawodnikiem? Czas na poważny sprawdzian.
I wiew kart, i jak po nich biegło noża ostrze,
Czułeś – a w dni niewiele słyszałeś, co chwila,
W rozmowach sąd, i w którą się stronę przechyla,
I jak przerwany bywa wniesieniem herbaty;
Na wsi? – przejażdżką, w mieście? – kupnem nowej szaty;
Dochodzi do meczu. Proza piłkarskiego życia – „wiew kart”, a zatem pierwsze niepowodzenie przedstawione pod postacią dostawanych kartek. Piłkarz czuje, natomiast „słyszy niewiele”. Jest zestresowany, wszystkim mocno się przejmuje. Nie wie, jak zostanie oceniony. Po meczach pojawia się jednak „w rozmowach sąd”. Są zatem pierwsze opinie i komentarze dziennikarzy, ekspertów, kibiców. Sąd „się przechyla”, a zatem jest niejednoznaczny. Opinie o postawie piłkarza na boisku są ambiwalentne. Poeta wprowadza jednak też pierwsze poważne oznaki pesymizmu. Sakralny wymiar piłki nożnej, a zatem wyobrażenie młodego piłkarza o niej, okazuje się zdegradowany do sfery profanum. Rzeczywistość jest brutalna. Fakt prozaizacji życia, odstąpienia od idealizacji futbolu, podkreśla informacja o „kupnie nowej szaty”. Stroje piłkarskie są zatem metaforą zawodniczej codzienności.
A w tydzień już się same okładki tych książek
Odchylają, jak krańce używanych wstążek,
Gdzieniegdzie i pył leci, jak w popielną – środę,
Na niebotyczny ustęp, na skrzydlatą odę,
I słychać że ktoś chyłkiem wzmiankował niechcący
O pewnej innej książce, wyjść wkrótce mającej.
Budowany w formie gradacji klimat pesymizmu eskaluje Norwid w kolejnych wersach. Zaledwie po tygodniu (nie w sensie dosłownym, gdyż „tydzień” oznaczali tylko krótki czas) zawodnik schodzi powoli ze sceny. Nie jest już tak popularny, nie wiemy do końca, czy spełnił pokładanie w nim nadzieje, czy nie, ale na pewno odchodzi w niepamięć, starzeje się – „odchylają (…) krańce używanych książek”, „pył leci”. Zatrważający staje się tutaj fakt braku argumentacji przejścia piłkarza w niepamięć. Czyżby Poeta sugerował, że przemijalność kariery jest immanentna, nie wymaga uzasadnienia? Co jednak jeszcze bardziej pesymistyczne – już pojawiają się nowi piłkarze, którzy wchodzą na scenę, a wszyscy inni na nich skupiają swoją uwagę – „ktoś (…) wzmiankował niechcący”. Może zatem powodem przemijalności piłkarza jest fakt, że pojawiają się inni, młodsi, lepsi…? Byłoby to okrutne. Poeta sugerowałby, że każdy piłkarz odejdzie w końcu w cień, jest li tylko wyrobnikiem, wykonuje rzemiosło. Mamy zatem tutaj odwieczny topos „theatrum mundi”. Murawa to scena, a piłkarze to aktorzy, którzy na nią wchodzą i z niej schodzą. Jeśli przyjąć, że opinia publiczna także zapomina o zawodniku, śmieje się nieraz z jego pomyłek, słabszej formy, dodać należy także w tym miejscu topos „deus ridens”. Rolę śmiejącego się Boga przejmują jednak w tym kontekście dziennikarze i kibice.
– Tak jest dziś tu i owdzie lecz u nas? wychodzą
Książki? – za późno, czyny? za wcześnie się rodzą.
Co jeśli potrwa? Męże będą mieli siły
Nienarodzonych wnuków, a rozum? – mogiły!
Ostatnie wersy utworu odkrywają przed czytelnikiem całą prawdę. Norwid od początku wskazuje na koloryt lokalny – „u nas”. Poeta odsłania autentyczny problem polskiej piłki: nie mamy dobrych zawodników, bo ci rodzą się „za późno”. Czyny zaś rodzą się „za wcześnie”. Czyny to nasze oczekiwania, przedwczesne opinie i nadzieje. Za wcześnie chcemy dobrej piłki, za wcześnie chcemy sukcesów, za wcześnie chcemy glorii chwały, nie mając ku temu podstaw – piłkarzy. Mówienie, że osiągniemy coś na Euro 2012 jest nieracjonalne! Norwid kończącą wiersz eksklamacją twierdzi, że to „mogiły”. Coś umarłego, coś złudnego, coś niemożliwego. Nikt, kto myśli, nie może stwierdzić, że polską piłkę czekają wkrótce sukcesy, skoro nie ma ku temu racjonalnych przesłanek i solidnych fundamentów do budowania gmachu piłkarskiej potęgi. (Co interesujące – Norwid, poeta romantyczny, łączy w ostatnich wersach myśl oświeceniową i pozytywistyczną! Ukazuje tym, że jest ponad epokami, że swą imaginacją wykracza poza wszelkie schematy. Toż to jest dopiero geniusz!).
Słowo końcowe
Moglibyśmy zakończyć w tym funeralnym nastroju, ale jednak Poeta mówi coś jeszcze. Najważniejsze stwierdzenie dla nas brzmi: „Męże będą mieli siły nienarodzonych wnuków”. Owi „nienarodzeni wnukowie” to przyszli piłkarze. Może kiedyś, jednak w przyszłości odległej, w kolejnych pokoleniach, pojawią się dobrzy zawodnicy, którzy będą mieli siłę podźwignąć polski futbol z kolan. Teraz jednak czeka nas tylko seria porażek i niepowodzeń. W obecnym pesymistycznym nastroju, wierząc w profetyzm Cypriana Norwida, pamiętajmy więc, że w przyszłości pojawią się „wnukowie” i nasza piłka jeszcze wyjdzie na prostą!
Nie wiem, czy przez to, co za chwilę uczynię, nie skażę się na wieczne męki i ostatnie kręgi w piekle Dantego, ale własna przekora nie pozwala mi milczeć. Wybaczcie więc, Drodzy Państwo, za to nazbyt śmiałe porównanie…
Cyprian Kamil Norwid. Grzegorz Bolesław Lato. Gdyby literatura barokowa, obfitująca w poetykę sprzeczności, funkcjonowała w XXI wieku – nie byłoby lepszego sposobu na uzyskanie kontrastu, jak zestawienie tych dwóch postaci. Przy jednej ręce same składają się do oklasków (czasem też warto zamilczeć, bo tylko cisza może wyrazić geniusz, wszak reszta to tylko słowa, słowa, słowa…), a samo jego nazwisko ewokuje największe pokłady szacunku względem tej persony. Przy drugiej chciałoby się rzec: „Idź facet, gdzie Twoje miejsce, skończ z dopalaczami, bo łysiejesz, a przyjmowanie <> nie sprawi, że polski futbol dostanie speeda”. Nie będę wskazywał, kogo dotyczą poszczególne opisy, truizmy zostawmy z boku.