Jak powinny zachowywać się kluby z Premier League, grając w europejskich pucharach?


Wielki problem angielskich klubów podczas starć w europejskich pucharach

19 lutego 2018 Jak powinny zachowywać się kluby z Premier League, grając w europejskich pucharach?

Każda liga charakteryzuje się swoim stylem. Serie A to gra polegająca w głównej mierze na taktyce, La Liga na walorach technicznych, a Premier League na fizyczności i pojedynkach siłowych. Żaden hiszpański, włoski czy niemiecki klub nie musi zbytnio korygować swojej taktyki na mecze pucharowe. Inaczej jednak jest z angielskimi klubami, które mają problem – kiedy faulować, a kiedy nie. To samo tyczy się symulowania. Nasuwa się więc proste, a zarazem skomplikowane pytanie – jak muszą zachowywać się kluby z Premier League, grając w europejskich pucharach i co jest skutkiem przegrywanej w ostatnim czasie walki o trofeum Ligi Mistrzów? Anglicy są prawie poza możliwościami sięgnięcia po to trofeum, z wyjątkiem jednego klubu...


Udostępnij na Udostępnij na

Zderzenie dwóch światów

Każdy z kibiców spytany o najbardziej fizyczną ligę w Europie, o ile nie na świecie – powie Premier League. Myślę, że nikt nie byłby w stanie zaprzeczyć temu stanowisku.
Wystarczy popatrzyć na angielskich napastników, takich jak Harry Kane. Jego głównym atutem są pojedynki siłowe, jeden na jednego. Naprawdę trudno znaleźć takiego obrońcę, który wygrałby walkę o piłkę z Anglikiem. Kane kiedy dostanie piłkę do nogi, od razu rusza z nią pod bramkę i szuka kontaktu z obrońcą ciało w ciało.
Nie trzeba daleko szukać, żeby przywołać przykład zachowania napastnika Tottenhamu Hotspur. Ci, którzy oglądali mecz „Totków” z Borussią Dortmund podczas fazy grupowej Champions League, mogli zauważyć niezwykłą siłę Anglika. Podczas jednego meczu kilkakrotnie wygrał pojedynek z Jeremym Toljanem, a nawet Sokratisem Papastathopoulosem, który jest trudnym obrońcą dla napastnika. Warto dodać, że przy każdej sytuacji grał na pograniczu faulu. Greka również cechuje wielka siła i szybkość. Świetnie spisuje się on podczas „Der Klassiker”, kiedy musi odciąć od podań Roberta Lewandowskiego. Rzadko kiedy się zdarza, żeby reprezentant Polski wygrał walkę z silniejszym Sokratisem.

Kiedy przychodzi do rywalizacji w Lidze Mistrzów i Lidze Europy, mamy do czynienia ze zderzeniem dwóch piłkarskich światów. Jeden klub gra na co dzień ostrą piłkę i fauluje bez skrupułów, drugi natomiast częściej podkłada się symulując, niż dokonuje tak brutalnych fauli.

Problemy w defensywie

Jeżeli chodzi o defensywę, obrońcy muszą przemyśleć daną sytuację dwa razy bardziej niż zawodnicy drużyny przeciwnej (z innej europejskiej ligi). Przyzwyczajeni codziennością występów w Premier League, a tym samym pojedynkami siłowymi – defensorzy muszą skupić się przede wszystkim na czystej grze. Nie mogą bowiem pozwolić sobie na tyle, co w lidze angielskiej. Grając w europejskich pucharach, muszą zapomnieć o brutalnych faulach, a nawet delikatnych wślizgach, ponieważ przeciwnik może to wykorzystać i nurkując, wywalczyć rzut karny.

Problemy w ofensywie

Jeżeli chodzi o ofensywę, jest ona mniejszym problemem dla angielskich klubów niż defensywa. Przede wszystkim w intencji przeciwnika jest wtedy odebrać czysto piłkę, a napastnik zachowuje zwykle spokój i trzeźwość umysłu.
Napastnik lubi nawiązać kontakt z obrońcą i użyć swojej siły, oczywiście w miarę rozsądku, żeby sędzia nie odgwizdał przewinienia na atakującym. Zwykle jednak z takiego starcia zwycięsko wychodzi snajper, a sędziowie przymykają oko na przepychanki z obrońcami, ponieważ sami dobrze wiedzą, jak wygląda na co dzień walka w Premier League.

Jedyne, czego nie nauczyli się jeszcze wszyscy angielscy napastnicy, to spryt, przebiegłość i nurkowanie. Tacy zawodnicy, jak wcześniej wspomniany Harry Kane, rzadko kiedy upadają na ziemię, wymuszając faul. Kibice w Anglii nienawidzą takich zagrań, które wypaczają wynik spotkania. Dla tamtejszych fanów głównie liczy się walka i brak oszustwa.
Za takie zachowanie można bardzo szybko wyrobić sobie złe imię nie tylko w gronie arbitrów, ale także u kibiców.

Jak do takich meczów powinni podchodzić sędziowie?

Arbitrzy muszą się solidnie przygotowywać do meczów europejskich pucharów. Nie ma tam miejsca na popełnienie błędu, ponieważ każdy mecz toczy się o niezwykłą stawkę, jakim jest awans do kolejnej rundy.

Głównym problemem sędziego jest prowadzenie spotkania między drużyną z kontynentu a Anglii. Podczas takiego spotkania arbiter musi znaleźć złoty środek, czyli nie pozwalać zawodnikom z Wysp na zbyt ostrą grę, a z kolei przeciwnikom na teatralne upadanie i potykanie się.
Taki system sędziowania nie spowoduje buntu ani z jednej, ani z drugiej strony boiska.

Ostatnim takim spotkaniem było wtorkowe starcie Juventusu Turyn z Tottenhamem Hotspur. Obrońcy przyjezdnych przyjechali z myślami, że grają w Premier League i od początku spotkania nie oszczędzali przeciwników.
Takie wejścia skutkowały oczywiście konsekwencjami, zostały odgwizdane dwa rzuty karne przeciwko drużynie wicemistrza Anglii. Tym razem uszło to na sucho podopiecznym Pochettino, ponieważ tylko jedna z „jedenastek” została wykorzystana przez Gonzalo Higuaina, przy drugiej chybił. Końcowy wynik spotkania to 2:2, a rezultatem tego było oddanie inicjatywy przez zespół mistrza Włoch po dziewiątej minucie spotkania, kiedy prowadził już 2:0.

Podsumowując dwa faule, zarówno Davies, jak i Aurier powinni zachować się lepiej w tamtej sytuacji. Najwidoczniej nie widzieli innej wątpliwości niż sfaulowanie przeciwnika. Przy jednym i drugim wejściu zawodnicy nie trafili w piłkę, tylko w nogi przeciwnika. Bezdyskusyjnie należał się za to rzut karny, być może na Wyspach sędziowie podeszliby do tego inaczej.

Jak powinna zmienić się taktyka angielskich klubów na Ligę Mistrzów/Europy

Przede wszystkim zawodnicy powinni mniej faulować i podejmować rozsądne decyzje. Wejście obrońcy, które w Premier League nie zostałoby skomentowane i potraktowane jako coś normalnego, na kontynencie może zostać odebrane jako faul.

Jeżeli zespoły z Brytanii chcą odnosić triumfy w europejskich pucharach, muszą przede wszystkim dostosować taktykę do przeciwnika i sędziego, który będzie gwizdał w danym meczu. Wiadomo, że inaczej sędziuje Hiszpan, Niemiec, Włoch, a tym bardziej Anglik, którego w tym przypadku i tak nie bierzemy pod uwagę przy meczach międzynarodowych.
Do takich zmian potrzebują przede wszystkim ambitnego trenera z doświadczeniem w innych klubach z kontynentu. Nauczyłby on swoich zawodników, jak powinni się zachowywać podczas spotkań z drużynami z innych lig.
Jeżeli menedżer wytłumaczy zawodnikom, jaka jest różnica pomiędzy Premier League a Ligą Mistrzów czy Ligą Europy, to kwestia czasu, ogrania się zespołu i z czasem powinny przyjść sukcesy.

Gorzej będzie, jeżeli w klubie są prawie sami Anglicy. Nauczenie zawodników, którzy od juniorów szkolili się na angielskim trybie, będzie bardzo trudne do wykonania i będzie potrzebowało więcej czasu.
Jeśli pojedynczy zawodnicy nie potrafią odróżnić meczów krajowych i międzynarodowych oraz taktyki w nich stosowanej, to potrzebne będą wzmocnienia. Idealnym w takiej sytuacji będzie gra Anglików w rozgrywkach ligowych, a obcokrajowców na arenie międzynarodowej.

Manchester City

Pep Guardiola był jednym z pierwszych trenerów, którzy kontynuowali w FC Barcelona taktykę „tiki-taka”, którą wynalezienie przypisuje się Johanowi Cruyffowi. Guardiola ulepszył tą taktykę, wprowadzając zasadę „sześciu sekund”. Polega ona na wysokim pressingu rywala, w celu jak najszybszego odzyskania piłki.
Co do „tiki-taki”, polegała głównie na efektownej grze, z naciskiem na techniczne zagrania, drybling, grę kombinacyjną i posiadanie piłki.

Czym różni się ona od taktyki angielskiej? W żadnym stopniu nie jest tak bardzo siłowa i nie polega na posyłaniu długich piłek na napastnika z pola bramkowego lub linii obrony. Kibice „Dumy Katalonii” zwyzywaliby trenera za taką piłkę, najważniejsze dla nich jest piękno tego sportu, a więc zagrania techniczne. Trudno dla tych dwóch systemów znaleźć wspólną cechę.

Guardiola wprowadził ją również do później zarządzanego Bayernu Monachium.
Obecnie planuje zmienić system Premier League, a przynajmniej na razie Manchesteru City, wprowadzając „tiki-takę” również na Wyspy.

Takie przedsięwzięcie było bardzo ryzykowne, ponieważ tamtejsi kibice uwielbiają twardą grę, a nie zagrania techniczne. Jak widać po dwóch sezonach Hiszpana w zespole „Obywateli”, taktyka spisuje się bardzo dobrze, spotkała się ona z zaskoczeniem nie tylko kibiców, ale i przeciwników, bo nie wiedzieli, jak sobie z nią poradzić.
Drugi sezon jest jeszcze lepszy w wykonaniu Manchesteru, zajmuje obecnie fotel lidera Premier League, spisuje się równie dobrze w Champions League. Chyba nikt nie będzie zdziwiony, jeżeli przerwie passę wygrywania tego trofeum przez hiszpańskie drużyny.

Podsumowując – zarząd klubu z Manchesteru postawił właściwego człowieka na właściwym miejscu. Zaryzykował on wprowadzeniem nowinek taktycznych już w pierwszym sezonie, a podczas letniego okienka transferowego ściągnął zawodników, którzy będą mu do tej układanki pasować.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze