Zagłębie Lubin, Górnik Zabrze, Wisła Kraków, Pogoń Szczecin, Stal Mielec to ostatni rywale Lecha Poznań w ekstraklasie. Tylko trzy punkty, w dodatku zdobyte po remisach. Zero zwycięstw. Nie tak miała wyglądać gra "Kolejorza" po tym, jak zakończył rozgrywki w LE.
Umówmy się, w naszym polskim błocie Lech Poznań to duża marka. Klub z długą i bogatą historią, umiejący wyszkolić i wypromować piłkarzy, mający duże grono fanów, a co za tym idzie – trenerzy nie mają w Poznaniu łatwo, muszą wytrzymywać wielką presję zarówno ze strony kibiców, jak i właścicieli. Presja ta z roku na rok rośnie, bo „Kolejorz” ostatni raz mistrzostwo Polski zdobył w 2015 roku. Jasne, nie było to aż tak dawno, ale od klubu, który robi rekordowe transfery, w tabelkach wszystko mu się zgadza, oczekuje się jednak o wiele więcej. Tutaj pojawia się pytanie: czy Dariusz Żuraw spełnia te oczekiwania?
Anonimowy trener
Klub ze stolicy Wielkopolski znany jest z tego, że ma doskonałą akademię piłkarzy, ale od jakiegoś już czasu stara się wychowywać również trenerów, którzy będą wiedzieli, jak ważny jest klub dla miasta i całego regionu, trenerów, którzy będą znali filozofię klubu, trenerów, którzy będą związani z Poznaniem. Pierwszym takim „wyprodukowanym” szkoleniowcem miał być Ivan Djurdjević. Związany z „Kolejorzem” jako piłkarz, później został trenerem drużyny U-19 i wchodził po szczeblach klubowych, aż doszedł do pierwszej drużyny. Jak ta historia się zakończyła, wszyscy niestety doskonale wiemy.
Później do klubu przyszedł Adam Nawałka, persona, która swoją pracą zapracowała na renomę, miała odmienić grę zespołu, były wielkie nadzieje, jednak został zwolniony jeszcze szybciej niż Djurdjević. Znów więc postawiono na swojego człowieka, jakim był Dariusz Żuraw. Był on asystentem Macieja Skorży, gdy ten jeszcze prowadził „Kolejorza”, a po latach przejął drugą drużynę Lecha. Gdy pomysł z byłym selekcjonerem naszej reprezentacji nie wypalił, Żuraw na tym skorzystał.
„Żurawball”
Szkoleniowca można uczciwie ocenić po pełnym sezonie, wliczając okres przygotowawczy. Dla Dariusza Żurawia i całego Lecha sezon 2019/2020 był całkiem dobry. Co prawda do gabloty nic nowego nie doszło, jednak 2. miejsce w lidze, co oczywiście poskutkowało kwalifikacjami do LE, i przyzwoita przygoda w Pucharze Polski mogły powodować, że kibice mogli z optymizmem spoglądać w przyszłość. Gdy przyszła walka o europejskie puchary, był to najlepszy okres dla Lecha pod wodzą Żurawia. Trener postawił na futbol ofensywny, cieszyło to nasze oczy, a z dobrą grą przyszły wyniki.
Bilans 13:1 mówi sam za siebie i co warte podkreślenia, Lech nie grał tylko z ogórami, ale pokonał między innymi Hammarby IF czy Charleroi – drużyny, które na papierze wyglądają po prostu lepiej. Wtedy cała Polska zobaczyła, czym jest „Żurawball”. Później przyszła trudna grupa w LE, w której „Kolejorz” początkowo podjął rękawice, jednak z czasem postanowiono skupić się tylko na ekstraklasie, która zaczęła uciekać i chyba już do historii polskiej piłki przejdzie mecz z Benficą Lizboną, kiedy drużyna z Poznania wyszła drugim garniturem, żeby oszczędzić zawodników przed spotkaniem z… Podbeskidziem. W tamtym momencie lokomotywa zaczęła się wykolejać. Ostatnie pięć spotkań to zero zwycięstw.
Fajna – tak całościowo patrząc – to była szarża Lecha i oby zwiastowała powrót polskich drużyn do Europy na stałe, ale jednak cholernie przykro, że tak to się kończy.
— Mateusz Rokuszewski (@mRokuszewski) December 3, 2020
Czy Dariusz Żuraw ma się czego obawiać?
Mówi się, że piłkarz jest tak dobry jak jego ostatni mecz. Czy tak samo jest z trenerem? Po części tak i po części nie. Szkoleniowiec musi przygotować zespół taktycznie, kondycyjnie i mentalnie. Jednak nie zawsze efekty widać od razu, co świetnie starał się przedstawić Michał Probierz na jednej z konferencji prasowych, kiedy przyniósł doniczkę i zasiał ziarna.
Na przełomie lata i jesieni bardzo wielu chwaliło trenera Żurawia, bo było za co. Później forma drużyna zaczęła być coraz słabsza, ale władze klubu okazały mu zaufanie i przedłużono z nim kontrakt do 2023 roku. Dyrektor sportowy Lecha Tomasz Rząsa mówił wtedy: – Chcemy iść drogą, jaką sobie wyznaczyliśmy. W ostatnich miesiącach wielokrotnie podkreślaliśmy, że bardzo ważna w tym kontekście jest konsekwencja w działaniu. I mogę zagwarantować, że nam tego nie zabraknie. Mamy określony, rozpoznawalny, ofensywny styl gry, który oczywiście ciągle chcemy ulepszać.
Panie, panowie… tu nie ma co gadać, tu trzeba podpisać! #Żuraw2023🔵⚪️ pic.twitter.com/ll80u5yZIF
— Lech Poznań (@LechPoznan) November 20, 2020
Dziś sytuacja wygląda już nieco inaczej. Dopiero 10. miejsce w tabeli, styl gry podobny do tego, gdy szkoleniowcem był Adam Nawałka. Aby jeszcze bardziej zobrazować, w jakim miejscu jest Lech, powiedzmy, że więcej wygranych meczów od „Kolejorza” mają chociażby Wisła Płock, Cracovia czy Warta Poznań, która na początku sezonu była typowana do spadku i jest najbiedniejszą drużyną w PKO Ekstraklasie. Jasne, jesienią faktycznie można było się tłumaczyć zbyt wąską kadrą, ale od zakończeniu epizodu w LE już sporo czasu minęło, a efektów w grze drużyny nie widać żadnych.
Dorobek punktowy ostatnich trenerów Lecha:
Dariusz Żuraw: 80 meczów, 1,63 PNM
Adam Nawałka: 11 meczów, 1,45 PNM
Ivan Djurdjević: 22 mecze, 1,36 PNM
Nenad Bjelica: 78 meczów, 1,85 PNM
Jan Urban: 44 mecze, 1,61 PNM
Maciej Skorża: 59 meczów, 1,73 PNM
Mariusz Rumak: 101 meczów, 1,83 PNM
Sezon może uratować jedynie zdobycie Pucharu Polski. W czwartek drużyna z Poznania jedzie do Sosnowca walczyć o ćwierćfinał z Radomiakiem i jeśli „Kolejorz” przegra to spotkanie, to dla niego sezon się skończy i bardzo możliwe, że Dariusz Żuraw będzie musiał szukać nowego pracodawcy.