Próba odbudowy kariery przez Łukasza Teodorczyka


Zagraniczne perturbacje reprezentanta Polski

15 stycznia 2019 Próba odbudowy kariery przez Łukasza Teodorczyka
Grzegorz Rutkowski

Łukasz Teodorczyk w swojej "dorosłej" przygodzie z piłką jak dotąd zagrał w pięciu klubach. Dwa z nich były na polskim podwórku, zaś pozostałe to już zagraniczne wojaże. Wydawać by się mogło, że od samego początku "Teo" prowadzi swoją karierę nad wyraz rozsądnie. Średniak naszej ekstraklasy, następnie transfer do drużyny, która biła się o mistrza, spokojne wyrobienie sobie pozycji, walka o koronę króla strzelców rozgrywek i dopiero wtedy myśl o wyjeździe za granicę. Krok po kroku piąć się coraz wyżej i wyżej, aż dotrze się na sam szczyt, własny Mount Everest. W mediach przeszedł szczeble od utalentowanego przez mającego potencjał po jednego z najlepszych polskich napastników grających wówczas w lidze.


Udostępnij na Udostępnij na

Bilans w ekstraklasie (Polonia Warszawa, Lech Poznań) to 90 meczów i 38 bramek. W wieku 23 lat zdecydował się na podbój europejskich boisk. Świat stał otworem, powoli klubom doskwierał na rynku transferowym deficyt klasycznej „9”, więc tym bardziej Łukasz miał szansę zaistnieć w solidnym europejskim zespole. Przewidywania swoje, realia swoje. Nastąpiła dość szybka weryfikacja umiejętności strzeleckich zawodnika rodem z Żuromina. Poza granicami kraju różnie mu się wiodło.

Dynamo Kijów

Jego ostatnim klubem w Polsce był Lech Poznań, drużyna mająca jednych z najbardziej wymagających kibiców, gdzie presja jest ogromna. Lecz bez wątpienia „Teo” sobie w „Kolejorzu” poradził. Jego krnąbrny charakter, który wykorzystywał do pozytywnych aspektów, podobał się przy Bułgarskiej, był waleczny, skuteczny. Jego bilans to 58 meczów i 28 bramek. Łukasz zagraniczne wojaże rozpoczął od jednej z dwóch najlepszych drużyn na Ukrainie, Dynamo Kijów. Ukraińcy kupili polskiego napastnika za 4 mln euro, do dziś jest to jeden z największych transferów rodzimej ekstraklasy. 27 sierpnia 2014 Teodorczyk podpisał pięcioletni kontrakt z ukraińskim klubem.

W Premier-liha zadebiutował 30 sierpnia 2014 w wygranym 2:0 meczu z Czarnomorcem Odessa. Polak pojawił się na boisku w 85. minucie gry, zmieniając Younesa Belhandę i przy pierwszym kontakcie z piłką zanotował asystę przy bramce Andrija Jarmołenki na 2:0. Pierwszego gola dla Dynama zdobył w następnej ligowej kolejce – 13 września 2014 w spotkaniu z Zorią Ługańsk (2:2). W sezonie 2014/2015 sięgnął z Dynamem po mistrzostwo i Puchar Ukrainy.

24 listopada 2015 podczas wygranego 2:0 meczu z FC Porto zadebiutował w rozgrywkach fazy grupowej Ligi Mistrzów. 14 maja 2016 w spotkaniu z Metalistem Charków strzelił pierwszego hattricka dla Dynama Kijów. W sezonie 2015/2016 ponownie zdobył ze swoim zespołem mistrzostwo Ukrainy, jednak z powodu kontuzji, która wykluczyła go z gry w pierwszej części rozgrywek, był przeważnie zawodnikiem rezerwowym. Z Łukaszem wiązano duże nadzieje, miał zostać prawdziwym goleadorem. W Kijowie nigdy mu się to nie udało, przez dwa sezony rozegrał 42 mecze, strzelił 16 goli i zaliczył dwie asysty. Dobre spotkania przeplatał tragicznymi. Brakowało ciągłości strzeleckiej, stabilizacji formy. Łapał częste kontuzje, frustracja samego piłkarza, jak i kolegów z drużyny rosła.

Choć faktem jest także to, że tak naprawdę nigdy nie otrzymał szansy z prawdziwego zdarzenia. Nie poczuł, że trener chce na niego postawić. Zawsze był ktoś ważniejszy, lepszy. Wówczas jednym z takich zawodników był Junior Moraes, jego liczby nie rzucały na kolana, ale był Brazylijczykiem, do których na Ukrainie mają słabość po dziś dzień. W mediach sporo udzielał się były znakomity piłkarz Dynama Oleksandr Zawarow, który najbardziej krytykował Polaka. Mawiał, że Szachtar Donieck ma w swoich szeregach Williana, Douglasa Costę, a Dynamo Teodorczyka, o którym nikt w Europie nic nie wie. Prowokacyjne, niesprawiedliwe, ale niestety nasz rodak nie bronił się liczbami.

W Kijowie zaczęto szukać sposobu na pozbycie się problemu, jakim był „Teo”. Niestety częste kontuzje nie ułatwiały zadania, dodatkowym problemem był długi kontrakt, który miał obowiązywać jeszcze kolejne trzy lata. Jednak po pewnym czasie pomocną dłoń wyciągnął belgijski Anderlecht. Zaproponował roczne wypożyczenie z opcją pierwokupu

RSC Anderlecht 

Łukasz przystał na warunki „Fiołków” i zameldował się w Brukseli. Jak się później okaże, początki w belgijskiej Jupiler Pro League będą jednym z najjaśniejszych okresów jego piłkarskiej przygody, ale po kolei. 4 sierpnia 2016 został wypożyczony na rok z opcją pierwokupu do belgijskiego klubu RSC Anderlecht. W nowym zespole zadebiutował 7 sierpnia 2016 w wygranym 5:1 meczu 2. kolejki z KV Kortrijk, strzelając debiutancką bramkę i zaliczając asystę. W całym 2016 roku zdobył 16 ligowych goli, co zaowocowało zajęciem przez niego drugiego miejsca w prestiżowym plebiscycie na najlepszego piłkarza ligi belgijskiej, organizowanym pod egidą gazety „Het Laatste Nieuws”. Jego niestawienie się na uroczystej gali tego plebiscytu wywołało w Belgii ogromną falę krytyki pod jego adresem.

Ponadto cztery razy z rzędu, od września do grudnia 2016, był wybierany przez kibiców Anderlechtu piłkarzem miesiąca. 30 marca 2017 został definitywnie wykupiony przez belgijski zespół i podpisał obowiązujący od 1 lipca 2017 roku trzyletni kontrakt. 18 maja 2017 w meczu z Charleroi (3:1) strzelił swoją 29. i 30. bramkę w sezonie, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, i został najskuteczniejszym zawodnikiem Anderlechtu w jednym sezonie w XXI wieku. Dzięki tej wygranej „Fiołki” zapewniły sobie 34. w historii klubu tytuł mistrzowski, a Teodorczyk z 22 ligowymi golami został królem strzelców Jupiler Pro League. 22 lipca 2017 pokonując 2:1 drużynę Zulte Waregem, zdobył z Anderlechtem Superpuchar Belgii. 25 lutego 2018 w ligowym spotkaniu z Mouscron (5:3) strzelił swojego pierwszego hattricka dla klubu.

Niestety dla Polaka w drugim sezonie dużo więcej mówiło się o jego wybrykach pozaboiskowych niż o jego formie na murawie. Tedorczykowi zdarzyło się pokazać środkowy palec kibicom drużyny przeciwnej (Genk), to samo uczynił wobec fotoreporterów. Goleadorem również nie można było go już nazywać. Dla „Fiołków” stał się za drogi, znowu zaczął zawadzać i ponownie chciano się go za wszelką cenę pozbyć. Dyrektor sportowy Anderlechtu w mediach wprost mówił: „chcemy się „Teo” pozbyć”. Jasne okazało się, że po dwóch sezonach ponownie będzie musiał zmienić miejsce pracy oraz życia. Finalny bilans „Teo” w Belgii to 93 mecze i 45 bramek. Po kilku tygodniach na zakup niesfornego Polaka zdecydował się włoski klub Udinese Calcio.

Udinese Calcio

Udinese zapłaciło za niego około 7 mln euro, a dyrektor techniczny Daniele Prade nazwał Polaka „lisem pola karnego”. Przyznał, że świetnie sobie radzi, atakując również z dalszych pozycji, a także jest mobilny. Klub, do którego przechodził Teodorczyk, w ostatnich latach miał szczęście do piłkarzy ofensywnych. Wspomnę tylko paru – Simone Pepe, Fabio Quagliarella (który przeżywa kolejną młodość w barwach Sampdorii, znów jest zjawiskowy, wielki, a bramka przeciwko Napoli to istne capolavoro = arcydzieło), a także żywa legenda Antonio Di Natale. Teraz miała przyjść kolej na Polaka. No właśnie, miała, jednak Serie A przytłoczyła Teodorczyka, przynajmniej do tej pory.

Zadebiutował 19 sierpnia w zremisowanym 2:2 meczu z Parmą. Rozegrał osiem spotkań, spędził na boisku 237 minut, nie strzelił gola, nie zanotował asysty. Poważne pieniądze wydane na niego jak na średniaka włoskiej ligi. Pamiętajmy, we Włoszech nie liczy pieniędzy tak naprawdę tylko grande „Juve”. Z obozu Udinese dochodziły głosy, że „Teo” cały czas jest kontuzjowany, mówiło się o przepuklinie pachwiny, stąd nie może rozwinąć skrzydeł. Polak poddał się operacji w połowie października, do gry ma wrócić na przełomie stycznia i lutego. Wtedy już bez najmniejszej wymówki będzie musiał przekonać do siebie Włochów.

Łatwo nie będzie, Udinese zawodzi, piłkarze Davide Nicoli strzelili ledwie 16 goli. Ich podstawowy napastnik Kevin Lasagna jest autorem trzech bramek. Lecz po miniprzerwie w rozgrywkach i tak to on będzie w dalszym ciągu podstawowym snajperem Udinese. Do całej sytuacji dochodzi fakt, że naszemu rodakowi przybył kolejny konkurent, mianowicie Stefano Okaka. Wykorzystano sytuację, że Udinese oraz Watford mają tych samych właścicieli i niemający najmniejszych szans na grę w Anglii doświadczony Włoch ma wspomóc Udinese w potrzebie. Jedynym światełkiem w tunelu dla „Zebrette” jest skrzydłowy Rodrigo de Paula, strzelec sześciu goli, tylko do jego osoby nie można się przyczepić.

Oby Łukasz skupił się na tym, co umie robić najlepiej, czyli na strzelaniu bramek. Nie chcemy, by pokazywał swoją drugą, brzydką naturę, która odciąga go od sukcesów sportowych. Niewątpliwie talent piłkarski ma ponadprzeciętny. Jeśli tylko wygra aspekt sportowy, to szczerze wierzę, że Serie A będzie dla niego pozytywną przygodą, dodatkowo drzwi do kadry otworzą się bardzo szeroko, czego mu życzę najbardziej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze