Trudno znaleźć kibica reprezentacji Polski lub niemieckiej Bundesligi, dla którego Jakub Błaszczykowski byłby postacią anonimową. Mało tego, gdy niedawno na Twitterze Borussia Dortmund zapytała fanów, kto jest ich ulubionym pomocnikiem wszech czasów, zewsząd napływały komentarze wspominające Kubę. Razem z Robertem Lewandowskim i Łukaszem Piszczkiem tworzył legendarne polskie trio, które sprawiło, że tysiące kibiców znad Wisły z zapartym tchem zaczęło śledzić poczynania klubu z Signal Iduna Park.
Kuba pochodzi z niewielkiej śląskiej wsi, Truskolasy. Stamtąd w wieku ośmiu lat zaczął dojeżdżać na treningi Rakowa Częstochowa. Niewiele brakowało, by już w wieku 11 lat zawiesił swoją karierę. Wtedy właśnie ojciec Kuby zamordował jego matkę, która – jak wspomina w swojej biografii – zmarła mu na rękach. – Wybiegłem, jak stałem. I widzę, jak mama leży w rowie, i widzę, jak ojciec odchodzi. Wróciłem do domu i krzyczę: „Mama leży w rowie”. (…) Wziąłem ją za rękę, a moje dwa czy trzy palce wpadły do rany. Wtedy wiedziałem, że jest niedobrze. Wydaje mi się, że mama zmarła mi na rękach. Trzy ostatnie wdechy wzięła i już nic. Za zabójstwo tata został skazany na kilkanaście lat więzienia, co wstrząsnęło młodym piłkarzem. – Nie jest łatwą sprawą stracić nagle oboje rodziców, kiedy się ma 11 lat. Dopiero po roku dotarło do mnie, co naprawdę się stało – mówił w programie „Niepokanani”.
Do wznowienia gry w piłkę namówił go wujek, Jerzy Brzęczek. Błaszczykowski zaliczył też krótki, półroczny epizod w juniorach Górnika Zabrze, jednak szybko wrócił do rodzinnego Rakowa, gdzie w wieku 18 lat został włączony do IV-ligowych rezerw. Po bardzo dobrych występach na tym szczeblu z chęciami pozyskania młodego talentu zgłosiły się m.in. Lech Poznań, GKS Bełchatów czy Wisła Kraków, do której to w 2005 roku ostatecznie zdecydował się dołączyć Jakub Błaszczykowski.
Rozkwit talentu w Wiśle
Kuba szybko zadomowił się w nowym klubie. Niemal nikomu nieznany młokos z IV ligi prawie z miejsca zaczął przebijać się do pierwszego składu Wisły Kraków. Jeszcze w tym samym sezonie zdobył ze swoim klubem mistrzostwo Polski. Rok 2006 można zdecydowanie nazwać przełomowym dla Kuby. Po świetnych występach na ligowych boiskach otrzymał pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski 28 marca 2006 roku w meczu z Arabią Saudyjską. Następnie został on wybrany na najlepszego pomocnika ligi w plebiscycie Canal Plus.
Zaczęły też napływać pierwsze oferty kontraktu z Hiszpanii i Niemiec. Po początkowych zapewnieniach, iż Jakub Błaszczykowski nie jest na sprzedaż, ostatecznie Wisła przystała na ofertę Borussii Dortmund, nieoficjalnie opiewającą na 3,7 mln euro, do której to zawodnik miał dołączyć po zakończeniu kampanii 2006/2007.
Od początku ważną postacią w Dortmundzie
W czasach, gdy Błaszczykowski dołączał do szeregów Borussii, była ona ligowym średniakiem. Nikt w klubie nie mówił na poważnie o mistrzostwie Niemiec czy corocznej grze w Lidze Mistrzów. Kuba, podobnie jak w Wiśle, idealnie wkomponował się w drużynę, co skutkowało częstymi występami na Signal Iduna Park. Drużyna grała przeciętnie, lecz młody Polak z czasem zaczął nie tylko grać w pierwszym składzie, lecz stał się jedną z czołowych postaci ekipy prowadzonej przez Thomasa Dolla.
Świetna postawa boiskowa Kuby zaowocowała wybraniem go przez kibiców na najlepszyego zawodnika klubu 2008 roku. W tym samym roku Borussia Dortmund zdobyła też Superpuchar Niemiec, pokonując Bayern Monachium 2:1, a Błaszczykowski wpisał się na listę strzelców, otwierając wynik spotkania.
Po przejęciu sterów przez Juergena Kloppa w sezonie 2008/2009 „Błaszczu” niemal nie schodził z boiska. Już w 2. kolejce Bundesligi jego nazwisko znalazło się na ustach całego piłkarskiego świata. Wtedy właśnie w meczu z Bayernem Monachium strzelił niesamowitego gola, prosto w okienko bramki Bawarczyków. Grał praktycznie we wszystkich możliwych spotkaniach, co niestety przypłacał mniejszymi kontuzjami wykluczającymi go na kilka tygodni z dalszych rozgrywek. Po każdej z nich można wręcz powiedzieć, że Błaszczykowski wracał silniejszy, nie przestając zachwycać kibiców „Czarno-żółtych”.
Jakub Blaszczykowski 🆚 FC Bayern – 8/23/08 ⚽️
A legendary goal from a legendary player 🇵🇱#BVBGoalOfTheDay pic.twitter.com/GprXXStpL8
— Borussia Dortmund (@BlackYellow) April 8, 2020
Polskie trio i wielkie sukcesy
Przed sezonem 2010/2011 do składu Borussii Dortmund dołączyli Łukasz Piszczek i Robert Lewandowski. Wtedy też nastała złota era dla Borussii Dortmund. Zespół zaczął dominować w lidze. Żadna inna drużyna nie była w stanie dotrzymać tempa ekipie, która jeszcze rok wcześniej zaliczana była do średniaków. Oczywiście jedną z czołowych postaci ekipy Juergena Klopa był Kuba, coraz częściej do pierwszego składu pukali też Lewandowski i Piszczek. W tym okresie zawodnika z Truskolasów przestały nękać nawet najmniejsze kontuzje. Sezon zakończył się zwycięstwem Borussii w lidze, a Błaszczykowski stale notował pozytywne opinie w mediach.
Po tym sukcesie klub postawił na wzmocnienia kadrowe, co pozwoliło po raz kolejny zdominować krajowe rozgrywki. Ukoronowaniem sezonu było zniszczenie Bayernu Monachium w finale Pucharu Niemiec aż 5:2. Do klubowej gabloty dołączył też drugi z rzędu puchar za wygranie ligi. Piszczek z Lewandowskim zostali już kluczowymi fragmentami w układance Kloppa, natomiast pozycja Błaszczykowskiego uległa nieco osłabieniu. Poza wymienioną dwójką Polaków na okładkach gazet znajdowali się m.in. Shinji Kagawa, Mats Hummels czy Mario Goetze. Solidna gra Kuby pozwalała mu jednak na regularne występy w wyjściowej jedenastce.
Pomimo takich osiągnięć w kraju klub Polaków nie błyszczał na europejskim podwórku. Wypadał raczej przeciętnie, nie potrafiąc wyjść z grupy w Lidze Mistrzów. W sezonie 2012/2013 wydarzyła się historia, o której do dziś z dumą opowiadają dortmundzcy kibice. Borussia doszła aż do finału Champions League. W tym momencie warto przypomnieć historyczne cztery gole strzelone Realowi Madryt przez Roberta Lewandowskiego w półfinale tych rozgrywek. Jakub Błaszczykowski natomiast brylował w Bundeslidze. Pomimo że tym razem jego klub musiał uznać wyższość Bayernu Monachium, kończąc tym samym rozgrywki na 2. miejscu, Polak mógł pochwalić się dorobkiem 11 bramek i 13 asyst.
Początek końca
Po takich występach nie brakowało zapytań o transfer Polaka. Jakub Błaszczykowski postawił jednak sprawę jasno. Przedłużając kontrakt z Borussią Dortmund, oznajmił światu, że chce pozostać lojalny wobec swojego klubu.
Dzięki sukcesom odniesionym w poprzednich latach klub mógł pozwolić sobie na znaczące poprawienie jakości ofensywy. W ten sposób do klubu przywędrowali Pierre-Emerick Aubameyang oraz Marco Reus, przez co zdarzało się, że Kuba zaczynał mecze na ławce rezerwowej. Jurgen Klopp, mając jednak w pamięci dokonania Błaszczykowskiego z poprzednich lat, mimo wszystko pozwalał cieszyć się Polakowi i tak stosunkowo długim czasem na boisku.
Wszystko zmieniło się 25 stycznia 2014 roku, kiedy to podczas meczu z Augsburgiem Błaszczykowski zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Dla zawodowego piłkarza jest to koszmar, jedna z najgorszych kontuzji, jakie mogą się przytrafić w karierze. Dla Kuby było to dodatkowo o tyle niefortunne zdarzenie, że miał wówczas silną konkurencję do gry w pierwszym składzie i każdy jeden mecz nieobecności mógł zabrać mu przywilej wychodzenia na boisko od pierwszej minuty spotkania. Tymczasem polskiego skrzydłowego czekała dokładnie 322-dniowa wymuszona pauza.
Po tym jak kilka dni po zdarzeniu przeszedł operację, natychmiastowo przystąpił do rehabilitacji, która także przebiegała dosyć sprawnie. Kiedy po niemal roku przerwy wrócił do meczy o stawkę, nie był już w stanie odbudować formy z poprzednich lat. Mało tego, co chwila przytrafiały mu się pomniejsze urazy, wybijające go z rytmu meczowego. Od tamtego feralnego wypadku na murawie spędził on tylko 966 minut, zaliczając tylko jedną asystę oraz nie zdobywając żadnego gola.
Wymuszona przeprowadzka
Gdy po sezonie 2014/2015 Juergena Kloppa na stanowisku trenera zmienił Thomas Tuchel, dla Błaszczykowskiego oznaczało to nową szansę na regularne występy. Tym razem pech chciał, że Kuba w trakcie okresu przygotowawczego złapał kolejne dwa urazy wykluczające go z dalszych przygotowań do sezonu. W życiowej formie znajdowali się wtedy Henrikh Mkhitaryan oraz Shinji Kagawa. Oznaczało to kolejny sezon spędzony w większości na ławce rezerwowej, na co nie mógł sobie pozwolić Polak.
Z ofertą rocznego wypożyczenia, z opcją pierwokupu, za milion euro zgłosiła się Fiorentina. Mając w głowie przyszłoroczne występy na Euro 2016, Jakub Błaszczykowski zdecydował się dołączyć do klubu z Florencji w celu odbudowania swojej formy. – Kuba jest nie tylko świetnym piłkarzem, ale także wspaniałą osobą. Dla niego ważne jest, aby regularnie grać w klubie i być w formie przed Euro 2016. Życzymy mu wszystkiego dobrego w jego sportowej przyszłości w Fiorentinie. Przyczynił się do sukcesów BVB i w naszej rodzinie pozostanie na zawsze – mówił o odejściu Polaka ówczesny dyrektor sportowy Borussii Dortmund, Michael Zorc.
W „Violi” Błaszczykowski został dobrze przyjęty. Szybko zadebiutował, dostawał szansę w spotkaniach ligowych. Jednak na przeszkodzie znów stanęły… kontuzje. Pomniejsze urazy niemal od samego początku w nowym klubie prześladowały Polaka, przez co ciągle nie mógł złapać optymalnej formy. Ostatecznie po roku spędzonym w Italii Kuba wrócił na Signal Iduna Park, licząc na odzyskanie dawnej pozycji w klubie. Nie można się dziwić włodarzom włoskiego klubu, że nie wykupili prawoskrzydłowego reprezentacji Polski. Jakub Błaszczykowski grał w kratkę, często przesiadywał całe mecze na ławce rezerwowych. Przez cały sezon ustrzelił jedynie dwa gole, zaliczył przy tym cztery asysty w trochę ponad 1000 minut na boisku.
Tułaczka w Wolfsburgu
Niestety na starych śmieciach Polak nie zagrał w ani jednym oficjalnym meczu. Thomas Tuchel szybko dał znać Błaszczykowskiemu, że nie widzi go w swojej koncepcji składu na przyszły rok. Dzięki wyrobionej latami marce na niemieckim podwórku Kuba wzbudził zainteresowanie działaczy VfL Wolfsburg, do którego przeniósł się transferem definitywnym za 5 mln euro. Tak samo jak w Fiorentinie Błaszczykowski mógł cieszyć się zaufaniem trenera „Wilków”. W pierwszym sezonie wystawiany był co prawda na nowej dla siebie pozycji, czyli prawej obronie. Jednak wychodził w pierwszym składzie i radził sobie tam całkiem przyzwoicie.
O swoim byłym piłkarzu nie zapomnieli również kibice Borussii Dortmund. Przy okazji meczu na Signal Iduna Park z Wolfsburgiem 18 lutego 2017 roku po ostatnim gwizdku sędziego nagrodzili Jakuba Błaszczykowskiego brawami i podziękowaniami za osiem lat spędzonych w czarno-żółtej koszulce. Przed owym meczem w oficjalny sposób pożegnali się ze swoim byłym piłkarzem także przedstawiciele BVB. Wręczyli oni Polakowi pamiątkowy kolaż zdjęć z jego występami w barwach Borussii i bukiet kwiatów.
Z problemami zmagał się jednak klub Polaka, co prowadziło do ciągłych zmian trenera klubowego, a co za tym – idzie roszad kadrowych. Klub z trudem utrzymywał się w Bundeslidze. Pogorszyła się też kondycja finansowa Wolfsburga, co doprowadziło do wyciągania zawodników z akademii klubowej ze stosunkowo niskimi kontraktami do pierwszego zespołu. Z czasem postanowiono także i Kubę zamienić na „młodszy model”. Oliwy do ognia dolewały też przewlekłe problemy z plecami Błaszczykowskiego, co uniemożliwiało złapanie formy sprzed kontuzji więzadeł.
Koniec końców na półmetku sezonu 2018/2019 doświadczony reprezentant Polski miał rozegranych łącznie jedynie 19 minut w barwach Wolfsburga. Mówiono o zainteresowaniu Błaszczykowskim przez Legię Warszawa, jednak sam zainteresowany szybko uciął plotki, podkreślając, że jeśli wróci na polskie boiska, to tylko i wyłącznie do Wisły Kraków.
Niesłychana lojalność
Mający już najlepsze lata swojej kariery za sobą, borykający się z ciągłymi urazami 33-letni Jakub Błaszczykowski rozwiązał za porozumieniem stron obecny kontrakt z VfL Wolfsburg i zdecydował się przejść do klubu, w którym wypłynął na głębokie wody europejskiej piłki – Wisły Kraków. Jednakowo odrzucił oferty z USA i Australii, gdzie zarabiałby kokosy w porównaniu z poprzednimi płacami. Transfer ten odbił się szerokim echem na całym świecie, jednak nie ze względów czysto sportowych. Do drużyny dołączył za darmo, zgadzając się na najniższą możliwą wypłatę, 500 zł, którą i tak przeznaczał na cele charytatywne. Do tego wspomógł skarbonkę klubową z własnej kieszeni, wnosząc do niej 1,33 mln zł.
– Kiedy zobaczyłem, jakie są problemy, to uznałem, że to odpowiedni moment, żebym wrócił. Nie wszyscy byli zgodni co do tego, by to robić, ale ja zawsze robię to, co czuję. Gdyby w Wiśle wszystko było dobrze, to pewnie by mnie nie potrzebowała. Rodzice i babcia wpajali mi, żebym nie zapomniał, skąd pochodzę, i żebym doceniał to, co dostałem w życiu i żebym potrafił się za to odwdzięczyć – mówił Jakub Błaszczykowski tuż po podpisaniu nowego kontraktu. Należy dodać, iż wówczas Wisła Kraków była na skraju bankructwa. Gdyby nie ofiarna pomoc Kuby i niesamowita akcja ratownicza kibiców krakowskiej drużyny, prawdopodobnie klub zostałby relegowany do IV ligi. Za swój wielki gest Jakub Błaszczykowski został z miejsca symbolicznie mianowany kapitanem Wisły Kraków.
Jakby tego wszystkiego było mało, to kilka dni temu stał się jednym z trzech współwłaścicieli Wisły Kraków. Tym samym stał się prawdopodobnie jednym zawodowym piłkarzem, który jest jednocześnie prezesem swojego klubu.
Legenda reprezentacji
Jakub Błaszczykowski ma za sobą łącznie 108 występów w seniorskiej reprezentacji Polski. Do tego dochodzi 11 spotkań z orzełkiem na piersi w kadrach młodzieżowych. Przez ten czas może pochwalić się dorobkiem 21 strzelonych goli. Jednak w jego przypadku nie statystyki są najważniejsze. Nie da się bowiem opisać w liczbach wkładu w morale reprezentacji, kiedy tylko jest w szatni. Przez 14 lat wyrobił sobie pozycję niekwestionowanego lidera, który nawet jeśli w danym okresie nie był w stanie podnieść sportowo jakości reprezentacji, to niejednokrotnie podbudowywał mental szatni, co mogliśmy zobaczyć na filmikach „Łączy nas piłka” na YouTube lub usłyszeć w wywiadach poszczególnych piłkarzy na przestrzeni lat.
Na mistrzostwa świata 2006 i Euro 2008 nie pojechał tylko dlatego, że bezpośrednio przed oboma turniejami nabawił się kontuzji, które wykluczyły jego szanse na występy podczas tych imprez. Jednak już wtedy był jedną z ważniejszych postaci w kadrze. Równie wysoką formę utrzymywał podczas eliminacji do mundialu w 2010 roku, na który ostatecznie Polska się nie zakwalifikowała.
Wzloty i upadki
W latach 2010-2014 zakładał opaskę kapitańską reprezentacji Polski, którą pewnie dane by mu było nosić jeszcze dłużej, gdyby nie pamiętne zerwanie więzadeł, które jak się później okazało, już nigdy nie pozwoliło Kubie wrócić do wcześniejszej formy. Gdy na Stadionie Narodowym w czasie mistrzostw Europy 2012 strzelał gola Rosji oraz asystował przy bramce Roberta Lewandowskiego z Grecją, wprawił w euforię dosłownie cały kraj.
Pomimo mocno niestabilnej formy Adam Nawałka powołał Błaszczykowskiego na turniej, na którym później okazał się prawdziwym bohaterem tragicznym. Na jego nieszczęście, jako jedyny w ćwierćfinale z Portugalią nie trafił pamiętnego rzutu karnego, który przekreślił szanse Polaków na historyczny awans do półfinału. Mimo wszystko kibice okrzyknęli go najlepszym zawodnikiem reprezentacji na imprezie. Nie wiadomo, czy w ogóle Polska wyszłaby z grupy, gdyby nie gol Błaszczykowskiego w meczu z Ukrainą oraz asysta przy trafieniu Arkadiusza Milika z Irlandią Północną. To w dużej mierze Kuba pozwolił Polakom świętować awans do ćwierćfinału, strzelając gola w meczu 1/16 ze Szwajcarią.
Gasnąca gwiazda
Na mistrzostwa świata w Rosji 2018 Kuba pojechał już bardziej za zasługi. Przed mundialem przesiedział większość sezonu na ławce w Wolfsburgu. Tak samo jak w 2006 i 2008 roku musiał zmagać się z kontuzją, tym razem nadgarstka. Pomocną dłoń wyciągnął fizjoterapeuta Wisły Płock Leszek Dyja, który przywrócił zawodnika do pełni zdrowia wbrew opinii niemieckich lekarzy, którzy twierdzili, że bez operacji się nie obędzie. Widać jednak było braki w przygotowaniu fizycznym Błaszczykowskiego. Zagrał tylko w jednym meczu, z Senegalem, w którym i tak wypadł dosyć blado.
Od tamtej pory do dnia dzisiejszego Błaszczykowski raz był powoływany, raz nie. Za każdym razem przed przyjazdem na kadrę (lub jego brakiem) w mediach toczyła się dyskusja na temat słuszności decyzji selekcjonera. Przez te dwa lata strzelił jedną bramkę, w Lidze Narodów z Portugalią. Nie decydował już o sile rażenia drużyny, lecz był raczej rezerwowym, będącym autorytetem dla młodych graczy zaczynających przygodę z kadrą.
Jakub Błaszczykowski nigdy nie przebił się do ścisłego światowego topu. W Borussii, przed kontuzją kolana, przez dwa, trzy sezony otarł się o wybitność, a jego nazwisko było znane na całym świecie. Gdy już oficjalnie Kuba zakończy karierę, zapamiętany zostanie przede wszystkim jako człowiek o wielkim sercu, z niesamowicie silnym charakterem, który pomimo tak wielu upadków w swojej karierze za każdym razem wstawał i szedł dalej.