Van Persie – przekwitła róża


15 stycznia 2015 Van Persie – przekwitła róża

Kiedyś, gdy jego nazwisko widniało w wyjściowym składzie, można było spodziewać się po nim jednej z trzech rzeczy: gola, asysty lub pięknych zagrań. Jednak od jakiegoś czasu coraz rzadziej albo wcale tego nie widzimy. Pytanie brzmi – dlaczego?


Udostępnij na Udostępnij na

W ciągu ośmiu lat, jakie Holender spędził na Emirates Stadium, zdobył 131 bramek w 274 spotkaniach, co daje nam średnią 0,54 gola na mecz. Po przeprowadzce do Manchesteru może pochwalić się 56 trafieniami w 96 meczach – 0,58 gola na mecz. Statystyki co prawda stoją po jego stronie, ale nie wszystko jest tak kolorowe, jak się wydaje.

Robin van Persie
Robin van Persie (fot. skysports.com)

W czasie swojej gry dla „Kanonierów” van Persie był dziewięciokrotnie kontuzjowany, przez co opuścił  77 spotkań. Jako „Czerwony Diabeł” tylko trzykrotnie odnosił kontuzje, co wykluczyło go na łącznie 21 meczów. Trzeba też przyznać, że to właśnie w Arsenalu Holender się ukształtował, a do United przeszedł jako zawodnik u szczytu formy. Dojście do tak wspaniałej dyspozycji, nauka techniki, a przede wszystkim nabycie pewności siebie zajęły mu trochę czasu.

Gdy jednak wyżej wymienione cechy już nadeszły, mieliśmy przyjemność oglądania w akcji jednego z najlepszych napastników na świecie. Gdy tylko grał, strzelał gole jak na zawołanie, w dodatku przepiękne. Niestety grał rzadko. Ciągłe kontuzje, konkurencja w składzie i spadki formy – to wszystko sprawiało, że „Latający Holender” częściej dokował na ławce rezerwowych aniżeli żeglował po boisku. Problemy z mięśniami uniemożliwiały mu rozgrywanie pełnych spotkań, co skrzętnie wykorzystywali jego konkurenci, m.in.: Adebayor, Eduardo czy Chamakh. Jedno jednak było pewne – gdy van Persie był w pełni zdrowia i formy, wygryzienie go ze składu było niemalże niemożliwe.

Trzy najlepsze sezony w życiu rozegrał pod koniec swojej kariery w Arsenalu i zaraz na początku przygody z Manchesterem. Sezon 2010/2011 – 22 gole w 33 spotkaniach; sezon 2011/2012 – 37 bramek w 48 spotkaniach (dorzucił jeszcze 14 asyst); sezon 2012/2013 – 30 trafień w 48 meczach. Podczas ostatnich dwóch kampanii zdobył koronę Króla Strzelców.

Robin van Persie
Van Persie podczas swojego ostatniego występu w barwach Arsenalu (fot. sportskeeda.com)

Sezon 2011/12 był dla niego przełomowym okresem. Nie dlatego, że został Królem Strzelców Premier League czy strzelił rekordową liczbę goli. Był to pierwszy sezon, w którym ominęły go kontuzje. Przeszedł przez niego bez szwanku. Wcześniej nieustannie nękały go drobne bądź większe urazy, ale tym razem tak nie było. Dziesięć miesięcy bez kontuzji i bach!  Mamy 37 trafień na koncie Holendra. Był wtedy z pewnością jednym z najlepszych napastników na świecie, a nawet, być może, ustępował miejsca tylko Leo Messiemu. Nic więc dziwnego, że zaczął się niecierpliwić. Pragnął wygrywać trofea, a z Arsenalem nie była to taka prosta sprawa. Tarcza Wspólnoty i Puchar Anglii zdobyte kilka lat temu (bez większego udziału Holendra) nie wystarczały mu. Postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Według mediów podczas spotkania w sprawie przedłużenia kontraktu z „Kanonierami” uzależnił swoje pozostanie w Londynie od poczynienia wyznaczonych przez samego siebie ruchów transferowych, a także zmian w sztabie szkoleniowym, również według uznania kapitana Arsenalu. Innymi słowy: chciał rządzić w klubie. Nic więc dziwnego, że Arsène Wenger i Ivan Gazidis nie chcieli już dłużej negocjować i dali zielone światło na transfer.

Robin van Persie
Robin van Persie oficjalnie w Manchesterze United (fot. Skysports.com)

Relacje między van Persiem a Wengerem diametralnie się zmieniły. Francuz nie chciał dłużej widzieć Holendra w drużynie, przez co zgodził się oddać go za śmieszne (jak na umiejętności, które pokazał w poprzednim sezonie) pieniądze do Manchesteru United. W swoim debiutanckim sezonie zdobył mistrzostwo Anglii, strzelając 30 razy we wszystkich rozgrywkach, w tym dwa przeciwko Arsenalowi. Wówczas wydawało się, że na froncie van Persie – Wenger mamy rezultat 1:0. Holender podwyższył na 2:0, gdy wraz z nowym menadżerem, Davidem Moyesem, wywalczył Tarczę Wspólnoty. Jednak od tego momentu sytuacja zaczęła się powoli odwracać.

To, jak Manchester United wyglądał za kadencji Moyesa, wiedzą wszyscy. Gra, od której krwawiły oczy, wyniki, które łamały rekordy śrubowane przez Fergusona przez lata – wszystko to sprawiło, że „Czerwone Diabły” wypadły za burtę Ligi Mistrzów. Dla van Persiego, który nie był przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy, był to niemały policzek. Ponadto w tym czasie Arsenal zdobył pierwsze od dziewięciu lat trofea – Puchar Anglii i Tarczę Wspólnoty, ponownie kwalifikując się do Ligi Mistrzów. Van Persie 2:3 Wenger.

Dla samego Holendra był to trudny okres. Zdobył tylko (jak na niego) 16 bramek. W porównaniu z poprzednimi sezonami jest to bardzo rozczarowujący rezultat. Nie tylko powróciły jego problemy zdrowotne, ale też kompletnie stracił formę i chęć do gry, w efekcie czego mówiło się o jego potencjalnym transferze. Tak się jednak nie stało. Prawdopodobnie przekonał go do tego jego były selekcjoner, a nowy menadżer w klubie – Louis van Gaal. Pod jego skrzydłami w trakcie mundialu w Brazylii błyszczał, jak gdyby koszmar poprzedniego sezonu był tylko niemiłym snem, który nigdy nie miał miejsca w rzeczywistości.

Robin van Persie
Robin van Persie (fot. 7-themes.com)

Po udanych Mistrzostwach Świata nadszedł czas na walkę o powrót do Ligi Mistrzów. Jak wygląda obecny sezon w wykonaniu „Czerwonych Diabłów”, wszyscy wiemy, ale jak wygląda w wykonaniu samego van Persiego? Osiem bramek, dwie asysty w 20 spotkaniach. O ile w tamtym sezonie jego gra była daleka od ideału (gol co 130 minut), to w tym jest beznadziejna (gol co 206 minut). Holender często znika na większość meczu i pojawia się tylko przy polu karnym przeciwnika. Jego strzały – wciąż świetne – nie znajdują drogi do bramki. Sprawia wrażenie, jakby miał lat 40, nie 30. Inną sprawą jest też to, że jego koledzy z drużyny często zachowują się, jak gdyby się na niego obrazili. Nie podają mu tak często, jak on sam by tego chciał. Jest pomijany przy większości akcji i niedostrzegany przez innych piłkarzy United.

W takiej sytuacji nasuwa się pytanie: co jest nie tak? Gdzie leży wina? Czy to z van Persiem, czy może z innymi „Diabłami” jest coś nie tak? A może to kwestia taktyki? Gdy grał w Arsenalu, w swoim najlepszym sezonie, wszystkie podania były kierowane na niego. Z każdym świetnie się rozumiał, mógł przebierać w okazjach strzeleckich i rozgrywaniu piłki, tworząc przepiękne akcje. W Manchesterze styl gry jest trochę inny – zwycięstwo jest ważniejsze od stylu. Główną postacią jest teraz Angel Di Maria i to na niego są grane wszystkie piłki. Holender w oczach swoich kolegów stoi w cieniu. Gdy mają wybór: podać van Persiemu czy Di Marii, prawie zawsze wybiorą Argentyńczyka. Założenia taktyczne van Gaala też mogą być przyczyną słabej dyspozycji snajpera United – styl gry Arsenalu opiera się na utrzymaniu przy piłce, co daje komfort przy podejmowaniu decyzji i sprawia, że napastnicy są często przy futbolówce. Manchester natomiast najczęściej gra z kontry, co zmusza piłkarzy do podejmowania szybkich decyzji, a także dawania z siebie jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Holender ma już na karku 31 lat i nie można wymagać, by biegał i był tak aktywny jak dziesięć lat temu.

Gole, które strzela, pokazują, że nie zatracił w pełni swojego instynktu. Trzeba jednak przyznać, że nie jest to już ten sam zawodnik co trzy lata, a nawet rok temu. Jeżeli jest to wina stylu gry i taktyki Manchesteru – jest szansa, że jeszcze zobaczymy van Persiego z najlepszych czasów. Jak nie w tym, to w kolejnym klubie. Jeżeli jednak problem leży w nim samym – jego grze, nastawieniu i wieku – prawdopodobnie będziemy musieli oswoić się z myślą, że z piłki nożnej powoli i boleśnie odchodzi jeden z najlepszych napastników, jakich zna historia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze