Finał Pucharu Polski. Wisła Kraków po trzynastu latach sięga po trofeum, Pogoń Szczecin dalej z łatką „zero tituli”


Wisła Kraków wygrała 2:1 z Pogonią Szczecin po emocjonującej dogrywce i sięgnęła po Puchar Polski!

3 maja 2024 Finał Pucharu Polski. Wisła Kraków po trzynastu latach sięga po trofeum, Pogoń Szczecin dalej z łatką „zero tituli”
Krzysztof Porebski / PressFocus

Wisła Kraków zwycięża Puchar Polski 2023/2024. To „Biała Gwiazda” wygrała na Stadionie Narodowym po niezłym thrillerze, który obie drużyny zafundowały nam w dogrywce. Wydarzenie historyczne, bo przecież zespoły spoza ekstraklasy bardzo rzadko dochodzą do finału krajowego pucharu, co dopiero mówić o końcowym triumfie. Fakty są takie, że Wisła Kraków wraca z Warszawy z pierwszym trofeum od mistrzostwa Polski w sezonie 2010/2011.


Udostępnij na Udostępnij na

Finał tegorocznej edycji Pucharu Polski miał swój wyjątkowy urok. Pogoń Szczecin ostatni raz w finale tych rozgrywek gościła w 2010 roku, a Wisła dwa lata wcześniej. „Portowcy” bez żadnego trofeum na koncie, „Biała Gwiazda” pogrążona w kryzysie, który sprawił, że przed dwoma sezonami legendarny klub spadł z ekstraklasy. Dzisiaj wszystko prezentuje się dużo lepiej.

Minuta. Mniej więcej tyle zabrakło, by ta cała historia zakończyła się zupełnie inaczej. Tuż przed gwizdkiem zamykającym zasadniczą część spotkania bramkę strzelił Eneko Satrustegui. Wisła Kraków w końcówce grała na aferę, bardziej szukała szczęścia, pomyłki bądź niedopatrzenia defensywy Pogoni – otrzymała to na tacy.

Koniec chudych lat?

Strata czegoś bardzo ważnego w ostatnich chwilach meczu. Dla Wisły Kraków brzmi to znajomo. Rok 2011, eliminacje do Ligi Mistrzów, tragiczny błąd Sergeia Pareiki i to Cypryjczycy cieszyli się z awansu do piłkarskiej elity. Od tego momentu Wisła Kraków nie sięgnęła po żadne trofeum, nie wróciła do Europy. Dziś, tym razem dzięki dobrze rozegranej końcówce spotkania i zachowaniu zimnej krwi, wreszcie jakiś puchar jedzie do Krakowa.

Możemy gdybać, czy to jakaś kompozycyjna klamra, która obejmuje ten gorszy okres w historii klubu, a teraz już będzie tylko lepiej. Czy tak jest, dowiemy się w najbliższych tygodniach, bo Wisłę czeka jeszcze walka o ekstraklasę. A nawet jeżeli ta zakończy się fiaskiem, to w lipcu i w sierpniu podopiecznych Alberta Rudego czeka walka o Europę. Brzmi to strasznie abstrakcyjnie, ale to nie sen – to znowu pokręcona rzeczywistość, którą serwuje nam świat polskiej piłki.

Pierwsza połowa pod kontrolą pierwszoligowców

Pierwsza połowa raczej pod dyktando Wisły Kraków. Pogoń Szczecin pozostawiła sporo przestrzeni dla pierwszoligowców, którą ci wykorzystywali. Gdy przychodziło jednak do wykańczania akcji, nieco się podpalali i finalnie pierwsza część zakończyła się bezbramkowym remisem.

Wisła była bliska szczęścia już w 6. minucie, gdy po podaniu Angela Baeny minimalnie obok bramki strzelił Szymon Sobczak. To właśnie Polak był najaktywniejszy pod polem karnym Valentina Cojocaru w pierwszej części.

Niezbyt porywająca druga odsłona spotkania 

Druga połowa to czas rozbudzenia Pogoni. Pierwsze pół godziny drugiej części było najzwyczajniej w świecie nieprzyzwoicie nudne. Nie działo się nic, obie drużyny grały asekuracyjnie, a akcje ofensywne były pozbawione jakiegoś błysku. Wyglądało to trochę jak gra na oślep z nadzieją na to, że uda strzelić się jakiegoś gola „z czapy” i wrócić z pucharem do swojego domu.

Pogoni Szczecin się to udało, bo Efthymios Koulouris, topowy strzelec „Dumy Pomorza”, właśnie strzelił gola trochę z niczego. Grek wyrwał się ze zdezorganizowanej linii defensywy Wisły po świetnym podaniu Adriana Przyborka. To właśnie 17-latka było na boisku bardzo dużo. Wykonywał kawał solidnej pracy, nieraz koledzy z zespołu za nim nie nadążali. Warto mieć oko na młodego „Portowca”, bo kto wie, czy w przyszłości nie napisze dla Pogoni trochę weselszych historii.

Cios w końcówce 

Na razie jednak należy porzucić marzenia. Po bramce Koulourisa został jeszcze kwadrans gry wraz z przedłużonym doliczonym czasem. Rzeczą jasną jest, że wtedy Wisła Kraków weszła na wyższe obroty, by ratować to, co jej odjeżdżało. Nie było w tym jednak za dużo ładu i składu. To bardziej przypominało, jakby Albert Rude krzyknął z ławki: „cała naprzód!”, a Pogoń pod naporem w końcu się złamała. Znakomite dogranie Alana Urygi, wyjście na pozycję Eneko Satrusteguiego, który w zasadzie nie wiadomo skąd się wziął nagle w polu karnym, i bramka na wyrównanie. Po bramce trzeba było czekać jeszcze na jej potwierdzenie. Sędzia Tomasz Kwiatkowski konsultował się ze swoimi współpracownikami zgromadzonymi w wozie VAR – dla kibiców Wisły Kraków te sekundy przeznaczone na weryfikacje trwały całą wieczność. I co by o VAR-ze nie mówić, to też dodaje uroku i dramaturgii temu sportowi.

Fatalny błąd Borgesa 

Ostateczny cios wyprowadził Angel Rodado, czyli gwiazda Wisły. Tym razem nie było potrzeba doskonałego pytania od kolegi z drużyny, bo na lekki sabotaż pozwolił sobie Leo Borges. Nieumyślne podanie do Hiszpana, ten nabrał prędkości i z łatwością wyprowadził swój klub na prowadzenie, które Wisła Kraków mogła jeszcze parę razy podwyższyć.

Pogoń Szczecin głupio traci trofeum 

Fakty są takie, że Pogoń Szczeci wypuściła to trofeum z rąk. Sprzyjało jej szczęście, bo parę setek Wisły kończyło się uderzeniami o obramowanie bramki, zresztą całkiem nieźle w defensywie radzili sobie także Valentin Cojocaru i Mariusz Malec. Grosickiemu brakowało skuteczności. To doświadczony piłkarz, było widać, że zostawia serce na boisku, ale dyrygowały nim emocje, które mocno utrudniały oddanie celnego strzału, dośrodkowania, jakiegokolwiek sensownego zagrania, które mogłoby przybliżyć szczecinian do bramki. Niewidoczni byli Alexander Gorgon i Fredrik Ulvestad. Było widać ogromną dysproporcję w zaangażowaniu, patrząc na dwójkę Kouloris – Grosicki i Gorgon – Ulvestad. Oczywiście na rzecz tych pierwszych.

Wisła w pucharach, Pogoń z problemami 

Pogoni Szczecin odjechała ekstraklasa, bo walka o Puchar Polski zawładnęła jej głowami. Były marzenia, były piękne historie, w końcu „Portowcy” za burtę wyrzucili Lecha Poznań i Jagiellonię Białystok. Na finał zabrakło siły, koncentracji. Wisła Kraków chciała bardziej wygrać, wykorzystała te braki, które widać w grze Pogoni Szczecin od samego startu rundy jesiennej.

Wisła Kraków pierwszą polską drużyną, która zagwarantowała sobie udział w eliminacjach do europejskich pucharów. W obecnych czasach brzmi to dziwacznie, ale tak jest. Polski futbol znowu nas zaskoczył, ale chyba za to go kochamy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze