Premier League nie wybacza chwili słabości. Nie przez przypadek o najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii mówi się, że to liga przypominająca maraton, nie sprint. W walce na długim dystansie potrzeba szerokiej kadry, dobrego przygotowania fizycznego i co najważniejsze – stabilnego rozwoju. Na Wyspach nie da się stać w miejscu. Jeśli się nie poprawiasz, to stajesz się coraz gorszy. Dotyczy to nie tylko poszczególnych zawodników, lecz całych klubów, które nie potrafią wyciągać wniosków z błędów poprzedników.
Awans początkiem i końcem
Każdy kiedyś zaczynał. A początki bywają niekiedy znacznie łatwiejsze niż etapy przejściowe. Regularnie w każdym sezonie przekonują się o tym beniaminkowie, którzy po niezłym starcie zderzają się z brutalną rzeczywistością. Gdy przestaje działać efekt zaskoczenia, debiutanci w Premier League tracą na jakości i mają problemy ze zdobywaniem punktów. Brzmi znajomo? Kłopot ten ma miejsce również w tym sezonie. Huddersfield, Brighton i Newcastle pomimo solidnego startu są w odwrocie. Beniaminkowie mają jednak szczęście, że w tegorocznej rywalizacji liga obfituje w zespoły, które popadły w stagnację.
Lepsze wrogiem dobrego?
W futbolu zwykło się mówić, że wyżej powinniśmy cenić pewną solidność niż ewentualną wybitność. Maksyma ta nie znalazła jednak odzwierciedlenia w Premier League. Gdy klub zbyt długo tkwi w jednym miejscu, prędzej czy później dopadają go poważne problemy.
Southampton przez kilka sezonów uważane było za ligowego średniaka, który aspirował do walki o europejskie puchary. Liczne zmiany na stanowisku menadżera i polityka transferowa klubu sprawiły, że dziś „Święci” są kandydatami do spadku. Nie udało się wykonać kroku w przód, zatem momentalnie zrobiono dwa w tył. Southampton wróciło do punktu wyjścia i znów na nowo musi budować swoją siłę w lidze. Podobny problem spotkał Stoke. Do niedawna ekipa Hughesa nie musiała martwić się o spadek, lecz nie była również zaangażowana w walkę o puchary. Ot, taki przeciętny zespół o sporej jakości. Bezpieczna sytuacja klubu uśpiła właścicieli, trenera i piłkarzy. Stoke przestało się rozwijać i w obecnym sezonie – podobnie jak Southampton – notuje ogromny regres.
Uczcie się na błędach
Zarówno Southampton, jak i Stoke są szczęściarzami w tej materii, że ich błędy wciąż nie przyniosły katastrofalnych konsekwencji. O podobnej szansie od losu przez długi czas mógł mówić Sunderland. Gdy jednak przez kolejne sezony „Czarne Koty” powtarzały stare błędy, przyszedł czas, kiedy nie było ratunku. Ówczesny zespół Moyesa spadł z ligi i nic nie wskazuje na to, by miał prędko do niej wrócić. Nieco bardziej przykre, lecz wciąż prawdziwe przykłady odnajdziemy w… niższych klasach rozgrywkowych! Wigan czy Blackburn to zespoły z ciekawą przeszłością w Premier League. Cóż jednak z tego, skoro po spadku stoczyły się na dno Championship? Oba zespoły walczą teraz w League One i daleko im do piłkarskiego raju. Ich problemy nie rozpoczęły się jednak na szczeblu Championship, lecz już w Premier League. Obecnie dokładnie ten sam stan przeżywają kluby pokroju Stoke czy Southampton – tylko od nich zależy czy obiorą inną drogę na przyszłość.
Myślenie krótkofalowe
Obecnie pośród niżej notowanych zespołów panuje trend na ratowanie problematycznej sytuacji poprzez zatrudnianie nowego trenera. W ten sposób działali już w tym sezonie w Stoke, Crystal Palace, Evertonie, Swansea oraz Watfordzie. W większości przypadków sposób ten zapewnia krótkotrwały koniec kłopotów, ale w długofalowej przyszłości wpędza klub w niezwykle niebezpieczną karuzelę. Za przykład ponownie może posłużyć Sunderland, który pomimo licznych zmian na stanowisku trenera w końcu musiał pożegnać się z ligą. Nie tak dawno niewiele lepiej wyglądało to w przypadku Aston Villi czy Hull. W dzisiejszej Premier League prym w zmianie trenerów wiedzie Swansea. W poprzednim sezonie w roli nowej miotły sprawdził się Paul Clement. Obecnie doskonale radzi sobie Carlos Carvajal. Co jednak się stanie, gdy Portugalczyk – podobnie jak jego poprzednik – nie poradzi sobie w roli stałego trenera? Kolejna zmiana? Pamiętajmy, że również na piłkarzy efekt nowej miotły prędzej czy później przestanie działać.
Stabilizacja w cenie
Długofalowa wizja rozwoju klubu zawsze przyniesie lepsze efekty niż działanie krótkowzroczne. Najlepszym przykładem jest ekipa Burnley. Zespół Dyche’a spadł z Premier League. Nikt jednak ani myślał o zwalnianiu Anglika. Zespół z Turf Moor natychmiast wrócił do elity i utrzymał się w lidze. W kolejnym sezonie – również pod okiem Dyche’a – Burnley jest największym zaskoczeniem ligi. Zespół angielskiego trenera bez problemu utrzyma się w Premier League i najpewniej skończy sezon w górnej połowie tabeli. By to osiągnąć, nie potrzeba było licznych zmian na stanowisku trenera i wielomilionowych transferów. W tym przypadku kluczowa okazała się stabilizacja i regularny rozwój. Kto jednak w dzisiejszych czasach jest gotów poczekać na sukces? Ci, którzy okażą się cierpliwi, z pewnością dostaną nagrodę opartą na solidnych fundamentach.