Poznajcie Rapid Wiedeń, czarnego konia tegorocznej Ligi Europy


Kiedy przed rozpoczęciem rozgrywek fazy grupowej Ligi Europy myśleliśmy o faworytach, w naszej głowie mogły przewijać się takie marki, jak Napoli, Liverpool, Tottenham, Fenerbahce czy też Monaco. Wielcy grają jednak zaskakująco nierówno i oprócz Napoli najlepszym zespołem dotychczasowej kampanii jest… wiedeński Rapid, który z kompletem zwycięstw przewodzi w grupie E. Jeżeli jednak spojrzy się na grę zespołu Zorana Barisicia w dłuższej perspektywie, te wyniki nikogo już nie powinny dziwić. 


Udostępnij na Udostępnij na

Villarreal, Viktoria Pilzno i Dynamo Mińsk. Umówmy się, grupowi rywale Rapidu nie należą do europejskich mocarzy i jedynie zespół z La Liga można uznać za znaczącą europejską markę. Oczywiście grupa ta w porównaniu z rywalizacją Ajaksu, Fenerbahce, Celticu i Molde wygląda blado, ale na sukces Rapidu trzeba spojrzeć z szerszej perspektywy.

Na początek warto cofnąć się do lipca i batalii o Ligę Mistrzów, jaką Rapid miał stoczyć z Ajaksem. Personalnie wynik dwumeczu z góry można było przewidzieć. Po jednej stronie Milik, Klaasen, El-Ghazi, a z drugiej? No właśnie. Przed spotkaniami z Holendrami o Louisie Schaubie, Stefanie Schwabie czy Kainzu mogli słyszeć jedynie najwięksi entuzjaści austriackiej Bundesligi bądź maniacy FM-a. Tymczasem w pierwszym spotkaniu w Wiedniu, podczas którego „Zielono-biali” przegrywali już 0:2, ostatecznie wyciągnęli oni remis 2:2, sprawiając, że to oni jechali do Amsterdamu z przewagą psychiczną.

Na Amsterdam Arenie dopisali też kibice. Za zespołem pojechało ich aż 10 tysięcy, których lwia część dostała się na trybuny. Niesieni dopingiem trybun (tak, wiedeńczycy przekrzyczeli gospodarzy) ograli ekipę Arkadiusza Milika 3:2, praktycznie dominując przez całe spotkanie. Wynik poszedł w świat, o Rapidzie zrobiło się głośno, a w następnej rundzie miał już czekać Szachtar Donieck.

https://www.youtube.com/watch?v=zpPE-MykGNs

Tutaj również Austriacy byli blisko sprawienia nie niespodzianki, ale wręcz sensacji. Po porażce 0:1 na wiedeńskim Praterze w rewanżu zagrali bardzo wysoko i dwukrotnie wychodzili na prowadzenie we Lwowie. Ostatecznie podopieczni Mircei Lucescu potrafili na te trafienia odpowiedzieć i utrzymać wynik 2:2, ale Schwab i spółka po raz kolejny świetnie zaprezentowali się w Europie.

W nagrodę za niezłe występy w kwalifikacjach Ligi Mistrzów zespół Rapidu miał zapewniony występ w fazie grupowej Ligi Europy. Grupa, do której trafił, do najtrudniejszych, jak już wspominałem, nie należała i można uznać, że wiedeńczykom dopisało szczęście w porównaniu z rywalami, na jakich trafiali wcześniej. Faworytem grupy był Villarreal i to z nim przyszło podopiecznym trenera Zorana Barisicia mierzyć się na samym początku. Prater, będący tymczasowym domem dla „Zielono-białych”, zapełnił się ponownie do ostatniego miejsca, a obie drużyny stworzyły niezłe widowisko. Ekipa Marcelino była lepsza, miała więcej z gry, wyszła nawet na prowadzenie, ale w ostatecznym rozrachunku dzięki świetnie wykonanym stałym fragmentom gry to Rapid wyszedł z tego spotkania zwycięsko.

Następnie Schwab i spółka ograli na wyjeździe Dynamo Mińsk i Viktorię Pilzno, będąc w obu spotkaniach zespołem o wiele lepszym i dojrzalszym (zwłaszcza w pojedynku z Białorusinami). Wiedeńczycy po trzech spotkaniach mieli więc komplet zwycięstw i obok Napoli, jako jedyni, nosili miano drużyny niepokonanej. Kto by się tego spodziewał, prawda?

W czwartek w Pilznie podopieczni Zorana Barisicia dali pokaz pragmatyzmu i świetnej gry w defensywie. Znakomicie grał stoper Christopher Dibon, który po raz kolejny w tym sezonie był liderem linii obronnej Rapidu. Jednak bohaterem spotkania był austriacki skrzydłowy, Philip Schobesberger, zdobywca m.in. takiej oto bramki:

https://www.youtube.com/watch?v=-ZAiN96opaE

Po czterech kolejkach „Zielono-biali” (jako jedna z czterech ekip) mieli już zapewniony awans do 1/16 finału całych rozgrywek i po raz pierwszy od dwudziestu lat zagrają wiosną w pucharach. Jest to o tyle znakomity wynik, o ile w poprzednich pięciu latach Rapid tylko raz grał w fazie grupowej tych rozgrywek w sezonie 2013/2014, kiedy to z dorobkiem sześciu punktów zakończył grupowe zmagania na trzecim miejscu. W poprzednim sezonie zespół odpadł już w IV rundzie eliminacji, przegrywając dwumecz z HJK Helsinki.

Co więc wpłynęło na tak dobre wyniki zespołu z Wiednia? Przede wszystkim osoba trenera Zorana Barisicia i przemyślana polityka transferowa, jaka jest prowadzona przez klub w ostatnich latach. Barisić, były piłkarz klubu i legenda austriackiej piłki, już przed tym sezonem zapowiadał wyrównaną walkę o mistrzostwo z Salzburgiem i z optymizmem wypowiadał się o swoim zespole:

Jesteśmy lepsi niż roku temu, ponieważ udało nam się utrzymać większość piłkarzy i jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia. Zwiększyliśmy głębię składu, co powoduje, że mamy teraz więcej opcji do rozważenia – mówił z entuzjazmem przed sezonem.

Długotrwała praca Barisicia zaczyna przynosić efekty. Mariusz Moński, wieloletni kibic Rapidu, zwraca uwagę na odwagę trenera w podejmowaniu trudnych decyzji:

Barisić wprowadził do drużyny wielu piłkarzy, których znał z drużyny młodzieżowej takich, jak: Louis Schaub, Stefan Stangl, Mario Pavelić i Maximilian Hoffman. Nie bał się również zmienić ustawienia i z 4–2–3–1, jakim grał poprzedni trener Peter Schoettel, przeszedł na 4–4–3. Zmienił też mentalność drużyny, która nie poddaje się w trudnych momentach, nawet przegrywając 0:3.

Florian Kainz, młody skrzydłowy Rapidu (sportnet.at)
Florian Kainz, młody skrzydłowy Rapidu (Sportnet.at)

I trudno się z tą wypowiedzią nie zgodzić. Zwłaszcza zmiana ustawienia była świetnym ruchem ze strony Barisicia, który oparł swoją grę na skrzydłowych, dostosowując się do posiadanego potencjału personalnego. Trafnie zauważył, że drużyna najlepiej wygląda na skrzydłach, na których do dyspozycji ma wspomnianego Schauba, ale także Philippa Schobesbergera i Floriana Kainza. Cała trójka należy do nowego pokolenia austriackiej piłki i żaden z nich nie przekracza 23. roku życia.

Zwłaszcza Louis Schaub jest prawdziwym asem w talii Barisicia. Młody skrzydłowy praktycznie w pojedynkę odprawił Ajax, świetnie zaprezentował się w dwumeczu z Szachtarem i jest ważną postacią zespołu w austriackiej Bundeslidze. Sposobem gry bardzo przypomina Mario Goetzego, może grać zarówno na skrzydle, jak i w środku pola, a do tego ma śmiesznie niską kwotę odstępnego (1,5 miliona euro). Spowodowało to, że już znalazł się na celowniku większych i latem głośno mówiło się o jego transferze do HSV.

Sukcesy te robią jeszcze większe wrażenie, kiedy spojrzy się na budżet, którym dysponuje zespół z Wiednia, szacowany na 11 milionów euro, co znacząco ogranicza możliwości transferowe klubu. Mimo to polityka transferowa zespołu jest prowadzona w sposób bardzo efektywny.

Mając budżet transferowy o połowę mniejszy od Legii, Rapid i tak kupuje zawodników za więcej niż 0,5 miliona euro bądź niewiele tańszych – mówi Moński, odpowiadając na pytanie o politykę transferową klubu.

Przykładem droższego piłkarza sprowadzonego do „Zielono-białych” jest chociażby ściągnięty dwa lata temu Robert Berić, za którego Sturmowi Graz zapłacono 750 tys. euro. W Wiedniu został prawdziwą gwiazdą, strzelając w ciągu sezonu 33 bramki. Tego lata został on sprzedany do Saint-Etienne za zawrotną sumę 5,5 miliona euro, a środki z tego transferu przeznaczono na zakup równie utalentowanego Matei Jelicia, który w słowackiej Zilinie strzelał jak na zawołanie. Cena? 800 tys. euro. Przyznacie, biznes się kręci.

Stefan Schwab, największa gwiazda Rapidu (www.vienna.at)
Stefan Schwab, największa gwiazda Rapidu (www.vienna.at)

Przebitka pozwoliła więc na funkcjonowanie klubu, a skauting Rapidu działa naprawdę w wyśmienity sposób. Za mniejsze pieniądze sprowadzono m.in. Christophera Dibona, Stefana Schwaba, Floriana Kainza i Phillipa Schobesbergera tworzących szkielet zespołu, a za których łącznie nie zapłacono nawet miliona euro (!). Trafiają znakomicie. Podkreślić jednak należy, że obszarem zainteresowania Rapidu jest przede wszystkim austriacka Bundesliga i to głównie na niej skupia się pion sportowy klubu odpowiedzialny za transfery.

Pisząc o sukcesach Rapidu, nie można zapominać o tym, kto przez lata był symbolem zespołu z Wiednia. Steffen Hoffman to prawdziwa legenda nie tylko „Biało-zielonych”, ale także całej austriackiej Bundesligi. Obecnie, mimo 35 wiosen na karku, nadal odgrywa kluczową rolę w zespole. Może trudno go już uznać za lidera i pałeczkę przekazuje młodszemu koledze ze środka pola – Stefanowi Schwabowi – ale nadal jest on tym, który zapewnia balans między ofensywą a defensywą. Można go więc uznać za swoisty archetyp gatunku pomocników box-to-box. Zalicza mniej kontaktów z piłką niż Schwab, ale nadal ma zabójczo skuteczne uderzenie z dystansu (vide bramki z Dynamem Mińsk i Viktorią Pilzno). W tegorocznej kampanii w końcu ma szansę odnieść sukces w pucharach, co byłoby pięknym zwieńczeniem jego długiej kariery w Wiedniu…

Stefan Hoffmann, żywa legenda Rapidu (www.diepresse.com)
Stefan Hoffmann, żywa legenda Rapidu (www.diepresse.com)

Sukcesy klubu zbiegły się w czasie z budową nowego stadionu, która znacznie ograniczyła możliwości finansowe zespołu. Rapid finansuje prawie 60% wartej 53 mln euro inwestycji, co dla klubu o tak niskim budżecie jest olbrzymim obciążeniem. Stadion na 28 tys. miejsc ma być gotowy w drugiej połowie 2016 roku, a w klubie już trwają przygotowania do jego hucznego otwarcia.

Kiedy zaczynaliśmy dwa i pół roku temu, chcieliśmy stworzyć zespół, który będzie grał o tytuły, kiedy przeniesiemy się na nowy stadion – mówił przed sezonem trener Zoran Barisić.

Perspektywa mistrzostwa na otwarcie nowej areny wydaje się odległa, ale możliwa. Zespół w poprzednich pięciu latach tylko raz nie zostawał wicemistrzem (2013 rok oprócz Red Bulla Salzburg wyprzedziła ich jeszcze mistrzowska Austria), co pokazuje, jak niewiele „Biało-zielonym” brakuje. W tym czasie w bezpośrednich spotkaniach z RB mają praktycznie identyczny bilans (sześć zwycięstw, sześć porażek, reszta remisy), co sprawia, że mistrzostwa nie przegrywają w bezpośrednich spotkaniach, ale w meczach ze słabszymi rywalami. Mariusz Moński za przyczynę podaje tutaj węższą kadrę Rapidu, jednak, jak zaznacza, w momencie pojawienia się Red Bulla w Lipsku i odpływu kilku dużych nazwisk do Niemiec szanse się wyrównały.

Dlaczego warto było się głębiej pochylić nad tematem Rapidu? Nie wiem jak Wam, ale mnie trudno oprzeć się wrażeniu, że klub ten powinien być pewnym wzorem do naśladowania, w szczególności dla Lecha Poznań. W Austrii Rapid określany jest jako klub nr 2 (Lech w Polsce podobnie, mimo zdobycia mistrzostwa), dysponujący ogromną liczbą kibiców, a także ograniczonymi środkami finansowymi, które jest jednak w stanie wydać w sposób bardzo efektywny. W składzie jest tylko sześciu obcokrajowców, z których tak naprawdę tylko dwóch może liczyć na występy w pierwszej jedenastce.

Pozostałe miejsca zajmują zazwyczaj młodzi austriaccy piłkarze będący jeszcze na dorobku, którzy dzięki świetnemu wyszkoleniu i przede wszystkim wysokiej kulturze gry potrafią grać w Europie z naprawdę dobrym skutkiem. Być może zatem zamiast patrzeć w stronę bogatej Bazylei, lepiej spojrzeć w stronę mniej znanego Rapidu?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze