Rok w rok z Primeira Liga rusza w świat zastęp piłkarzy uchodzących za wielkie talenty. Nazwiska przyprawiają o ból głowy: João Félix, Darwin Núñez, Luis Díaz czy obecnie najbardziej rozchwytywany Enzo Fernández. Liga portugalska jest swoistą kuźnią piłkarskich talentów i mimo że stoi na wysokim poziomie, nie skupia tak na sobie wzroku jak TOP 5 lig europejskich. Ale czy słusznie?
W sezonie 2022/2023 do fazy grupowej europejskich pucharów dostały się cztery portugalskie kluby na sześć możliwych. Trzy miejsca w Lidze Mistrzów zapewniły sobie Porto, Sporting oraz Benfica, natomiast w Lidze Europy mogliśmy oglądać Bragę. Wszystkie cztery zespoły grają dalej (Porto i Benfica pozostają w Lidze Mistrzów, Sporting zagra w Lidze Europy, a Braga powalczy w Lidze Konferencji), co już jest lepszym wynikiem niż w przypadku Belgii czy Holandii, które to kraje mają po trzech przedstawicieli w rozgrywkach UEFA. Mało tego, w samej Lidze Mistrzów w grze pozostało więcej portugalskich klubów niż francuskich czy hiszpańskich, a trzeba pamiętać, że o mały włos do pozostałej dwójki mógł dołączyć Sporting.
Porto – spóźnieni na starcie, pierwsi na mecie
W poprzedniej edycji Porto zajęło trzecie miejsce w grupie, które dawało udział w 1/8 finału Ligi Europy. Zmierzyli się tam z Lyonem, z którym przegrali w dwumeczu 1:2. W obecnym sezonie jako mistrzowie ligi portugalskiej trafili bezpośrednio do fazy grupowej. Do grupy, która nie wydawała się wymagająca, a awans był jak najbardziej realny.
Początek był słaby. „Smoki” uległy Atletico Madryt, a potem przyszła kompromitacja w domowym meczu z Club Brugge. Cztery bramki stracone na własnym stadionie – to musiało zaboleć. Porto, którego kibice zapewne żegnali się już z awansem, było w stanie się podnieść i prześcignąć resztę stawki, tracąc już tylko jedną bramkę w czterech meczach. Solidne spotkania z Bayerem i rewanż wzięty na Atletico, a szczególnie na Brugii dały drużynie z Porto pierwsze miejsce w grupie.
Można powiedzieć, że architektem solidnej gry jest trener – Sérgio Conceição. Obecny w zespole od 2017 roku szkoleniowiec zdążył zdobyć trzy mistrzostwa kraju, dwa Puchary oraz trzy Superpuchary Portugalii. Na pięć edycji pod jego wodzą cztery razy Porto grało w fazie grupowej Ligi Mistrzów, w sezonie 2020/2021 doszli nawet do 1/4 finału, po drodze eliminując Juventus.
Trener opiera swoją taktykę na ustawieniu 4-4-2, a jej kluczową postacią jest Mehdi Taremi, zdobywca pięciu bramek i dwóch asyst w tej kampanii. Dużym wsparciem drużyny jest też bramkarz – Diogo Costa, który obronił trzy z czterech podyktowanych przeciwko jego zespołowi karnych. W trzech meczach zachował czyste konto, kończąc fazę grupową z prawie 80-procentową skutecznością obronionych strzałów.
Przed Porto trudne zadanie, przynajmniej tak się wydaje, bo czeka na nich Inter, który obronną ręką wyszedł z grupy, w której zmierzył się z Barceloną i Bayernem. Historia jednak przypomina, że „Smoki” potrafiły już wyeliminować włoską drużynę, a i sezon ligowy w wykonaniu Interu nie jest najlepszy. Może też pomóc doświadczenie Sérgio Conceição, który kilka sezonów spędził w Serie A jako zawodnik.
Benfica – gra się do końca
Benfica swoją przygodę w tegorocznej edycji rozpoczęła od trzeciej rundy kwalifikacji i pojedynku z duńskim Midtjylland. Szybkie 7:2 w dwumeczu i krok do następnego etapu, gdzie czekało Dynamo Kijów z Tomaszem Kędziorą. Ukraińska drużyna, powichrowana przez wojenny dramat, nie potrafiła przeciwstawić się Benfice, która ten dwumecz wygrała 5:0.
Niełatwo będzie poprawić wynik z poprzedniego sezonu, kiedy Benfica odpadła w ćwierćfinale z Liverpoolem. Los chciał, że brązowi medaliści mistrzostw Portugalii trafili do grupy z Juventusem i PSG. Logika kazała raczej myśleć o spokojnym dryfowaniu do trzeciego miejsca i Ligi Europy. Lecz to nie logika wychodzi na murawę, prawda?
Benfica zaczęła od pewnego zwycięstwa nad Maccabi. Potem przyszło ważne zwycięstwo w Turynie i dwa wyrwane remisy z PSG. W domowym meczu z Juventusem piłkarze Benfiki stracili czujność. Prowadząc 4:1, dali się zwieść wrażeniu pewnego awansu. Szybko zostali zweryfikowani przez graczy „Starej Damy”, którzy strzelili drugą oraz trzecią bramkę. Na szczęście dla drużyny ze stolicy Portugalii, udało się dowieźć wynik.
W ostatnim spotkaniu Benfice pomogło pokpienie sprawy przez PSG, co „Orły” pięknie wykorzystały w meczu z Maccabi, grając do końca. Przed ostatnim gwizdkiem sędziego zdążyły „zapakować” sześć bramek. Bramek tak ważnych dla układu tabeli. Sprezentowali sobie w ten sposób pierwsze miejsce w tabeli dające rozstawienie i w teorii łatwiejszego rywala.
Drużyna z Lizbony w tym sezonie charakteryzuje się niemiecką myślą taktyczną wplecioną w portugalską fantazję. Wszystko to za sprawą Rogera Schmidta, który od tego sezonu pełni rolę trenera. Szkoleniowiec zaczynał w Niemczech od niższych lig. Następnie przyszła pora na Austrię, gdzie z Salzburgiem zdobył mistrzostwo oraz Puchar Austrii. W międzyczasie nawinęło się Leverkusen i epizod chiński, aby potem trafić do PSV Eindhoven. Średnia punktowa oraz zdobycie Pucharu i Superpucharu Holandii, gdzie hegemonem jest Ajax, robi wrażenie. Nie dziwi więc, że włodarze Benfiki zatrudnili właśnie Schmidta.
Gdy spojrzymy na jej skład, to aż kipi od szybkości i kreatywności. Graczem w życiowej formie jest Rafa Silva – cztery bramki plus asysta. Identyczne statystyki ma João Mário. Są też bohaterowie ostatniego mundialu: Gonçalo Ramos, Enzo Fernandez oraz Nicolás Otamendi. Dwaj pierwsi pewnie wcześniej czy później opuszczą Lizbonę. Mobilni boczni obrońcy oraz wysoki pressing dały Benfice serię dziesięciu meczów bez porażki w Lidze Mistrzów.
Na zespół z Lizbony czeka już sprawdzone przez Porto Club Brugge. Jak pokazał przebieg ich rywalizacji, podopieczni Rogera Schmidta nie powinni lekceważyć przeciwnika.
Więcej o akademii Benfiki przeczytacie tu:
Sporting – brak konsekwencji
W poprzednim sezonie Ligi Mistrzów Sporting awansował z drugiego miejsca w grupie, wyprzedzając Borussię Dortmund, by w 1/8 finału ulec Manchesterowi City aż 0:5. W obecnym sezonie wicemistrzowie Portugalii mogli liczyć na bezpośredni awans do fazy grupowej, gdzie spotkali się z Tottenhamem, Eintrachtem oraz Olympique Marsylia. Sporting zaczął dobrze, bo od wyszarpanego zwycięstwa nad Tottenhamem i Eintrachtem, ale później było tylko gorzej.
Dwie porażki z zespołem z Marsylii oraz remis z Tottenhamem. Wszystko miało się rozstrzygnąć w ostatniej kolejce, gdzie jeszcze każdy zespół miał szansę na awans. Dosłownie z minuty na minutę kluby zmieniały miejsca w tabeli jak bęben w jednorękim bandycie. Sporting jednak przegrał ostatni mecz z Eintrachtem 1:2, grzebiąc tym samym szanse na występ w 1/8 finału Ligi Mistrzów i trzy portugalskie zespoły na tym etapie rozgrywek. Na pocieszenie „Lwy” zagrają jeszcze w Lidze Europy.
Drużynę z Lizbony od prawie trzech lat prowadzi młody, bo 37-letni Rúben Amorim. Jego osiągnięcia na krajowym podwórku robią wrażenie. Szczególnie mistrzostwo Portugalii z sezonu 2020/2021, które udało się zdobyć po 19 latach oczekiwania. Jednak bilans na arenach międzynarodowych nie pozwala na całkowite rozpływanie się nad warsztatem Portugalczyka. Tam, gdzie gra toczy się z przeciwnikiem spoza Portugalii, tam zespół Amorimiego łapie chwilową niemoc.
W drużynie Sportingu brakuje typowej „dziewiątki”, która umiałaby korzystać z trudnych sytuacji, zamieniając je na bramki. Co prawda skrzydłowi Francisco Trincão oraz Marcus Edwards notują niezłe liczby w lidze, ale bez przełożenia na europuchary. Podobnie Pedro Gonçalves, który zanotował jedynie dwie asysty.
Na Sporting w 1/16 finału Ligi Europy już czeka Midtjylland, które tak wysoko przegrało w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów z Benficą. W lidze duńskiej ekipie tej też nie idzie najlepiej, ale nie jest to powód do przedwczesnej radości. Należy pamiętać, że mieli oni wyrównaną grupę w Lidze Europy, gdzie każdy zespół zdobył tyle samo punktów, a mimo to zdołali z niej wyjść.
Braga – dać z siebie wszystko to za mało
Braga w zeszłym sezonie była bliska powtórzenia sukcesu z 2011 roku, kiedy to zagrała w finale Ligi Europy. Plany pokrzyżowali jej Rangersi w ćwierćfinale, którzy po zaciętym rewanżowym meczu dopiero w dogrywce zdołali wyeliminować Bragę. W tym roku czwarta drużyna Primeira Liga sezonu 2021/2022 znalazła się bezpośrednio w fazie grupowej Ligi Europy.
Braga swoją przygodę w grupie zaczęła podobnie jak Sporting. Od dwóch wygranych meczów – z Malmö oraz Unionem Berlin. Potem przyszły dwa mecze z belgijskim Royale Union Saint-Gilloise, które Braga odpowiednio przegrała i zremisowała. W obu spotkaniach Portugalczycy prowadzili i nie byli w stanie obronić wyniku. Następnie porażka z Unionem Berlin w wyjazdowym meczu i zwycięstwo z Malmö. Mimo zdobytych aż dziesięciu punktów pozwoliło to tylko na trzecie miejsce w grupie, czego efektem był spadek do Ligi Konferencji.
Na ławce trenerskiej Bragi zasiada Artur Jorge, który objął stery na początku bieżącego sezonu. Jego ścieżka kariery trenerskiej prowadzi przez wszystkie szczeble w klubie z Bragi. Od ekip młodzieżowych, przez zespół B aż po główną drużynę. Efektem postawienia na „wychowanka” przez władze Bragi jest wysoka lokata zespołu w tabeli ligowej.
W misji pod nazwą Liga Europy najlepiej spisującymi się zawodnikami byli Ricardo Horta – dwa gole, dwie asysty, oraz Vitinha – cztery gole, jedna asysta. Należy się spodziewać, że Vitinhę zobaczymy niedługo w jakimś europejskim klubie z czołówki.
Teoretycznie Braga w 1/16 finału Ligi Konferencji trafiła najgorzej, jak mogła, bo na Fiorentinę. Pocieszeniem dla Portugalczyków może być nie najwyższa forma ekipy z Florencji, której sezon nie należy do najlepszych. Piłkarze „Violi” potrafili zremisować domowy mecz z zespołem z Rygi.