28 sierpnia 2009 roku. Mecz o Superpuchar Europy między Barceloną a Szachtarem Donieck. 115. minuta. PEDRO! Czy nie przypomina Wam to czegoś? Tak, tak. W tegorocznym meczu o superpuchar filigranowy Hiszpan znów dał Barcelonie zwycięstwo. W obu przypadkach Pedro wchodził na boisko z ławki. Wtedy był młodym 22-letnim, obiecującym piłkarzem. Dziś jest już dojrzałym, doświadczonym zawodnikiem, dla którego ciągłe siedzenie na ławce, nawet w najlepszym obecnie klubie na świecie, to za mało. Wszystko wskazuje na to, że czas Pedro w Barcelonie dobiega końca.
Sytuacja z obu superpucharowych meczów jest bardzo podobna. Co prawda Barcelona musiała wcześniej uznać wyższość Realu Madryt w lidze, ale w Lidze Mistrzów i Pucharze Króla nie miała sobie równych. W tym roku do meczu o Superpuchar Europy „Duma Katalonii” przystępowała w potrójnej koronie. Przed sześcioma laty do tego spotkania Barcelona przystępowała z wielką trójką z przodu. Messi – Ibrahimović – Henry. Gdyby nie świnka Neymara, także kilka dni temu oglądalibyśmy jeden z najlepszych piłkarskich tercetów w historii. Wobec niedyspozycji Neymara wszyscy spodziewali się, że przeciwko Sevilli wystąpi Pedro. Luis Enrique zdecydował jednak inaczej i od pierwszej minuty po boisku biegał Rafinha. Decyzja ta była zapewne spowodowana doniesieniami o transferze Pedro do Manchesteru United i trener Barcelony nie chciał ryzykować wystawiania gracza, który myślami jest już gdzie indziej. Polskich kibiców dziwić to nie powinno, wszak wszyscy znamy sytuację Legii i Radovicia z meczu z Ajaksem. Enrique zapierał się rękami i nogami, by z wychowanka Barcelony we wtorkowy wieczór nie korzystać. Los spłatał jednak trenerowi figla i okazało się, że chcąc zdobyć czwarte w tym roku trofeum, Enrique będzie musiał z Pedro skorzystać. Ten go nie zawiódł. Sprawić zawód – to nie w stylu Pedro. Zawsze był tam, gdzie powinien być, oddając całe swoje serce i ambicje dla bordowo-granatowej koszulki. Wydaje się jednak, że ten czas dobiega końca.
Pedro trafił do pierwszej drużyny Barcelony w styczniu 2008 roku. Przez te sześć i pół roku filigranowy skrzydłowy wystąpił w 319 spotkaniach „Dumy Katalonii” i zdobył 99 goli (duża szansa na zostanie barcelońskim Tomaszem Wieszczyckim). W swoim pierwszym sezonie Hiszpan nie pograł zbyt wiele. W Barcelonie bardziej cenili wówczas innego młodego skrzydłowego – Bojana Krkicia. Wobec faktu, że w klubie byli jeszcze Samuel Eto’o, Leo Messi, Eidur Gudjonhsen czy Thierry Henry, sytuacja ta nie powinna dziwić. W kolejnym sezonie do klubu przyszedł Zlatan Ibrahimović. Mimo to sytuacja Pedro zmieniła się. Grał zdecydowanie częściej, Guardiola stawiał go ponad Bojana. W sezonie 2010/2011 Zlatana wymieniono na Davida Villę, a Pedro wciąż mógł liczyć na sporo minut na boisku. Nie było jednak wątpliwości, że nasz bohater nie był w Barcelonie gwiazdą. Nawet w latach, gdy na boisku pojawiał się często, to i tak był tym trzecim, nigdy nie był doceniony w stu procentach. To dlatego w Barcelonie wciąż trwały poszukiwania nowych napastników. To dlatego do Barcelony trafili najpierw Neymar, a później Suarez.
No właśnie, Messi – Suarez – Neymar. Wraz ze skompletowaniem przez Barcelonę tego tercetu zaczęły się problemy Pedro. W poprzednim sezonie Pedro wystąpił w 35 spotkaniach, jednak w zdecydowanej większości z nich na boisku pojawiał się z ławki. O jego zasługach dla Barcelony wspominać nie trzeba. Oprócz dwóch przytoczonych już superpucharowych goli warto przypomnieć chociażby gola z finału Ligi Mistrzów w 2011 roku. Pedro to piłkarz, który jest Barcelonie potrzebny. Gdy trzeba, wychodzi na boisko w pierwszym składzie i niczym nie odstaje od Suareza czy Neymara. Innym razem siada na ławce i wchodzi na plac gry w momencie, gdy trzeba ratować sytuację. Jest ostatnią deską ratunku i nie narzeka. No, przynajmniej nie narzekał do tej pory. To właśnie w Barcelonie dojrzewał i rozwijał się piłkarsko. Hiszpan przesiąkł filozofią klubu. Rozumie, że najważniejsza jest drużyna. I dla tej drużyny Pedro poświęcał się wiele razy. Trudno będzie „Dumie Katalonii” znaleźć za Hiszpana następcę.
W Katalonii sporo mówi się, że miejsce Pedro miałby zająć skrzydłowy Celty Vigo – Nolito. Po bardzo dobrym sezonie zwrócił on na siebie uwagę wielu klubów, w tym także Barcelony. Piłkarz, który jest rówieśnikiem Pedro, o podobnej charakterystyce gry, bazujący na szybkości, ale o nienagannej technice, bramkostrzelny. Można powiedzieć, że Nolito jest kopią Pedro. Fakt bycia częścią drużyny takiej jak Barcelona, nawet wobec faktu bycia pierwszym rezerwowym, może być dla niego kuszący. Dla Pedro to jednak za mało. Pedro chce odgrywać w drużynie ważniejszą rolę. Dlatego chce odejść.
Obrazki z celebracji po zdobyciu Superpucharu Europy pokazują, że Hiszpan jest już poza drużyną. Przynajmniej mentalnie. Przy częstszych występach w nowej drużynie Pedro może być gwarancją około 20 goli w sezonie. Dla każdej drużyny na świecie taki zawodnik jest jak zbawienie. Nie dziwi wobec tego zainteresowanie wielu klubów. Hiszpan ma 28 lat. To jeszcze trzy, cztery lata gry na najwyższym poziomie. Innym czynnikiem, który zachęca potencjalnych pracodawców, jest fakt, że Pedro chce odejść z Barcelony. Znaczy to mniej więcej tyle, że na pewno jest on gotowy do obniżenia swoich finansowych wymagań.
Niewątpliwie ma potencjał, by być dla drużyny kimś więcej niż w Barcelonie. W stolicy Katalonii kochają go zarówno kibice, jak i koledzy z drużyny. Hiszpan przeżył w Barcelonie wiele niezapomnianych chwil, zdobył wiele trofeów i dał kibicom mnóstwo powodów do radości. Oddał Barcelonie serce i teraz, wobec jego prawdopodobnego transferu, serca kibiców będą za skrzydłowym płakać. Kto wie, czy w najbliższym tygodniach z okien pięknych barcelońskich kamienic nie będzie słychać: „I serce me jest smutne, patrząc, jak nad miastem znika cień, ponieważ odchodzisz.”