Porażka Granta, osiem bramek na Upton Park


Za nami pierwsze spotkania 14. kolejki Premiership. W sześciu rozegranych meczach połowa zakończyła się remisami, w dwóch górą byli gospodarze i tylko raz wygrywali goście. Festiwal bramek zobaczyli kibice zgromadzeni na Upton Park, gdzie padło ich aż osiem.


Udostępnij na Udostępnij na

Trzy remisy

Na Craven Cottage wszyscy wyczekiwali wysokiego zwycięstwa swoich podopiecznych nad piastującym dół tabeli Boltonem. Jednak „Kłusaki” czujące widmo spadku do Championship podeszły do tego meczu bardzo poważnie. W 34. minucie wyprowadził je na prowadzenie wypożyczony z Nantes Ivan Klasnić. Gospodarze po straconej bramce rzucili się do huraganowych ataków na bramkę Boltonu. Jednak ani do przerwy, ani przez dłuższą część drugiej połowy nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze grającą defensywę „Kłusaków”. Wyrównanie udało im się zdobyć dopiero na piętnaście minut przed końcem spotkania. Bramkę zdobył były gracz Chelsea i Newcastle Damien Duff. Gospodarze, niesieni dopingiem swoich kibiców, chcieli wygrać ten mecz, jednak na ich drodze znowu stanęła świetnie spisująca się obrona Boltonu.

To już siódmy remis z rzędu Manchesteru City
To już siódmy remis z rzędu Manchesteru City (fot. bbc.co.uk)

Manchester City miał wspaniałą okazję, by przełamać fatalną passę sześciu remisów z rzędu. Ich przeciwnikiem na City of Manchester Stadium było Hull City. Podopieczni Marka Hughesa już od pierwszych minut zaatakowali bramkę „Tygrysów”. Jednak dogodne okazje marnowali kolejno Steven Ireland, Robinho i Shaun Wright-Phillips. Dopiero pod koniec pierwszej części meczu temu ostatniemu udało się wyprowadzić swój zespół na prowadzenie. W drugiej połowie znacznie bardziej ożywili się goście, którzy coraz śmielej atakowali bramkę Shaya Givena. Na osiem minut przed końcowym gwizdkiem w polu karnym Kolo Toure sfaulował Jana Venegoora of Hesselinka. Do jedenastki podszedł Jimmy Bullard i nie dał najmniejszych szans irlandzkiemu bramkarzowi. Więcej bramek w Manchesterze nie zobaczyliśmy i „Citizens” po raz siódmy z rzędu zremisowali. Bezbarwnym remisem 0:0 zakończyło się spotkanie Blackburn ze Stoke.

Osiem bramek na Upton Park i skromna wygrana Wigan

Grad bramek mogliśmy zobaczyć w Londynie. Na Upton Park padło ich aż osiem. Będący w dolnej części tabeli West Ham United już od pierwszych minut zaatakował bramkę Burnley. Wynik otworzył w 18. minucie Jack Collison. Minął kwadrans, a po strzale z ostrego kąta podwyższył Junior Stanislas. 10 minut później było już 3:0 dla „Młotów” za sprawą Carltona Cole’a, który wykorzystał jedenastkę podyktowaną za faul na Blake’u. Podopieczni Gianfranco Zoli nie zamierzali poprzestawać tylko na trzech trafieniach. Zaledwie sześć minut po rozpoczęciu drugiej połowy, czwartą bramkę zdobył Guillermo Franco. W 64. minucie bramkarz Burnley faulował w polu karnym, tym razem pewnie rzut karny wykorzystał Luiz Jimenez. To był już koniec bramek dla West Hamu, ale nie koniec trafień na Upton Park. Goście widząc na telebimie wynik 5:0 mocno wzięli się do odrabiana strat. Cztery minuty po piątej bramce dla West Hamu, na listę strzelców zapisał się Steven Fletcher. Sześć minut później ten sam zawodnik zdobył kolejnego gola. Przy obu trafieniach asystował były piłkarz Manchesteru United, Chris Eagles, który ostatecznie w końcówce ustalił wynik spotkania na 5:3.

Piłkarze Wigan na DW Stadium chcieli poprawić nastroje kibiców po ostatniej porażce z Tottenhamem aż 9:1. Naprzeciwko nim stanęła jedenastka Sunderlandu, który w ostatniej kolejce pokonał Arsenal Londyn. Od początku spotkania przeważali goście, jednak nie potrafili wykorzystać dogodnych sytuacji. Zawodnicy Wigan odpowiedzieli kilkoma kontratakami, ale do przerwy nie potrafili pokonać Martina Fulopa. W drugiej części spotkania znów przeważali goście i to graczom Wigan w 76. minucie udało się strzelić bramkę. Bardzo aktywny w zespole gospodarzy Hugo Rodallega wykorzystał podanie Paula Scharnera i zapewnił im prowadzenie. Zwycięstwo nad „Czarnymi kotami” poprawiło zapewne nastroje na trybunach.

Nieudany debiut Granta

Nie udał się po raz kolejny debiut Avrahama Granta na stanowisku trenera. Jego Portsmouth musiało ulec Manchesterowi United i przegrało z nim 4:1. W bramce „Czerwonych Diabłów” wystąpił Tomasz Kuszczak. Już od początku meczu United dyktowali tempo gry i to oni wyszli na prowadzenie. Rzut karny pewnie wykorzystał Wayne Rooney. Bramka znacznie ożywiła gospodarzy, którzy coraz odważniej atakowali bramkę strzeżoną przez polskiego golkipera. Polak skapitulował w 32. minucie spotkania, gdy z rzutu karnego pokonał go Kevin Boateng. Do przerwy pachniała niemałą sensacją. W drugiej połowie sześć minut wstrząsnęło zespołem Avrama Granta. Dwie bramki w 48 i 54. minucie strzelił Wayne Rooney, który skompletował hatricka. Piłkarze „The Pompey” sporadycznie groźnie kontratakowali, jednakże w bramce świetnie się spisywał Tomasz Kuszczak. Ostatecznie na trzy minuty przed końcem meczu ustalił wynik spotkania na 4:1.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze