Polskie kluby przed walką o wymarzone europejskie rozgrywki!


Czy doczekamy się dwóch przedstawicieli w fazie grupowej?

26 sierpnia 2021 Polskie kluby przed walką o wymarzone europejskie rozgrywki!
Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Polskie kluby z reguły nie zachwycały nas w bataliach o europejskie puchary, ale tego lata mamy powody do dumy. Mistrz i wicemistrz naszego kraju dotarli do ostatniej rundy kwalifikacyjnej i pozostał im ostatni krok do udziału w upragnionych rozgrywkach. 


Udostępnij na Udostępnij na

Tego lata nie uaktualniły się memy na temat udziału polskich zespołów w europejskich rozgrywkach. Nasze zespoły postanowiły ustanowić nowy rekord zwycięstw, a później także meczów bez porażki. Sześć wygranych spotkań z rzędu i jedenaście bez przegranej. Dopiero Pogoń Szczecin uległa w Chorwacji i jako pierwsza przełamała serię polskich zespołów. Tego lata rodzime kluby rozegrały już 20 spotkań w europejskich rozgrywkach. Dziesięć wygrały, siedem zremisowały i poniosły tylko trzy porażki. Dwa mecze dzielą nas od awansu dwóch polskich zespołów do fazy grupowej europejskich pucharów.  

Pierwsza szansa od sześciu lat 

Historia pamięta już takie momenty, kiedy dwa polskie kluby występowały w fazie grupowej europejskich pucharów. Ba! Nawet oba zdołały wyjść z grupy i zagrać w Europie również wiosną. Dziesięć lat temu, w sezonie 2011/2012, w fazie grupowej Ligi Europy zagrały Legia Warszawa i Wisła Kraków.  

Legia Warszawa, z dorobkiem dziewięciu punktów, awansowała z drugiego miejsca w grupie. Legioniści dwukrotnie pokonali Rapid Bukareszt i raz Hapoel Tel Awiw, a dwa razy przegrali z PSV Eindhoven i raz na wyjeździe z Hapoelem. Również z drugiego miejsca z identycznym dorobkiem punktowym awans wywalczyła Wisła Kraków. „Biała Gwiazda” mimo wysokich porażek w dwóch pierwszych meczach zmobilizowała się do walki i dzięki późniejszym wygranym z Twente, Fulham i Odense wywalczyła awans.  

W 1/16 finału Wisła Kraków trafiła na belgijski Standard, a Legia na Sporting Lizbona. Pierwsze mecze rozegrano w Polsce i oba zakończyły się remisami 1:1 i 2:2. „Biała Gwiazda” zremisowała bezbramkowo również swój rewanż w Belgii, jednak panująca zasada bramek strzelonych na wyjeździe wypromowała do kolejnej rundy zespół z Liège. Legia Warszawa przegrała natomiast w Lizbonie, tracąc decydującą bramkę w samej końcówce meczu. To był jeden z najlepszych sezonów polskich klubów w Europie.  

Kolejna taka sytuacja miała miejsce sześć lat temu w sezonie 2015/2016. Wtedy do fazy grupowej Ligi Europy awansowali Legia Warszawa i Lech Poznań. Tym razem jednak nie było już tak kolorowo. Legia zajęła ostatnie miejsce w grupie i zdołała wywalczyć tylko cztery punkty, które otrzymała za zwycięstwo z FC Midtjylland i remis z Club Brugge na własnym stadionie. Grupę wtedy wygrało włoskie Napoli z kompletem zwycięstw. 

Trochę lepiej zaprezentował się Lech Poznań, który w swojej grupie zajął trzecie miejsce i zgromadził pięć punktów. Złożyły się na to dwa remisy z Belenenses i sensacyjna wygrana we Florencji z tamtejszą Fiorentiną, której trenerem wtedy był Paulo Sousa.  

Wykonać plan optimum 

Punktem łączącym oba powyższe przypadki z aktualnym sezonem jest właśnie zespół Legii Warszawa. Mistrzowie Polski jako główny cel stawiali sobie udział w Lidze Mistrzów, lecz te plany pokrzyżowało Dinamo Zagrzeb. Stołeczna drużyna już po meczu z Florą Tallin zrealizowała swój plan minimum i jest pewna jesiennej gry w pucharach. Udział w fazie grupowej Ligi Konferencji to jednak nie jest spełnienie klubowych ambicji. Liga Europy wydaje się być idealnym planem optimum do zrealizowania. 

O to jednak wcale nie będzie łatwo, gdyż mistrzowie Polski walczą z zespołem, którego niedawno zazdrościliśmy naszym południowym sąsiadom. Slavia Praga opierając swój skład głównie na rodzimych zawodnikach, potrafiła z powodzeniem rywalizować w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Mimo że budowana na bazie chińskiego kapitału, to i tak nie wydawała kolosalnych pieniędzy na transfery. Często była pokazywana jako przykład chociażby dla Legii, która teraz ma okazję pokazać, gdzie jest ich miejsce w szeregu. 

Atutem mistrzów Polski jest fakt, że rewanż zostanie rozegrany na ich stadionie, ale czy to gwarancja sukcesu? Na pewno nie! Przecież raptem dwa tygodnie temu w identycznej sytuacji do Warszawy przyjechało Dinamo Zagrzeb i zdołało wygrać po jednym błędzie polskiej defensywy. Teraz Czesław Michniewicz i jego piłkarze muszą wyciągnąć wnioski z tamtego spotkania i postarać się, by tym razem historia się nie powtórzyła.  

To zespół, który świetnie radzi sobie na wyjazdach, w trudnych momentach. Przeglądając wyniki jej meczów w Europie, można było dostrzec, że kilka gier domowych zremisowała, a potem jechała na wyjazdy i dobrze grała. Spodziewamy się dobrego meczu, ale my też potrafimy grać jeszcze lepiej niż w Pradze. Musimy się ustrzec prostych strat piłki, bo najgroźniejsze okazje dla rywali w pierwszym spotkaniu, zwłaszcza na początku, wynikały z naszych łatwych strat. Przeciwnik od razu miał sytuacje bramkowe. Na to musimy być szczególnie uczuleni – mówił na przedmeczowej konferencji prasowej Czesław Michniewicz. 

Ze Slavią bez Juranovicia 

Mecz w Pradze był ostatnim, jaki w barwach Legii rozegrał Josip Juranović. Reprezentant Chorwacji przeniósł się na zasadzie transferu definitywnego do Celticu Glasgow. Przebieg transakcji spotkał się z krytyką, gdyż Legia sprzedała swojego kluczowego zawodnika w połowie walki o Ligę Europy.  

W dzisiejszym meczu będą mogli wystąpić wracający do zdrowia Tomas Pekhart i Artur Jędrzejczyk. Kapitan Legii powinien zagrać od początku meczu, ale jeszcze nie wiadomo na jakiej pozycji.  

Musimy z powrotem wkomponować naszego kapitana, Artura Jędrzejczyka, do podstawowego składu. Na pewno zagra od początku – kwestia, czy zagra na swojej pozycji, czyli z prawej strony trójosobowego bloku defensywnego, czy jako wahadłowy, w miejsce Juranovicia – zastanawia się szkoleniowiec Legii.  

Bukmacherzy jako faworyta wskazują czeski zespół, jednak mistrzowie Polski już w Pradze pokazali się z dobrej strony i dziś nie są bez szans na awans.  

Niepokonany Raków 

Przed historyczną szansą stoi debiutujący w pucharach Raków Częstochowa. Wicemistrzowie Polski nie mają komfortu psychicznego, tak jak Legia Warszawa, w postaci zapewnionej jesieni w Europie. Przed nimi również niewątpliwie trudniejsze zadanie, gdyż na rewanż wybierają się do Gandawy. Dotychczasowe występy podopiecznych trenera Marka Papszuna pozwalają jednak optymistycznie spojrzeć również na tę rywalizację.  

Do tej pory piłkarze Rakowa rozegrali pięć spotkań w ramach eliminacji do Ligi Konferencji i nie stracili jeszcze żadnego gola. Biorąc pod uwagę, że pierwsze spotkanie zapewniło im jednobramkową zaliczkę, to dziś wystarczy podtrzymać passę bez straty bramki. To jednak nie będzie łatwe zadanie, gdyż Gent dysponuje mocną siłą ognia. Jednak nie może przełamać swojej nieskuteczności po stracie Romana Jaremczuka. Raków ma natomiast w bramce prawdziwą ścianę, jaką w ostatnich meczach stał się Vladan Kovacević.  

Należy spodziewać się meczu, w którym to gospodarze będą kreować grę i dominować na boisku. Wicemistrzowie Polski będą zmuszeni do pracy w defensywie i próbowania swoich sił w kontrataku, ale przecież poprzednie mecze pokazały, że dobrze czują się w takiej sytuacji. Choć Belgowie są pewni swego, a bukmacherzy nie widzą większych szans dla Rakowa, to trener Marek Papszun zapowiada walkę o awans.  

Czeka nas decydujące starcie w walce o fazę grupową. Przyjechaliśmy z zamiarem awansu. Mamy małą zaliczkę. Rywal jest pewny siebie, ale przed meczem jeszcze nikt nie wygrał – powiedział na przedmeczowej konferencji trener Marek Papszun. 

Raków do rywalizacji podejdzie wypoczęty, gdyż w ostatni weekend nie rozegrał meczu ligowego, jednak rywale także odwołali swoje spotkanie. Trener Papszun nie będzie mógł skorzystać z kilku ważnych zawodników, których wyeliminowały kontuzje.  

– Nie mamy teraz do dyspozycji Zorana Arsenicia, Tomaša Petraška i Bena Ledermana. Gdybyśmy ich trzech mieli do dyspozycji, to sytuacja byłaby inna. Oni wszyscy potrzebują czasu, żeby dojść do swojej topowej formy – mówił trener podczas konferencji. 

KAA Gent to już nie ta sama półka co kilka lat temu! 

Belgijski zespół będzie faworytem, a jego nazwa kojarzy się polskim kibicom nawet z Ligą Mistrzów. Czy to jednak wciąż tak mocny zespół? Już wcześniej, przed pierwszym meczem z Rubinem Kazań, Raków Częstochowa był pozbawiany szans na awans. Słysząc nazwę rosyjskiego klubu, wszyscy przypominali sobie dwukrotnego mistrza Rosji, który świetnie prezentował się w Lidze Mistrzów. Kiedy przyjrzeliśmy się bliżej, to Rubin był odległy od czasów swojej świetności i choć dalej słusznie pozostawał faworytem, to Raków znalazł na nich sposób.  

Podobnie sytuacja ma się w przypadku belgijskiego zespołu. Swój pierwszy i dotychczas jedyny tytuł mistrza Belgii zdobyli w 2015 roku, czyli sześć lat temu. Ostatni sukces to wicemistrzostwo kraju zdobyte w 2020 roku. Niby świeża sprawa, jednak poprzedni sezon nie był już tak udany dla zespołu z Gandawy. Aktualny też nie zaczął się idealnie. Gent odniósł swoje pierwsze zwycięstwo dopiero w czwartej kolejce. Po trafieniach Michaela Ngadeu i Nurio Fortuny pokonali 2:0 KV Mechelen. Wcześniej zdobyli tylko jeden punkt po remisie na własnym boisku i dwóch wyjazdowych porażkach.   

Czy Raków Częstochowa powinien obawiać się swojego przeciwnika? Belgowie na pewno będą faworytem tego spotkania i mają po swojej stronie doświadczenie. Nie są jednak w najwyższej formie, a dodatkowo po słabym początku sezonu i porażce w Bielsku-Białej ciąży na nich presja. Oni muszą wygrać, a Raków ma na ławce wybitnego taktyka, który na pewno wykorzysta słabe punkty przeciwnika.   

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze