Polska – Ukraina: balonik oczekiwań przed Euro znów zaczął rosnąć


Zwycięstwo nad Ukrainą może rozpocząć wzrost aspiracji kibiców polskich względem Euro

7 czerwca 2024 Polska – Ukraina: balonik oczekiwań przed Euro znów zaczął rosnąć
Piotr Matusewicz / PressFocus

Mecz z Ukrainą, jak już pisaliśmy w naszej zapowiedzi, nie zapowiadał się na lekki spacerek „Biało-czerwonych”. Tymczasem goście okazali się niewygórowaną przeszkodą dla Polaków. Michał Probierz ma twardy orzech do zgryzienia, ponieważ na kilku pozycjach kandydaci pokazali się z bardzo dobrej strony. Cała drużyna zagrała dziś na tyle przekonująco, że balonik oczekiwań po wygranym 3:1 meczu Polska – Ukraina mimowolnie znów zaczął rosnąć.


Udostępnij na Udostępnij na

To Euro miało być inne. Polacy mieli jechać na nie bez napompowanego do granic możliwości balonika oczekiwań. Ale piłkarze chyba sami sobie podnieśli poprzeczkę, bo to, jak dzisiaj grali z Ukrainą, mogło się podobać. To był naprawdę bardzo dobry występ przeciwko mocnej ekipie. Michał Probierz narzekał, że na kadrę jest hejt, że potrzeba pozytywnej mobilizacji narodu przed turniejem. Tym meczem chyba w najlepszy możliwy sposób przekuł swą prośbę w czyn.

Arkadiusz Milik stracił szansę na Euro?

Dla kilku zawodników była to ostatnia szansa na przekonanie trenera Probierza do tego, aby to właśnie ich zabrał na turniej do Niemiec. Jak sam szkoleniowiec wspomniał na oficjalnej konferencji prasowej, walka była niezwykle wyrównana. Lecz już w 5. minucie Arkadiusz Milik stracił chyba na nie szansę. Napastnik Juventusu doznał kontuzji i opuścił murawę, w jego miejsce wszedł zaś Kacper Urbański.

Za to Walukiewicz golem mocno się do kadry turniejowej przybliżył

Walka o zapewnienie sobie miejsce była zacięta. Wśród zawodników, którzy musieli walczyć o miejsce na Euro, był Sebastian Walukiewicz. Defensorowi Empoli chyba zależy na wyjeździe, bo jak inaczej nazwać fakt, że po rzucie rożnym i zamieszaniu w polu karnym wyprowadził Polaków na prowadzenie?

Miał tylko tego pecha, że spory udział przy golu miał jego rywal z linii obrony, Bartosz Salamon. Trenera na pewno cieszył zdobyty gol, ale chyba jeszcze bardziej uradował fakt, że został on zdobyty po stałym fragmencie gry, po których oczekiwał większej skuteczności od naszych reprezentantów.

Polacy naprawdę mogli się podobać. Zwłaszcza że przeciwnikiem nie była słabiutka Litwa, z którą w piknikowym nastroju żegnaliśmy się, spuszczając jej łomot. Nie, to była solidnej klasy ekipa, która mogła nam napędzić stracha. Graliśmy dobrze, z doskokiem do rywala, a przede wszystkim skutecznie.

Mieliśmy czasem trochę szczęścia, jak przy golu Piotra Zielińskiego, który zszedł do środka i posłał kąśliwe dośrodkowanie wewnątrz „szesnastki” gości. Nikt go jednak nie przeciął, Buszczan spóźnił się z interwencją i z niczego zrobiło się 2:0. Asystę zapisano Kacprowi Urbańskiemu, który jak na debiut rozegrał dobre spotkanie. Może i dla niego znajdzie się miejsce na turnieju?

Polska – Ukraina: Romanczuk z golem, Skóraś takim występem może wygryźć Bereszyńskiego

Koncert Polaków trwał, a Michałowi Probierzowi puchło nie tylko zadowolenie z gry podopiecznych, ale i ból głowy, kogo tu odrzucić. Na listę strzelców wpisał się bowiem Taras Romanczuk, który na konferencji powiedział, że marzy mu się gol przeciwko „Zbirnej”. To marzenie się spełniło, a czy spełni się wyjazd na turniej?

Aby jeszcze bardziej utrudnić wybór, asystował mu Michał Skóraś, który dośrodkował piłkę wprost na głowę pomocnika mistrza Polski. Początek meczu w wykonaniu skrzydłowego niepewny, jednak z każdą minutą było coraz lepiej. Dodajmy, że grał na nie do końca swojej pozycji wahadłowego. W trakcie całego meczu pilnował tyłów, wracał do obrony, nie pozwalał na wrzutki. Możliwe, że tym występem wygryzł Bartosza Bereszyńskiego.

Polska – Ukraina: goście zagrali drugim garniturem

Żeby nie było jednak tak różowo, to dopiszemy, że Ukraińcy, choć optycznie częściej grali piłką, to nie wystawili najcięższych dział na naszą drużynę. Na ławce zasiedli Wiktor Cyhankow, Mychajło Mudryk, w bramce zamiast Łunina stał Buszczan.

Mimo gorszego jakościowo składu Ukrainy Polacy nie skończyli tego meczu z czystym kontem. Ukraińcy starali się uruchamiać dłuższym prostopadłym podaniem Artioma Dowbyka, króla strzelców La Liga. Do pewnego momentu polska obrona radziła sobie z takimi próbami.

Aż do 42. minuty, gdy Bartosz Salamon nie upilnował napastnika Girony, przegrał pojedynek biegowy, przez co Łukasz Skorupski musiał wyciągać piłkę z siatki. Parę razy Ukraińcy nas postraszyli. Bardzo dobrze wychodziły im prostopadłe zagrania w obronę, w której żaden z trójki defensorów nie stanowił monolitu, przez co kilka razy musiał nas ratować Łukasz Skorupski.

Zwłaszcza że druga połowa już tak dobra nie była. Niestety przestaliśmy zagrażać Ukraińcom i skupialiśmy się na neutralizowaniu zagrożenia. Niezłą akcję pod koniec meczu wypracował duet Buksa – Lewandowski, ale strzał tego drugiego obronił Buszczan. Ukraińcy rośli z każdą minutą, a my traciliśmy impet. Mecze trwają 90 minut, a nie 45 i na to Michał Probierz musi zwrócić uwagę, bo tak to nie może wyglądać.

Po Polska – Ukraina: czy znów rozpocznie się pompowanie?

Wygrana z naszymi wschodnimi sąsiadami to fajna sprawa. Bardziej istotne jest dla nas jednak to, że styl, w jakim reprezentacja Polski wygrała piątkowy mecz, pozwala nam sądzić, że mimowolne pompowanie balonika znów się zacznie. Czy to dobrze? Nie do końca, bo trzeba zaznaczyć, że goście ten mecz potraktowali po macoszemu, a i my w drugiej odsłonie spotkania mocno siedliśmy. Jednak dla naszego narodu nie będzie to chyba znaczyło aż tak wiele. Wynik idzie w świat oraz do serc kibiców, którzy już zaczną liczyć na jakąś sensację na Euro.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze