Polska długo męczyła się z Macedonią Północną, ale ostatecznie pokonała rywala z Bałkanów i przypieczętowała swój awans do przyszłorocznego Euro 2020. Bramki na wagę zwycięstwa zdobyli Przemysław Frankowski, dla którego jest to pierwsze trafienie w narodowych barwach, oraz Arkadiusz Milik po przepięknym uderzeniu. Zatem dwaj rezerwowi zmienili losy tego spotkania. Dziś selekcjoner Brzęczek miał nosa do zmian.
W porównaniu do spotkania z Łotwą doszło do trzech zmian w wyjściowej jedenastce. Dwie z nich dotyczyły naszych boków obrony. Tym razem rozpoczęliśmy z Recą po lewej stronie i Bereszyńskim po prawej. Poza tym w środku pola do pierwszego składu wskoczył Góralski kosztem Klicha.
Obiecujący początek i nudny koniec
Początek spotkania należał zdecydowanie do naszej reprezentacji. Podopieczni Jerzego Brzęczka kilkakrotnie zagrozili bramce Dimitrievskiego. Po raz pierwszy niebezpiecznie – z macedońskiego punktu widzenia – zrobiło się w 10. minucie, gdy z dystansu uderzył Grzegorz Krychowiak. Pomocnik Lokomotiwu dostał dziś do gry w środku pola Jacka Góralskiego, a to oznaczało automatyczne pójście Krychowiaka o jedną pozycję wyżej. Piłkarz z „dziesiątką” na plecach ma w tym sezonie niesamowitą łatwość podłączania się do akcji ofensywnych i wykańczania ich. Trener Brzęczek postanowił w końcu to wykorzystać.
Kilka minut później groźnie zrobiło się po strzałach Lewandowskiego i Zielińskiego. Pierwszy trafił obok bramki, a drugi najpierw przełożył sobie obrońcę, a potem popisał się soczystym uderzeniem w poprzeczkę. A później do końca pierwszej połowy nie działo się zbyt wiele. Jasne, na przykład okazję z rzutu wolnego miał Szymański czy w doliczonym czasie gry swoich sił próbował Grosicki, ale poza tym nie wydarzyło się już nic godnego odnotowania. Może poza tym, że piłkarze obu reprezentacji co jakiś czas się ślizgali.
W pierwszej połowie pozwoliliśmy Macedończykom kilkakrotnie wyjść z kontratakiem. Oddali też kilka niecelnych strzałów i jeden celny, po rzucie wolnym. Szczęsny pierwszy raz zmuszony był do interwencji. Ale to wszystko. Staraliśmy się wysoko odbierać piłkę, w okolicach 25., 30. metra od bramki Macedonii Północnej. Bardzo często nam się to udawało, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać.
Trenerski nos
Druga odsłona tego widowiska rozpoczęła się tak, jak skończyła się pierwsza. Gra naszej reprezentacji rozkręcała się bardzo powoli, ale z minuty na minutę wyglądaliśmy coraz lepiej. Na dobre jednak rozkręciliśmy się dopiero po zmianach, jakie przeprowadził trener Brzęczek. Jako pierwszy z ławki podniósł się Arkadiusz Milik, który zmienił dobrze grającego Szymańskiego.
Kilka minut później selekcjoner zdecydował się zdjąć bezproduktywnego Grosickiego i w jego miejsce wpuścić Przemysława Frankowskiego. Piłkarz Hull City irytował dziś swoją grą. Niby próbował szarpać, jak to ma w zwyczaju, ale nie za wiele mu wychodziło. Jak się okazało, zmiana na Frankowskiego to był strzał w dziesiątkę. Skrzydłowy Chicago Fire w dosłownie pierwszym kontakcie z piłką zdobył gola i otworzył wynik spotkania. To jego pierwsza bramka dla reprezentacji. Tym razem jet lag okazał się mu sprzyjać.
Na 2:0 podwyższył Milik. Napastnik Napoli oddał cudowny strzał lewą nogą. Nie po raz pierwszy zresztą udowodnił on, jak perfekcyjnie potrafi nią uderzać. Dzięki tym golom nasza drużyna narodowa po raz pierwszy w historii awansowała na trzeci wielki turniej z rzędu.
Na plus
Podobać się mógł – po raz kolejny zresztą – Sebastian Szymański. Młody piłkarz dostał swoją drugą prawdziwą szansę w reprezentacji i otwarcie trzeba przyznać, że jej nie zmarnował. Często był pod grą. Z chęcią brał piłkę i próbował rozgrywać akcje. Zwłaszcza w pierwszej połowie. Widać, że dobrze czuje się z piłką przy nodze.
W 22. minucie uderzył z wolnego, ale niecelnie. Na początku drugiej części gry natomiast obił aluminium macedońskiej bramki. Do stałego fragmentu gry podszedł Lewandowski, ale nasz kapitan trafił piłką w mur. Bezpańska futbolówka spadła pod nogi właśnie Szymańskiego, który przymierzył w słupek. W 68. minucie zastąpił go Milik.
Drugim wartym wyróżnienia zawodnikiem jest Grzegorz Krychowiak. Selekcjoner postanowił w końcu odciążyć go nieco z zadań defensywnych, chcąc w pełni wykorzystać jego ofensywny potencjał. Wielu uważało, że należy go spróbować na pozycji numer dziesięć, ale to mimo wszystko byłaby już przesada. Dziś zagrał na „ósemce” i wyglądał naprawdę dobrze. Brał udział niemalże w każdej akcji naszej reprezentacji, ale też nie zapominał o powrocie i rozbijaniu akcji naszych rywali.
Nie sposób jest dziś także nie pochwalić naszego selekcjonera. Dziś Jerzemu Brzęczkowi sprzyjało szczęście i tzw. trenerski nos. W odpowiednim momencie zareagował i wpuścił dwóch piłkarzy, którzy odmienili losy tego spotkania. Warto go także pochwalić za ruch z Góralskim, dzięki czemu więcej do gry ofensywnej mógł wnieść Krychowiak.