(Zielono)-biało-czerwoni


Włoska Serie A coraz chętniej zatrudnia Polaków. Chwilowy trend czy wyrobienie konkretnej marki?

19 stycznia 2019 (Zielono)-biało-czerwoni

Jeszcze kilka lat temu zainteresowanie polskimi zawodnikami ze strony klubów z Półwyspu Apenińskiego było sporadyczne. Jakiekolwiek transferowe zakusy ścisłej czołówki Serie A okazywały się zawsze niemającą większych podstaw plotką. Polacy zaliczali epizody w dużo słabszych klubach, ale i tam na ogół nie potrafili odegrać istotniejszej roli. Na moment, w którym włoska opinia publiczna spośród zawodników znad Wisły nie będzie ceniła wyłącznie... Zbigniewa Bońka, czekaliśmy naprawdę długo.


Udostępnij na Udostępnij na

Tekst, którego lekturę właśnie rozpoczynacie, był już w przygotowaniu, gdy gruchnęła wieść o transferze Krzysztofa Piątka do AC Milan. Na tę chwilę ewentualnego, ale wszystko wskazuje na to, że jest to wyłącznie kwestia czasu. Jakby komuś nie wystarczyła imponująca, zaledwie sześcioletnia podróż z Dzierżoniowa do Mediolanu, to warto przypomnieć, że od lipca piłkarzem Cagliari będzie Sebastian Walukiewicz. Polska kolonia we Włoszech rośnie w siłę!

Na przełomie wieków „ziemią obiecaną” dla polskich piłkarzy była Bundesliga. Wystarczy przypomnieć casus Hajty, Wałdocha, Wichniarka, Zdebela czy Juskowiaka. Za Odrą uzbierała się naprawdę pokaźna grupa naszych zawodników. Wyjazd do sąsiedniej ligi był dla większości spełnieniem marzeń, a duża część z nich radziła sobie tam więcej niż przyzwoicie. Obecnie rolę Bundesligi zdaje się przejmować Serie A. W Italii Polaków ceni się coraz bardziej, a większość wykorzystuje otrzymaną szansę, aczkolwiek w różnym stopniu. Są powody do satysfakcji, nie ma natomiast podstaw do hurraoptymizmu.

Przeszłość (prawie) do zapomnienia

Od czasów, gdy bohaterem włoskich stadionów był obecny prezes PZPN, polscy piłkarze we Włoszech praktycznie nie istnieli. I nie chodzi tu o deprecjonowanie poszczególnych karier, bo na ewentualne niepowodzenie może złożyć się wiele czynników. Doskonale pamiętamy przypadki Grzegorza Rasiaka (zero występów w Sienie ze względu na przekroczony limit obcokrajowców) czy Rafała Wolskiego (kontuzja na początku przygody z Fiorentiną, bardzo słaba forma, a następnie równie marny epizod w Bari). We Włoszech nie zdołał się przebić także Kamil Kosowski, który swego czasu został wypożyczony do Chievo Verona. Były reprezentant Polski zaliczył tam jedynie 23 występy, po czym zmienił Półwysep Apeniński na Iberyjski.

Na początku 2007 roku na ustach całej Polski był Radosław Matusiak, który nosił się z zamiarem opuszczenia GKS-u Bełchatów. Dla piłkarza z wyróżnieniem „Odkrycie Roku 2006” w plebiscycie „Piłki Nożnej” transfer do Palermo, w którym rej wodził Edinson Cavani, miał być trampoliną do wielkiej kariery. Zderzenie z rzeczywistością było brutalne – skończyło się na trzech meczach i jednej bramce.

Przypadków, w których włoski etap okazał się klapą, było jeszcze kilka, wystarczy przytoczyć takie nazwiska jak Dariusz Adamczuk (Udinese, 2 występy/0 goli), Wojciech Pawłowski (Udinese, 0/0) czy Piotr Czachowski (Udinese 11/0). Znacznie lepiej mieli okazję zaprezentować się Artur Boruc (62 mecze w bramce Fiorentiny), Władysław Żmuda (7 spotkań w defensywie Hellasa Verona i 43 w Cremonese) czy Marek Koźmiński (97 spotkań w Udinese i 110 w Brescii). Ogólny bilans powyższej wyliczanki doskonale pokazuje, że przez długie lata piłkarze sprawdzający się na własnym podwórku ginęli w Italii, odstając od reszty fizycznie, technicznie i mentalnie. Jeśli ktoś nie prezentował odpowiedniego samozaparcia i nie dopisywało szczęście, musiał się szybko z Półwyspu ewakuować.

Glik liderem zmian

Pochodzącego z Jastrzębia-Zdrój obrońcę w 2010 roku zatrudniło Palermo, jednak szybko został on wypożyczony do Bari. W klubie z regionu Apulia rozegrał 16 spotkań, ale zespół nie zdołał utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Reprezentant Polski za 2,5 mln euro przeniósł się do Torino i jak się później okazało, był to początek wspaniałej historii. Glik wystąpił w 171 meczach, zdobywając 13 bramek. Swoimi umiejętnościami i walecznym charakterem zaskarbił sobie zaufanie trenera (został pierwszym obcokrajowcem z opaską kapitana) i miłość kibiców, którzy na meczach śpiewali o nim piosenki i przygotowywali odpowiednie transparenty. Prezentowaną postawą na włoskich boiskach Glik nie tylko promował siebie, ale i nasz futbol, udowadniając, że piłkarz z Polski nie musi być tylko tanim wyrobnikiem.

W tym samym czasie bardzo dobre recenzje za występy w Empoli zbierał Piotr Zieliński, czego następstwem był transfer do Napoli. Warto dodać, że w sezonie 2014/2015 Kamil Glik trafił do jedenastki sezonu w Serie A, a rok później podobnego zaszczytu dostąpił właśnie Zieliński. Te wyróżnienia zwiastowały nadejście lepszych czasów dla zawodników pragnących zabłysnąć w Italii.

https://www.youtube.com/watch?v=Z1wFH94O00E

O jakości piłkarzy znad Wisły decydentów włoskich klubów upewniły niewątpliwie także finały Euro 2016, jakże udane dla „Biało-czerwonych”. To właśnie tamtego pamiętnego lata Karol Linetty zamienił Lecha Poznań na Sampdorię, a rok później dołączyli do niego Dawid Kownacki i Bartosz Bereszyński. W tym samym czasie co Linetty kurs na Neapol obrał Arkadiusz Milik. Świetnymi występami w barwach Romy Wojciech Szczęsny zapracował sobie na transfer do dominującego w Italii Juventusu i generalnie spisuje się tam bardzo dobrze. O Krzysztofie Piątku, o którym wspominałem na początku, najlepiej świadczy skuteczność.

To oczywiście nie koniec wyliczanki, ale wymieniliśmy tylko „czołówkę”, zawodników, którzy najczęściej wyróżniali się na plus. Postawa reszty (np. Stępiński, Cionek czy Jaroszyński) bywa istną sinusoidą. Za często przegrywają walkę o miejsce w składzie, a otrzymanych szans nie potrafią wykorzystać w zadowalającym stopniu. Pytanie, na ile ten stan rzeczy jest uzależniony od predyspozycji aklimatyzacyjnych, a na ile od zwyczajnej przepaści jakościowej. Być może jest to kwestia czasu, kwestia szczegółów, które znane są jedynie zawodnikowi i szkoleniowcowi zespołu, a może niezbędna jest jednak zupełna zmiana otoczenia.

Z ziemi polskiej do włoskiej: głos eksperta

Aby mieć pełen obraz tego, jak radzą sobie nasi zawodnicy w lidze włoskiej, zadaliśmy kilka pytań Piotrowi Żelaznemu z „Rzeczpospolitej” i współautorowi „Magazynu Kopalnia”.

Co jest źródłem tego, że polscy piłkarze tak licznie przybywają na Półwysep Apeniński? Zdaniem Piotra Żelaznego przyzwoita jakość za korzystną cenę: – Okazało się, że za małe pieniądze można wyciągnąć całkiem niezłych zawodników. Pojawili się agenci specjalizujący się w tym kierunku i na tym rynku. To zresztą zawsze tak działa, u nas tak samo. W ekstraklasie pojawił się Carlitos i za chwilę każdy klub szukał „swojego” Carlitosa w niższych ligach Hiszpanii. Jestem przekonany, że jeszcze przez jakiś czas będzie to główny kierunek eksportu polskich zawodników.

Oczywisty jest ogólny skok jakościowy pomiędzy poszczególnymi pokoleniami. Ale co się stało, że obecnie Polacy tak licznie są ściągani do Serie A, a jeszcze naście lat wstecz było wprost przeciwnie? Dziennikarz „Rzeczpospolitej” tłumaczy: – Liga włoska jest zdecydowanie słabsza niż kilka, kilkanaście lat temu. Przechodzi kryzys. Owszem, jest Juventus, który nieco tej teorii zadaje kłam, ale to inna Serie A niż kiedyś. Sam fakt, że kluby z tej ligi poszukują graczy w takich zespołach jak Wisła Płock czy Cracovia Kraków, musi o czymś świadczyć.

Na początku wspomniałem o tym, że Italia może się stać swoistą „ziemią obiecaną”, miejscem podobnym dla polskich piłkarzy co niegdyś Bundesliga. No właśnie, zdaniem naszego eksperta niekoniecznie: – Nie, tak się nie stanie. Chociażby dlatego, że mamy piłkarzy rozsianych po całej Europie. To już nie te czasy, że Polak za granicą był niemal tożsamy z Polakiem w Bundeslidze. Tamten okres, gdy w Niemczech było ich kilkunastu, jednak był wyjątkiem. Poza tym w tamtym czasie grali tam prawie sami reprezentanci. Fakt, że niektórzy zawodnicy grający w Serie A nie są powoływani do kadry, też świadczy o obecnym poziomie ligi włoskiej.

Reasumując, emocje trzeba studzić. Biorąc pod uwagę ogół polsko-włoskich przypadków, nietrudno zostać umiarkowanym optymistą, ale każdy przypadek jest inny. Jedni wzbijają się na nadspodziewanie wysoki poziom, podczas gdy inni bez efektów giną w tłumie. Wszyscy byśmy sobie życzyli, by większość podążyła drogą Piątka, ale to nie jest takie proste. Grono Polaków we Włoszech pewnie wkrótce jeszcze urośnie, pytanie, na ile każdy z osobna wykorzysta swoją szansę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze