Podsumowanie soboty w T-ME


30 sierpnia 2014 Podsumowanie soboty w T-ME

7. kolejka T-Mobile Ekstraklasy przyniosła całkiem sporo emocji. Szczególnie ciekawie było w Łęcznej, gdzie miejscowy Górnik po raz kolejny urządził sobie, kolejną w tym roku, domową strzelaninę. Z kolei Korona Kielce coraz wygodniej rozsiada się na pozycji czerwonej latarni w naszej lidze, i przyznać należy, że przerwa na mecze reprezentacji „Scyzorykom” spada prosto z nieba.


Udostępnij na Udostępnij na

Górnik Łęczna jest w tym sezonie prawdziwym królem swojego podwórka. Podopieczni Jurija Szatałowa rozgromili dziś Pogoń Szczecin 4:2, trzeba jednak przyznać, że wynik mógł być jeszcze wyższy, i to dla obu zespołów. Było to spotkanie, które swoim poziomem może być punktem odniesienia dla wszystkich ekip grających w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Świetny mecz rozgrywali zarówno Marcin Robak (strzelec obu goli dla Pogoni), jak i Grzegorz Bonin, który w wieku 31 lat przeżywa drugą młodość i jest motorem napędowym swojej ekipy. Swoją drogą, stadion w Łęcznej to w tym sezonie prawdziwa świątynia futbolu. Średnia ponad 4 bramek na mecz i hokejowe wyniki (jak 5:2 z Zawiszą 2 tygodnie temu) powodują, że spotkania w świątyni beniaminka mogą być potencjalnymi hitami kolejki, nawet kiedy do Łęcznej przyjedzie Korona Kielce! Z kolei Pogoń znajduje się ewidentnie pod formą i o ile awans do ósemki cały czas zdaje się realnym celem dla podopiecznych Dariusza Wdowczyka, to jeśli „Portowcy” nie poprawią swojej gry, może się okazać, że będzie to dla nich szczyt ambicji na ten sezon.

Innym królem własnego podwórka zostaje powoli Śląsk Wrocław. Piłkarze Tadeusza Pawłowskiego we Wrocławiu nie przegrali od 11 spotkań, a dziś przedłużyli swoją serię kosztem niepokonanego do tej pory Górnika Zabrze. Gospodarze w tym sezonie stracili zaledwie dwa gole i kiedy tylko na stadionie przygotowanym na Euro 2012 zaczęło pachnieć bramką dla gości, gospodarze wzięli się do roboty. Dwa gole Flavio Paixao, który idealnie wykorzystał sytuacje sam na sam ze Steinborsem, są dobrym prognostykiem dla niedawnego mistrza Polski. Okazuje się, że pod nieobecność Marco może być w Śląsku ktoś, kto potrafi wykończyć akcje ofensywne, a jeśli drużyna z Dolnego Śląska utrzyma formę z ostatnich tygodni, może w końcu Stadion Miejski przestanie świecić pustkami. Co zaś się tyczy Górnika, zespół Roberta Warzychy (Józefa Dankowskiego) za dwa tygodnie podejmie u siebie Piasta Gliwice. Lepszej okazji do rehabilitacji może już nie być. W końcu Górnik w ostatnich latach to prawdziwi „Rycerze Jesieni” .

Pogrom w Kielcach. Nie da się nie współczuć trenerowi Tarasiewiczowi. Jego piłkarze uprawiają regularny sabotaż, ich forma i wyniki sprawiają, że trzeba ich wprost traktować jako głównego kandydata do spadku. Były trener Zawiszy Bydgoszcz postawił dziś na Wojciecha Małeckiego, a ten odwdzięczył mu się interwencją, która każe się zastanawiać, czy „Pawełek” Richarda Zajaca z meczu z Lechią Gdańsk faktycznie będzie kiksem sezonu. Bramka na 2:0 zdobyta przez Mateusza Piątkowskiego była kolejnym akordem tragedii, która odbywa się w drużynie „Złocisto-Krwistych”. Bramka na 3:0, zdobyta przez Pawłowskiego, była urody wręcz przecudnej, przyznać przy niej trzeba, że Korona po raz kolejny udowodniła, że poziom T-Mobile Ekstraklasy jakoś jej w tym roku nie pasuje. Czarne stroje Jagiellonii z dzisiejszego meczu w sam raz nadają się do podsumowania nastrojów i gry drużyny „Scyzoryków” . Piast Gliwice i Zawisza Bydgoszcz na razie biją się o 15. miejsce w tabeli, bo rolę Widzewa, czerwonej latarni z ubiegłego sezonu, przejęli kielczanie. Poza spotkaniem z Pogonią Szczecin gospodarze dzisiejszego starcia nie zaliczyli w obecnym sezonie dobrego meczu, a pojedyncze akcje (wyjątkowo dziś słabego) Jacka Kiełba czy Przemka Trytki nie starczą do utrzymania. Dotychczasowe filary Korony w dzisiejszym starciu zaistniały jedynie poprzez żółte kartki (Kiełb, Golański), z kolei Jagiellonia po raz kolejny udowodniła, że sama obecność Daniego Quintany na boisku podwyższa wartość tej drużyny czterdziestokrotnie. Asysta asystą, ale zależność od hiszpańskiego (jak na warunki T-ME) cracka to problem, z którym Michał Probierz jak dotąd nie musi się mierzyć. Gorzej będzie, jak białostocka 99-tka („dziesiątka”) odejdzie…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze