„The Blues” dali z siebie naprawdę wiele w pierwszych 45 minutach pojedynku z Manchesterem City, lecz po zmianie stron całkowicie polegli. Podopieczni Pepa Guardioli zagrali natomiast niczym stary wyjadacz. Dali wyszaleć się przeciwnikom, a następnie udzielili bolesnej lekcji futbolu. Tak właśnie wyglądało najciekawsze spotkanie 19. kolejki Premier League. Starcie to było niezwykle ważne dla obu drużyn, lecz to ostatecznie Manchester City nieznacznie skraca różnicę punktową, która dzieli go od Arsenalu.
Chelsea z kolei coraz mocniej komplikuje sobie już i tak trudną sytuację w tabeli. Nie zmienia to faktu, że przed nami jeszcze sporo grania, wydarzyć więc może się wiele.
Szpital w Chelsea? Teraz jest jeszcze większy
Sytuacja kadrowa „The Blues” już od jakiegoś czasu nie jest najlepsza. Z różnego rodzaju urazami wciąż zmagają się tacy zawodnicy, jak chociażby Wesley Fofana, Edouard Mendy czy N’Golo Kante. Łącznie Graham Potter nie mógł w starciu z „The Citizens” skorzystać z aż ośmiu zawodników.
Gdyby tego było mało, już w 2. minucie hitowego starcia niefortunny pojedynek o piłkę zanotował Raheem Sterling. Szybko okazało się, że dla Anglika jest to koniec spotkania. W jego miejsce na boisku pojawił się Pierre-Emerick Aubameyang. Nie wiadomo jeszcze, jak groźny jest to uraz. Na domiar złego, w 22. minucie plac gry opuścił także Christian Pulisic. Można śmiało stwierdzić, że pech nie opuszcza w ostatnim czasie Grahama Pottera.
Sytuacja w tabeli nie jest dla „The Blues” szczególnie korzystna. Porażka z zespołem Pepa Guardioli jest już szóstą w sezonie. Oznacza to, że znajdują się w chwili obecnej na 10. lokacie, za takimi zespołami jak Brentford, Brighton czy Fulham. Do 4. miejsca, dającego awans do Ligi Mistrzów, tracą już 10 „oczek”. Do lidera z kolei – aż 19.
Manchester City nie składa broni w walce o tytuł
Dla Manchesteru City najważniejsze z kolei było wykorzystanie potknięcia bezpośredniego rywala do tytułu, czyli Arsenalu. „Kanonierzy” dali się zaskoczyć pierwszy raz od 23 października i 13. kolejki, kiedy to zremisowali z Southamptonem. Po tym meczu wygrali kolejno pięć ligowych spotkań, co pozwoliło im odskoczyć reszcie stawki. W pierwszym meczu po Nowym Roku nie udało im się jednak znaleźć sposobu na rewelację rozgrywek i mądrze grające tego dnia Newcastle.
„Obywatele” z kolei równie inteligentnie podeszli do spotkania z Chelsea. Pierwsze 45 minut było typową zasłoną dymną. Chociaż Manchester City był przez większą część czasu przy piłce, to gospodarze wypracowali sobie groźniejsze sytuacje. W okolicach 16. minuty „The Blues” wyprowadzili dwa groźne ataki, z czego podobać mógł się szczególnie drugi z nich. Marc Cucurella w świetny sposób odzyskał piłkę w środkowej strefie boiska, co pozwoliło na wykreowanie akcji powstrzymanej przez Johna Stonesa wślizgiem w ostatniej chwili.
Pierwsze groźna sytuacja City miała miejsce dopiero w 38. minucie. Niewidoczny dotychczas Erling Haaland oddał bardzo dobry strzał, który jednak minimalnie poszybował nad bramką Kepy Arrizabalagi.
Z bardzo dobrej strony pokazał się zawodnik, który wszedł na boisko za Pulisica, czyli Carney Chukwuemeka. 19-latek bez większych kompleksów niedługo po zameldowaniu się na placu gry popisał się groźnym, aczkolwiek zablokowanym strzałem, a w końcowych minutach spotkania doprawił swój występ akcją z piłką, co mogłoby przyprawić o zawroty głowy niejednego piłkarza.
28 mln latem, to będzie za mało @chelsea https://t.co/O68f3HKjYT
— JuvePoland (@JuvePoland) January 5, 2023
Chelsea nie zasłużyła na porażkę, lecz doświadczenie City przeważyło
Po zmianie stron jakieś dodatkowe, nadludzkie siły musiały wstąpić w zawodników Pepa Guardioli, ponieważ wyszli po przerwie na boisko niczym główni bohaterowie „Galactik Football”. Od pierwszych sekund ruszyli do ataku, co już w 51. minucie mogło zakończyć się bramką. Piłka jednak odbiła się tylko od słupka po strzale głową Nathana Ake.
Akcje ofensywne Manchesteru City napędzały się z każdą minutą. W pewnym momencie „The Blues” nie mogli wyjść z własnej połowy, kurczowo wręcz trzymając się swojego pola karnego. Bramka wisiała w powietrzu, a w 63. minucie w końcu byliśmy jej świadkami. Jack Grealish bardzo przytomnie odegrał w pole karne, a do futbolówki dopadł Riyad Mahrez, któremu pozostało umieszczenie jej w praktycznie pustej bramce.
FULL-TIME | Starting 2023 with a win! 🤩
🦁 0-1 🔵 #ManCity pic.twitter.com/Rpg5JXl58j
— Manchester City (@ManCity) January 5, 2023
Choć gospodarze próbowali ruszyć do ataku, to „The Citizens” nie pozwolili im na nic. Nie pomogła potrójna zmiana w ekipie Chelsea, kiedy na boisko weszli Omar Hutchinson, Conor Gallagher i Lewis Hall. Zawodnicy Grahama Pottera dość odważnie przystępowali do wymiany ciosów z rywalem, lecz nie stworzyli sobie dogodnej sytuacji do wyrównania. Ostatecznie to właśnie Manchester City mógł cieszyć się z dopisania do swojego dorobku kolejnych trzech punktów.
Pogoń za „Kanonierami” trwa w najlepsze, Graham Potter potrzebuje więcej szczęścia i czasu
Sytuacja w tabeli obu zespołów jest niezwykle ciekawa. Następne kolejki odpowiedzą na pytania, na co tak naprawdę je stać. Manchester City wciąż ma szansę na dogonienie Arsenalu, Chelsea z kolei potrzebuje punktów jak tlenu. Z całą pewnością nie pomaga jej sytuacja kadrowa, lecz nie wszystko jest jeszcze stracone.
A kolejne kolejki zapowiadają się równie ciekawie. Mistrzowie Anglii już 14 stycznia zmierzą się z United na Old Trafford, a następnie podejmą na własnym stadionie Tottenham. Chelsea z kolei ma łatwiejszy terminarz, zmierzy się bowiem z Fulham i Crystal Palace. Zdaje się, że jest to jedna z ostatnich szans na dogonienie czołówki.
Najbliższe tygodnie mogą dać odpowiedzi na pierwsze pytania. Premier League, jak co roku, dostarcza wielu emocji, warto więc trzymać rękę na pulsie.